Jennifer Hayward - Przypadek i przeznaczenie,

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Jennifer HaywardPrzypadek i przeznaczenieTłu​ma​cze​nie:Ju​li​ta Mir​ska<ROZDZIAŁ PIERWSZYJe​śli cho​dzi o szczę​ście, Isa​bel Pe​ters nie mo​gła na​rze​kać na jego brak. Uda​ło jej się wy​na​-jąć sym​pa​tycz​ne, nie za dro​gie miesz​ka​nie na Up​per East Side, wy​gra​ła kar​tę do po​bli​skie​gofit​ness klu​bu, więc może nie od​zy​ska ośmiu stra​co​nych nie​daw​no ki​lo​gra​mów, do​sta​ła doprzy​go​to​wa​nia waż​ny te​mat do​ty​czą​cy wal​ki o fo​tel bur​mi​strza No​we​go Jor​ku.Ale kie​dy w lon​dyń​skim biu​rze fir​my So​pho​ros spe​cja​li​zu​ją​cej się w grach kom​pu​te​ro​wychpo​ło​ży​ła swo​ją wi​zy​tów​kę na ma​ho​nio​wej la​dzie i po​pro​si​ła o roz​mo​wę z Le​an​dro​sem Con​-stan​ti​nou, los się od niej od​wró​cił.– Oba​wiam się, że to nie​moż​li​we, pan​no Pe​ters – oznaj​mi​ła nie​na​gan​nie ubra​na i uma​lo​-wa​na re​cep​cjo​nist​ka. – Pan Con​stan​ti​nou jest w dro​dze po​wrot​nej do Sta​nów.Iz​zie za​klę​ła w du​chu. Rano, za​nim wsia​dła we Wło​szech do sa​mo​lo​tu, do​sta​ła ese​mes odswo​je​go sze​fa, żeby wy​bra​ła się do Lon​dy​nu i spró​bo​wa​ła na​mó​wić Con​stan​ti​nou na wy​wiaddla sta​cji NYC-TV. Nie​ste​ty, tra​fi​ła na kor​ki i na tak​sów​ka​rza, któ​ry zda​wał się nie ro​zu​mieć,jak bar​dzo jej się spie​szy. Przy​gry​za​jąc dol​ną war​gę, scho​wa​ła wi​zy​tów​kę do to​reb​ki.– Dużo się spóź​ni​łam?– Kil​ka go​dzin.Coś w gło​sie i twa​rzy blon​dyn​ki spra​wi​ło, że Iz​zie za​wa​ha​ła się. Czyż​by Le​an​dros Con​stan​ti​-nou, zna​ny z nie​chę​ci do pra​sy, sie​dział za​ba​ry​ka​do​wa​ny w swo​im ga​bi​ne​cie? Nie mia​ła jed​-nak cza​su na pod​cho​dy. Sa​mo​lot do No​we​go Jor​ku od​la​ty​wał za trzy i pół go​dzi​ny; za​mie​rza​łana nie​go zdą​żyć.Ski​nąw​szy na po​że​gna​nie, z ci​chym wes​tchnie​niem za​rzu​ci​ła to​reb​kę na ra​mię i ru​szy​ła dogru​bych szkla​nych drzwi, za któ​ry​mi cze​kał na win​dę tłu​mek lu​dzi spra​gnio​nych kawy i pa​pie​-ro​sa. Ni​ko​go nie po​tę​pia​ła za na​ło​gi, sama też je mia​ła. Tyle że jej na​ło​giem było ob​ja​da​nie sięi wi​zy​ty w fit​ness klu​bie. Ale co ma ro​bić dziew​czy​na, któ​rej mat​ka to słyn​na hol​ly​wo​odz​kaak​tor​ka, a sio​stra – zna​na mo​del​ka?Kie​dy drzwi win​dy się roz​su​nę​ły, tłum skie​ro​wał się do środ​ka. Po​win​na była do​łą​czyć dotych ści​śnię​tych sar​dy​nek, prze​cież się spie​szy​ła, ale już jaz​da na górę wie​le ją kosz​to​wa​ła,a na sam wi​dok cia​snej klat​ki zro​bi​ło jej się nie​do​brze.Zer​k​nę​ła ner​wo​wo na scho​dy. Nie, zej​ście na dzie​się​cio​cen​ty​me​tro​wych szpil​kach z pięć​-dzie​sią​te​go pię​tra to kiep​ski po​mysł. Lep​sza bę​dzie win​da. Prze​cież da radę; jest roz​sąd​ną ko​-bie​tą, któ​ra co​dzien​nie wy​ko​nu​je mnó​stwo od​po​wie​dzial​nych za​dań. Ro​zej​rza​ła się po holu.Obok sta​ła ko​bie​ta o ide​al​nej fi​gu​rze ubra​na w suk​nię i buty od zna​ne​go pro​jek​tan​ta. Nie​coda​lej męż​czy​zna w śred​nim wie​ku, są​dząc po roz​mia​rach brzu​cha – mi​ło​śnik sło​dy​czy, a zanim dru​gi ze smart​fo​nem – wy​so​ki, wy​spor​to​wa​ny, w szy​tym na mia​rę gar​ni​tu​rze…Nie była w sta​nie ode​rwać od nie​go oczu. W ży​ciu nie wi​dzia​ła, żeby gar​ni​tur tak do​brze nakimś le​żał. Żeby spodnie tak cia​sno opi​na​ły uda. Prze​nik​nął ją żar. Wol​no prze​nio​sła spoj​rze​-nie wy​żej na twarz męż​czy​zny i wstrzy​ma​ła od​dech. Kie​dy ona po​że​ra​ła wzro​kiem jego brzuchi uda, on przy​glą​dał jej się ba​daw​czo, ze znaw​stwem, bez cie​nia skrę​po​wa​nia. Po chwi​li prze​-rwał kon​takt wzro​ko​wy i po​now​nie za​jął się szu​ka​niem cze​goś w smart​fo​nie.Na co li​czy​łaś? – skar​ci​ła się w du​chu. Że za​cznie śli​nić się na twój wi​dok?Na​gle ci​szę wy​peł​ni​ły dźwię​ki la​ty​no​skie. Krzy​wiąc się, Iz​zie wy​do​by​ła z tor​by ko​mór​kę.– I co? – usły​sza​ła głos sze​fa.– Przy​kro mi, Ja​mes. Nie zdą​ży​łam. Wy​le​ciał już do Sta​nów.Nie mia​ła po​ję​cia, kim jest Le​an​dros ani jak wy​glą​da. Dziś rano, kie​dy szy​ko​wa​ła się do po​-wro​tu z To​ska​nii, gdzie spę​dza​ła urlop z przy​ja​ciół​ka​mi, po raz pierw​szy z ese​me​sów Ja​me​sado​wie​dzia​ła się o fir​mie So​pho​ros i bi​ją​cej re​kor​dy po​pu​lar​no​ści grze „Be​he​moth”. Nie​ja​kiFrank Mes​ser, były szef dzia​łu opro​gra​mo​wa​nia w So​pho​ro​sie, zja​wił się rano w NYC-TV,twier​dząc, że to on jest au​to​rem gry. Go​tów był udzie​lić sta​cji wy​wia​du.– Okej, do​pad​nie​my go na Man​hat​ta​nie.– My?– Za​mie​rza​łem po​wie​dzieć ci, jak wró​cisz, ale… Ca​the​ri​ne Wil​lo​uby prze​cho​dzi na eme​ry​tu​-rę. Sze​fo​wie chcą wy​pró​bo​wać kil​ka osób na jej miej​sce, mię​dzy in​ny​mi cie​bie.Ca​the​ri​ne od lat pro​wa​dzi​ła wia​do​mo​ści w week​en​dy.– Je​stem dwa po​ko​le​nia od niej młod​sza, zaj​mu​ję się spra​wa​mi lo​kal​ny​mi, nie mam do​-świad​cze​nia…– Nie szko​dzi. Tra​ci​my młod​szych od​bior​ców. Dzię​ki to​bie mo​że​my ich od​zy​skać.Iz​zie za​krę​ci​ło się w gło​wie. Po​win​na być wnie​bo​wzię​ta, że sze​fo​wie mają o niej tak do​brezda​nie, ale…– Co ma do tego Con​stan​ti​nou i So​pho​ros?– Rzad​ko zaj​mu​jesz się po​waż​ny​mi te​ma​ta​mi. Trze​ba po​ka​zać, że po​tra​fisz… Do​bra, maszsię sta​wić ju​tro o dzie​sią​tej rano. Na prze​słu​cha​nie. Przy oka​zji prze​pro​wa​dzisz wy​wiad z Mes​-se​rem.– Ja​mes, ja…– Wy​sła​łem ci mej​lem kil​ka py​tań. Po​ćwicz, wszyst​ko bę​dzie do​brze – roz​łą​czył się.W tym mo​men​cie roz​legł się dźwięk zna​mio​nu​ją​cy przy​jazd win​dy. Pod​nió​sł​szy tor​bę,ciem​no​wło​sy Ado​nis skie​ro​wał się do pu​stej ka​bi​ny. Poza nimi dwoj​giem w holu nie było ni​-ko​go wię​cej. Iz​zie ru​szy​ła przed sie​bie, ale metr od win​dy nogi przy​ro​sły jej do pod​ło​gi, a ser​ceza​czę​ło wa​lić jak mło​tem.– Je​dzie pani? – spy​tał męż​czy​zna, przy​trzy​mu​jąc drzwi.Po​stą​pi​ła krok na​przód i znów sta​nę​ła, z tru​dem wcią​ga​jąc w płu​ca po​wie​trze.– Źle się pani czu​je?– Boję się wind. Zwy​kle ko​rzy​stam ze scho​dów.Męż​czy​zna za​ci​snął usta.– Spie​szę się na lot​ni​sko, więc…– Ja też.Przy​po​mnia​ła so​bie, jak sie​dzia​ły z sio​strą w ciem​nej ka​bi​nie, z pod​ku​lo​ny​mi no​ga​mi, dy​go​-cząc ze stra​chu. Wo​ła​ły o po​moc i pła​ka​ły, pew​ne, że nikt ich nie znaj​dzie i będą tak tkwić dorana. Albo lina się urwie.– Prze​pra​szam, nie mam cza​su…Męż​czy​zna wci​snął przy​cisk. Bio​rąc głę​bo​ki od​dech, Iz​zie rzu​ci​ła się do środ​ka. Ado​nis przy​-trzy​mał drzwi, żeby jej nie zgnio​tły.– Co, do ja​snej…?– Ja… mu​szę zdą​żyć na sa​mo​lot.Męż​czy​zna wzru​szył ra​mio​na​mi. Win​da po​mknę​ła w dół. Nie jest źle, po​my​śla​ła Iz​zie. Kil​kami​nut i bę​dzie po wszyst​kim. Po​wta​rza​ła to ni​czym man​trę, spo​glą​da​jąc na wy​świe​tla​ją​ce sięnu​me​ry pię​ter. Trzy​dzie​ści czte​ry… Na trzy​dzie​stym trze​cim wsia​dło dwóch biz​nes​me​nów,wy​sie​dli na trzy​dzie​stym dru​gim. Win​da na​bie​ra​ła pręd​ko​ści. Trzy​dzie​ści… dwa​dzie​ścia dzie​- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl