Jessica Hart - Pechowa dziewczyna, ● Harlequin Romance
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JESSICA HART
Pechowa
dziewczyna
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Poppy stała przy taśmie bagażowej wachlując się
paszportem. Po klimatyzowanym powietrzu w samo
locie gorąca noc Afryki Zachodniej dusiła ją. Ze
znużeniem otarła dłonią górną wargę. Co za podróż!
Już w Gatwick było siedem godzin opóźnienia, potem
przesiadka, na którą nie zdążyła, i teraz, na domiar
złego, wszystko wskazywało na to, że jej torby zniknęły.
Jakby dla potwierdzenia tych obaw taśma szarpnęła
i zatrzymała się. Nie było na niej nic poza jakimś
pudłem i wyświechtaną walizką o smutnym, nie
chcianym wyglądzie. Poppy współczuła jej, wysilając
jednocześnie wzrok, aby przez szklaną taflę przyjrzeć
się rozgadanej, gestykulującej masie ludzkiej, wypeł
niającej szczelnie halę przylotów. Starała się wypatrzyć
w tym tłumie kogoś, kto mógł wyglądać na doktora
Keira Traherne'a.
- Szef wyprawy to typ klasycznego eksperta - po
wiedział Don Jones. - Jest bez wątpienia doskonale
znany w kręgach naukowych. Wysłałem do niego
teleks zawiadamiający, kiedy przyjedziesz, więc powi
nien czekać na ciebie w Douala.
Poppy kiwała głową z roztargnieniem. Obracała
w palcach bilet i zastanawiała się, czy podjęła właściwą
decyzję, godząc się na wyjazd do Kamerunu, aby
fotografować dla Thorpe Halliwell, firmy kompute
rowej sponsorującej naukowy projekt ochrony lasów
równikowych. Teraz żałowała, że nie przemyślała
tego lepiej. Powinna była chociaż spytać, jak wygląda
ten doktor Traherne.
Nagle zwróciła uwagę na mężczyznę około sześć
dziesiątki, który przez szklaną ścianę usiłował dojrzeć
kogoś w sali z drugiej strony. Poppy rozpromieniła
się. To na pewno doktor Traherne. Był typowym
egzemplarzem naukowca, jak z powieści, ze zmierz
wionymi włosami i rozkojarzonym wyrazem twarzy.
Podciągnęła na ramieniu pasek torby z cennym
sprzętem fotograficznym i ruszyła w kierunku wyjścia.
Było oczywiste, że jej bagażu nie ma, będzie więc
lepiej, jeśli przedstawi się doktorowi Traherne'owi,
zanim ten uzna, że ona także zniknęła. Wkroczyła
w zgiełk, nieco przytłoczona ściskiem, jaki tu panował,
i zaczęła przepychać się w jego kierunku. Biedny
stary doktor Traherne czekał chyba całe wieki
i z pewnością będzie uradowany, gdy ją w końcu
zobaczy.
- Penelopa Sharp?
Głęboki i wyraźnie zniecierpliwiony głos dochodził
z tyłu. Zaintrygowana Poppy rozejrzała się i stwierdziła,
że wpatruje się w nią dwoje lodowato szarych oczu.
Cały upał i chaos lotniska nagle odpłynęły. Oczy były
nadzwyczajne, zimne i jasne, zdumiewające na tle
silnej opalenizny, w oprawie ciemnych, prawie czarnych
rzęs.
Spłoszona, Poppy zdała sobie sprawę, że musi
wyglądać śmiesznie, gdy tak stoi i się gapi. Przywołała
się do porządku i uwolniła spod uroku tego spojrzenia.
Mężczyzna wyglądał na jakieś trzydzieści pięć lat,
miał surowy wyraz twarzy i ściągnięte brwi, gdy
patrzył na nią z góry.
- Ta-ak? - powiedziała ostrożnie. Facet nie wyglądał
przyjaźnie. Miał silne zarysowany podbródek i robił
wrażenie osobnika nawykłego do niespokojnego życia.
Tak naprawdę to nic specjalnego, uznała. Jego ostre
spojrzenie wprowadziło ją w błąd. Teraz wydawał się
jedynie ciemny i schludny w białej koszuli z krótkim
rękawem i spodniach koloru khaki. Pod pachą trzymał
skórzaną teczkę.
Bez wątpienia typ z gatunku sprawnych, pomyślała
Poppy, podświadomie zanotowała też, że wydatne
kości policzkowe nadawały jego twarzy lekko eg
zotyczny wygląd. Jeszcze raz spojrzała w oczy równie
ciepłe i zachęcające jak strumienie lodowca i zarumie
niła się mocno, gdy zdała sobie sprawę, że to
przyglądanie się wcale go nie bawiło.
- Jestem Keir Traherne.
Osłupiała ze zdumienia.
- Pan doktor Traherne? Ale... - rzuciła tęskne
spojrzenie za starszym panem, który właśnie machał
przez szybę do kogoś w hali bagażowej, po czym
znów spojrzała na Keira Traherne'a. Ale i on zdawał
się nie być zachwycony jej widokiem.
- O co, u licha, chodzi? - ponaglił, a ciemne brwi
zmarszczyły się, widząc jej zdziwienie.
- Sądziłam, że pan jest naukowcem - rzuciła bez
namysłu.
- Jestem. Nie wszyscy naukowcy chodzą w białych
fartuchach i obnoszą wszędzie swoje doktoraty, więc
obawiam się, że musi pani uwierzyć mi na słowo
- odparł zjadliwie.
Poppy zaczerwieniła się.
- Ależ naturalnie. Tylko... wygląda pan inaczej,
niż oczekiwałam.
- No cóż, przyznam, że ja również spodziewałem
się spotkać kogoś zupełnie innego. Wygląda na to, że
jest pani jedyną samotną kobietą, która przyleciała
tym samolotem. W przeciwnym razie nigdy w życiu
bym do pani nie podszedł.
Keir oglądał Poppy od stóp do głów, jej niesforne,
brązowe loki, zielone oczy o szczerym wyrazie i pełne
usta, uniesione lekko w kącikach jakby w ciągłym
uśmiechu. Była wysoka i szczupła, obdarzona pewnym
rodzajem młodzieńczego wdzięku, lecz pod jego
spojrzeniem czuła, że wygląda okropnie. Od dwóch
dni miała na sobie te same ciuchy, które teraz w lepkim
upale przylgnęły do niej jak zmiętoszone łachmany.
Nie zwróciła uwagi, że krzywo zapięła luźną, niebieską
koszulę, ale Keir to zauważył. Westchnął.
- Rozumiem, że ci z Thorpe Halliwell wysłali
zawodowego fotografa.
- To właśnie ja. - Poppy uniosła dumnie brodę.
- Proszę mi wybaczyć, jeśli powiem, że nie wygląda
pani na to.
- Ja przynajmniej noszę ze sobą aparaty foto
graficzne - odcięła się, poklepując torbę. Wytrzymała
dzielnie jego spojrzenie, tym razem przygotowana już
na paraliżujący ją chłód. - Inaczej pan też musiałby
uwierzyć mi na słowo.
Bezbłędnie naśladowała ton jego głosu.
- Wierzę Thorpe Halliwell, nie pani. Nie chciałem
żadnych kobiet w tej wyprawie, lecz nalegali na pani
uczestnictwo.
- Żadnych kobiet? A niby dlaczego?
- Głównie dlatego, że zgodnie z mym doświadcze
niem w terenie kobiety są wyłącznie cholerną zawadą.
Świadomie chciałem zatrudnić wyłącznie mężczyzn,
ponieważ nie mogę marnować czasu i zajmować się
kimś, kto fizycznie lub umysłowo nie dotrzymuje kroku
albo nie chce ubrudzić sobie rączek. Mamy również
bardzo ograniczony czas na wykonanie całej roboty
i ostatnia rzecz potrzebna mężczyznom to plączące się
wokół i doprowadzające do szału kobiety - przerwał
i łypnął na nią spode łba. - Co w tym zabawnego?
Poppy powstrzymała chichot.
- Strasznie przepraszam, ale to jest... no, myślałam,
że nikt już dziś nie mówi takich rzeczy!
- Czy usiłuje pani być zabawna, panno Sharp?
- spytał złowieszczo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]