Jennifer Greene - Błękitna sypialnia,

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jennifer Greene
Błękitna sypialnia
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W kilka sekund po wylądowaniu na lotnisku w Indianapolis Maggie zorientowała się, Ŝe
nie jest to miejsce, w którym moŜna uniknąć tłumu, szczególnie w piątkowy wieczór, kiedy
dźwiga się śpiwór, grubą i puchową kurtkę, torebkę i duŜy worek z rzeczami, waŜący chyba
ze trzy tony.
Po długim czasie znalazła się wreszcie przy wyjściu. Opuściła na ziemię swoje toboły,
odgarnęła z czoła spoconą grzywkę i zaczęła się rozglądać. Mimo wysokich obcasów trudno
jej było zobaczyć cokolwiek ponad głowami tłumu, gdyŜ mierzyła zaledwie metr
sześćdziesiąt dwa wzrostu. Dokoła niej kotłowały się ludzkie ciała. JakŜe Ŝałowała, Ŝe nie ma
pojęcia, jak właściwie wygląda Michael Ianelli.
Przygryzła dolną wargę. Wcale nie miała ochoty na poznanie tego człowieka. Nie było w
tym nic osobistego. Z wielu rozmów telefonicznych zorientowała się juŜ, Ŝe wcale nie jest
niesympatyczny. Ianelli miał, przynajmniej przez telefon, głos miękki jak roztopione masło,
lecz mimo to emanowała z niego stanowczość, me mówiąc juŜ o wręcz zniewalającym
poczuciu sumienia. Był uprzejmy, ale wcale nie krył, Ŝe nie ma najmniejszej ochoty dzielić
się spadkiem z nie znaną mu osobą i Ŝe jazda z odległej od Kalifornii o kilka tysięcy
kilometrów miejscowości ma dla niego mniej więcej taki sam powab, jak operacja wyrostka
robaczkowego.
Maggie dała mu niedwuznacznie do zrozumienia, Ŝe dzieli jego odczucia. Kiedy
postępowanie spadkowe zakończyło się, Ianelli zaproponował, by poświęcili jeden krótki
weekend, obejrzeli sobie posiadłość, która przypadła im w udziale, i zaczęli załatwiać
formalności niezbędne dla sprzedania jej. Telefoniczna rozmowa na ten temat odbyła się
przed miesiącem. Maggie zgodziła się na propozycję Ianellego. Ostatecznie, cóŜ innego
moŜna było zrobić z połową majątku składającego się z dziewięćdziesięciu akrów ziemi i
jakiegoś domu, połoŜonego w zapomnianej przez Boga i ludzi okolicy? Nic.
1
W ciągu miesiąca, jaki upłynął od tego czasu, postanowienie to nie zmieniło się, zmieniło
się natomiast całe jej Ŝycie i obraz odległej samotni nabrał dla niej nowego znaczenia.
Poznanie obcego człowieka natomiast bynajmniej jej nie pociągało.
Maggie zaczęła się niecierpliwić. Ianelli powinien był przylecieć dwie godziny temu. Tak
wynikało z rozkładu jazdy. GdzieŜ się, u licha, podziewa? pomyślała.
Nagle go zobaczyła... Stal tuŜ przy wyjściu na parking.
Ogarnęła ją złość.
Prawdę mówiąc, powinno jej być obojętne, czy Ianelli jest przystojny, czy teŜ zezowaty i
garbaty. ChociaŜ, szczerze mówiąc, wolałaby, Ŝeby był brzydki jak noc. Sięgnęła po jedną ze
swoich toreb i uśmiechnęła się kwaśno. To, Ŝe facet jest przystojny, nie jest w końcu jego
winą, pomyślała. Ani to, Ŝe wygląda jak uosobienie męskości i krzepy. Teoretycznie nie miała
nic przeciwko tym cechom. Tyle Ŝe właśnie męŜczyźni jemu podobni stanowili przyczynę jej
obecnego stanu ducha.
Powinna się była spodziewać, Ŝe Ianelli będzie smagłym brunetem o ciemnych oczach.
Jego nazwisko niedwuznacznie wskazywało na włoskie pochodzenie.
Był szczupły, lecz muskularny; emanowała z niego ogromna energia. Miał silne, szerokie
ramiona. Robił wraŜenie człowieka niecierpliwego, nie potrafiącego ustać na miejscu. Trudno
byłoby nie zauwaŜyć go w tłumie, wpaść na niego przez przypadek. ChociaŜ były zapewne
dziewczyny, które czyniły to z pełną premedytacją tylko po to, Ŝeby go potem serdecznie
przeprosić.
Miał na sobie dŜinsy, czarny sweter i krótką skórzaną kurtkę. Ciemnymi oczami, spod
łuków gęstych czarnych brwi, uwaŜnie lustrował tłum. Jego wzrok prześlizgnął się po twarzy
Maggie.
Nie zdziwiło jej to. Wiedziała, Ŝe nie przyciąga uwagi męŜczyzn, szczególnie wśród wielu
innych kobiet.
JednakŜe zadrŜała pod jego intensywnym, choć przelotnym spojrzeniem. Wyjaśniało ono
aŜ nazbyt dobrze, dlaczego zakonnice wbijały jej do głowy, by zawsze ściskała kolana w
czasie zdawkowego nawet pocałunku. Ten człowiek był istnym wcieleniem grzechu. Pokusy.
Wszystkich tych przyjemnych uczuć, które rodziły później poczucie winy.
- Panna Flannery? - zapytał, a raczej stwierdził i uśmiechnął się przelotnie.
Maggie rozluźniła się. Poczuła coś w rodzaju smutku, pomieszanego z pewnym
rozbawieniem. Znała ten uśmiech. MęŜczyźni rezerwują go zazwyczaj dla swoich ulubionych
siostrzenic.
2
Wszyscy męŜczyźni przy pierwszym poznaniu traktowali Maggie zazwyczaj z sympatią,
uprzejmością, a nawet pewnym szacunkiem. Nie była pewna, dlaczego. MoŜe dlatego, Ŝe
przypominała smukłością, piegami na nosie i burzą gęstych kasztanowych, opadających na
ramiona włosów, młodą Audrey Hepburn. Powinno ją to było cieszyć. Tak zareagowałaby w
kaŜdym razie większość dziewcząt. Ale Maggie miała inny pogląd na ten stan rzeczy. Jej
dotychczasowe Ŝycie uczuciowe nadawało się jako materiał do powieści dla dorastających
dziewcząt. Na jego podstawie mogłaby śmiało ubiegać się o kanonizację. Na przykład ostatni
przyjaciel, Al, przez bite trzy miesiące obchodził się z nią jak z filiŜanką z chińskiej
porcelany. Cztery tygodnie temu przyznał, jak mógł najtaktowniej, Ŝe woli fajansowe kubki.
Al nie był waŜną postacią w Ŝyciu Maggie, uwaŜała go po prostu za ostatnią deskę
ratunku. Przed nim było jeszcze kilka takich desek. Doszła do wniosku, Ŝe męŜczyźni juŜ
zawsze będą ją traktowali jak kruchą laleczkę z porcelany. Na pewno nie tego chciała.
Uśmiech Ianellego, pełen szacunku, zapewniający o jego czystych zamiarach, dotknął ją
do Ŝywego.
Miała ochotę uspokoić go, Ŝe nie ma się czego obawiać. Nie rzucam się na obcych
męŜczyzn, chciała powiedzieć, chociaŜ muszę przyznać, Ŝe nawet w zakonnicy potrafiłbyś
wywołać rozkoszny dreszczyk.
- Zaczęłam się juŜ trochę niepokoić... - uśmiechnęła się.
- Przykro mi, ale zepsuł mi się wynajęty samochód. Jak udał się lot?
- Dziękuję. Doskonale.
- Przyleciałem dwie godziny temu i zdąŜyłem zjeść kolację. Czy miałaby pani ochotę na
małą przekąskę, zanim wyruszymy w drogę?
- Dziękuję, jadłam w samolocie. Coś opakowanego w folię i raczej niesmacznego.
Samochód jest juŜ w porządku?
- Kilka dolarów załatwiło sprawę. Mamy przed sobą długą jazdę. Czy chciałaby pani
pójść do toalety i odświeŜyć się nieco?
- Nie, dziękuję.
Taką rozmowę mogłabym prowadzić z własną matką, pomyślała Maggie. Tyle Ŝe mama
niema szerokich ramion i bezczelnych oczu i nie emanują z niej niebezpieczne fluidy. Niezły
numer z tego Ianellego, pomyślała Maggie.
JednakŜe uścisk dłoni Mike'a dawał poczucie bezpieczeństwa i świadczył o braterskiej
przyjaźni.
- Czy porozumiał się pan z dozorcą?
- Tak, ale bez większego rezultatu. Mamy problem z pogodą, Maggie.
3
Ianelli zaczął zapinać kurtkę i Maggie sięgnęła po swoją. Spojrzała przelotnie na jego
muskularną pierś i zorientowała się, Ŝe on takŜe patrzy na jej mizerny biust. Zaczęła
zastanawiać się, czy gdyby kazała sobie wstrzyknąć silikon, całe jej Ŝycie nie potoczyłoby się
inaczej.
Weź się w garść, Maggie, powiedziała do siebie. Ciesz się, Ŝe ten facet jest przynajmniej
komunikatywny i Ŝe się nie zgrywa.
- Co z pogodą? - zapytała niezobowiązującym tonem. - W czasie lądowania
zauwaŜyłam, Ŝe pada śnieg...
- Obawiam się, Ŝe zbliŜa się śnieŜna burza. Czy ma pani jeszcze jakieś bagaŜe do
odebrania?
- Nie - odparła sucho.
ZauwaŜyła, Ŝe u jego stóp leŜy tylko zwinięty śpiwór. Widać uznał, Ŝe to wystarczy mu na
cały weekend.
Maggie z reguły zabierała praktycznie wszystko, co posiadała, nawet gdy wybierała się na
najkrótszą wycieczkę.
- Co pan miał na myśli mówiąc o dozorcy? Jest nim chyba Ned...
- Ned Whistler. Powiedział, Ŝe wprawdzie sam dom jest w doskonałym stanie, ale nie
moŜemy spodziewać się komfortu. Jest elektryczność, ale tylko zimna woda i, jak się
domyślam, będzie kłopot z ogrzewaniem.
- Nic dziwnego, skoro nikt tam od lat nie mieszka. Hej... proszę to zostawić!
Ianelli podniósł jej worek, zanim zdołała go powstrzymać.
- Jak mogłaś to przenieść przez całe lotnisko? - spytał ze zdumieniem, mimowolnie
przechodząc z nią na „ty". - WaŜy chyba tonę - roześmiał się.
- Siła woli - oświadczyła Maggie z dumą.
Co tam, pomyślała. Inna kobieta zapewne zapakowałaby na weekend z facetem tylko
jedwabną koszulkę nocną. Ale ona, Maggie, była przezorna. Zaopatrzyła się w masło
fistaszkowe, kawę, sztućce, banany, harcerski scyzoryk, mydło, ręcznik i wiele innych rzeczy.
- Po naszych telefonicznych rozmowach powinienem był być na wszystko
przygotowany - śmiał się Ianelli. - Ale posłuchaj, Maggie. MoŜe naleŜałoby nieco zmienić
nasze plany.
- Dlaczego?
JednakŜe, gdy wyszli na dwór, poznała odpowiedź na swoje pytanie. Lodowaty wiatr
wypełnił jej płuca. Cienkie igły zmarzniętego śniegu siekły policzki, a wiatr targał włosy.
Mike chwycił ją za ramię i podtrzymał. Parking przypominał lodowisko. Widoczność była
4
minimalna. Zimy w Filadelfii nie naleŜały do najłagodniejszych, ale tu, na środkowym
zachodzie, w Indianie, spodziewała się nieco lepszej pogody, zwłaszcza Ŝe zbliŜała się
wiosna. Tymczasem szalała potęŜna śnieŜyca.
- Teraz juŜ rozumiesz, dlaczego twój samolot miał opóźnienie?! - krzyknął Mike. -
Mają tu wyjątkową zimę. W ciągu ostatniego miesiąca spadło półtora metra śniegu... Kiedy
dziś rano opuszczałem San Francisco, mieliśmy dwadzieścia stopni ciepła!
Mike pomógł jej usadowić się na lodowato zimnym przednim siedzeniu i zatrzasnął
drzwiczki samochodu. Zrozumiała, co miał namyśli, mówiąc, Ŝe miał kłopoty z wynajętym
samochodem. Zamienił sportowy wóz, do którego był zapewne przyzwyczajony, na terenowy
o napędzie na cztery koła. Podczas gdy rozcierała sobie ręce, Mike usiadł za kierownicą,
włączył odmraŜacz szyb, wycieraczki i ogrzewanie.
Silnik rozgrzewał się powoli. Oddech Maggie teŜ się z wolna uspokajał. Musiała ochłonąć
po szybkim biegu przez parking, podczas którego Mike trzymał ją mocno i niemalŜe unosił w
powietrzu. I to bez pytania o zgodę.
Margaret Mary, strofowała się w duchu, przestań się wygłupiać. Co z tego, Ŝe poczułaś
dreszczyk poŜądania w zetknięciu z jego muskularnym ciałem? Przez długie lata
zachowywałaś się niezmiennie jak „porządna" dziewczyna. Zaczynałaś juŜ wątpić, czy jesteś
normalną kobietą, czy drzemie w tobie choć odrobina temperamentu.
Na szczęście Mike zachowywał się wobec niej jak wobec młodszej siostry i to było w
porządku. Naprawdę niepotrzebne jej były dwa dni w towarzystwie namolnego męŜczyzny.
- A propos zmiany planów - powiedział Mike. - Warunki drogowe są fatalne. JeŜeli
chcesz, to umieszczę cię w motelu, sam pojadę do domu naszych dziadków i wrócę po ciebie
z samego rana.
- Nie, dziękuję - odparła krótko.
- To nie znaczy, Ŝe podjąłbym jakiekolwiek decyzje bez ciebie - dodał Mike szybko. -
Zrobimy wszystko za obopólną zgodą. Ale myślę, Ŝe rano mogłabyś sobie spokojnie obejrzeć
całą posiadłość...
- Rozumiem.
- Pogoda jest koszmarna. -Widzę.
- JeŜeli masz kłopot z pieniędzmi na motel, to...
-Ianelli –powiedziała Maggie cicho, lecz stanowczo - jadę z tobą. Rozumiesz?
Przez dłuŜszą chwilę panowała głucha cisza, przerywana tylko skrzypem wycieraczek,
borykających się z marznącym śniegiem. Wreszcie udało się Mike'owi uruchomić silnik,
samochód szarpnął i ruszył naprzód.
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl