Jessica Matthews - Skarb Boydów, ● Harlequin Medical(1)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jessica Matthews
Skarb Boydów
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Czy jest tu może lekarz albo pielęgniarka? – rozległo się z głośnika w sklepie Batesa.
Rachel Wyman zamarła. Stała akurat w dziale z farbami i zadała sobie pytanie, dlaczego
los nie zostawi jej w spokoju i nie pozwoli wylizać się z ran. A tak liczyła na to, że w
maleńkiej mieścinie, oddalonej setki kilometrów od jej starych kątów, zapomni, że jest
pielęgniarką.
A raczej że nią była, poprawiła się, ale nie zmieniło to ironicznej wymowy obecnej
sytuacji. Ledwie dwadzieścia cztery godziny temu oddała swą plakietkę identyfikacyjną i
symbolicznym gestem odwiesiła stetoskop. I oto jakiś głos wzywają do powrotu do tego,
czego nie była już w stanie znosić.
W jej głowie inny, cichy głos prowokował: Nie musisz nigdzie iść. Nikt się nie dowie. No
tak, ale ona sama wie...
– Proszę zgłosić się jak najszybciej do działu „Ogród”. Słysząc drugie wezwanie, Rachel,
sama nie wiedząc kiedy, ruszyła ku wschodniej części budynku. Cóż, mogła była inaczej
wypełnić sobie czas oczekiwania na spotkanie z babcią.
Kazała milczeć swojemu wewnętrznemu głosowi. Po co od razu wyobrażać sobie
najczarniejszy scenariusz? Ale łatwiej to powiedzieć niż zrobić. Otaczała ją rozmaitość
sprzętów zachęcających do wypróbowania sił w domowych i przydomowych pracach. W
ciągu swojej zawodowej kariery widziała mnóstwo groźnych obrażeń, których powodem były
właśnie narzędzia. Książkę mogłaby na ten temat napisać.
Wciągnęła powietrze, jakby spodziewała się poczuć znajomą woń szpitalnych środków
do dezynfekcji. Ale wokół unosił się tylko zapach farb i trocin. Przyspieszyła kroku.
Uderzył ją brak kupujących w sklepowych alejkach. A zaraz potem usłyszała krzyk
dziecka gdzieś w tle. Skuliła ramiona i zatkała sobie uszy. Przebiła się przez grupkę gapiów i
pracowników sklepu, którzy zakorkowali przejście. Sępy, pomyślała wściekła, co za sępy!
– Proszę mnie przepuścić.
Ludzie odstąpili bez słowa, usłyszeli chyba jej nie znoszący sprzeciwu ton. Zobaczyła
teraz chłopca w zielonych szortach. Leżał na podłodze między kosiarkami do trawy i
stojakiem z narzędziami ogrodowymi. Na nim, pod kątem dziewięćdziesięciu stopni, leżały
grabie z drewnianym trzonkiem, tkwiąc zębami w jego gołym udzie.
Obok klęczała brunetka, zapewne jego matka, sądząc po jej przerażonej twarzy i
podkrążonych oczach. Przez ramię zaglądała jej wystraszona dziewczynka. Dwaj pracownicy
sklepu – nastoletni chłopak i mężczyzna w średnim wieku – stali równie przerażeni.
Rachel przykucnęła obok chłopca.
– Czy ktoś wezwał karetkę?
Starszy mężczyzna, Bob Myles, kierownik działu ogrodowego, odetchnął, słysząc jej
opanowany głos.
– Tak. Zaraz tu będą. Możemy coś dla niego zrobić?
– Najlepiej dać mu spokój, proszę zabrać tych ludzi. – Zanim sama kazała się odsunąć
ciekawskim, gruby męski głos huknął, przekrzykując szepty i spekulacje:
– Koniec przedstawienia. Proszę wracać do swoich zajęć.
Tłum rozstąpił się jak Morze Czerwone, ukazując jej rudowłosego mężczyznę, którego
nie widziała, odkąd skończyła siedemnaście lat i którego nie spodziewała się już zobaczyć.
Tak, to jest Nicholas Sheridan, a jakże.
Na ułamek sekundy zastygła w bezruchu. Na ułamek sekundy ich spojrzenia skrzyżowały
się, i to ona przerwała jak najszybciej ten kontakt. Rozpoznał ją? Modliła się, by nie zdążył.
Powrót do Hooper nie był dla niej łatwy. Spaliła za sobą przeszłość, która była niegdyś jej
świetlaną przyszłością. Zderzenie z kimś, za kim sukces podążał jak cień, nie było jej
potrzebne.
Nie zakończyła jeszcze swojej cichej modlitwy, kiedy kierownik działu odezwał się:
– Doktor Sheridan! – Ulga na jego twarzy była tak wielka, jak spadek napięcia na twarzy
matki. – Jak to dobrze!
Nicholas Sheridan został lekarzem? Pod wpływem tej informacji Rachel zapragnęła
rozpłynąć się w powietrzu.
– Wpadłem po gwoździe. Szczęśliwy przypadek. – Nick przykucnął obok Rachel i
przyjrzał się chłopcu. ‘
– Co się stało mojemu staremu kumplowi? Co, Kevin?
– Powinien pan dodać „znowu”, doktorze – odezwała się matka chłopca z rezygnacją w
głosie.
– Brakowałoby mi czegoś, gdybym raz w tygodniu nie widział w gabinecie albo w
szpitalu kogoś z rodziny Pearsonów.
Obecność lekarza uspokoiła wszystkich. Matka Kevina nie odchodziła już od zmysłów,
personel sklepu poczuł się pewniej.
– No, zobaczmy, co się znów stało – dodał lekarz. Pacjent w jednej chwili zawył.
– Nie dotykaj! – krzyknął.
– Nie będę – uspokoił go Nick. – Chcę tylko popatrzeć. A ty się nie ruszaj, dobra?
Rachel przesunęła się bliżej młodego sprzedawcy. Jeszcze chwila i Nick mógłby ją o coś
zapytać.
– Potrzebna nam apteczka pierwszej pomocy i coś do unieruchomienia nogi – oznajmiła.
– Deska wystarczy?
– Świetnie. Jakieś sześćdziesiąt centymetrów.
Brad, bo tak brzmiało imię sprzedawcy, oddalił się. Rachel przyglądała się, jak Nick
prowadzi badanie. Miał zdolne ręce, tak mówiło się o nim, kiedy grał w piłkę. Ale jak widać,
jego talent nie ograniczał się do koszykówki. Posiadał jakiś wewnętrzny zmysł dotyku,
niezależnie od tego, czy sięgał po śrubokręt, czy też przesuwał ptasie gniazdo w
bezpieczniejsze miejsce na drzewie.
Matka Kevina użalała się:
– Mówiłam im, żeby nie latali, ale czy oni mnie słuchają? – Spojrzała na swoją córkę,
która teraz łaskawie spokorniała.
Dziewczynce brakowało z przodu dwu zębów, miała podrapane kolana. Posiadała
wszelkie znaki szczególne chłopczycy. I to szczęśliwej chłopczycy, Rachel poszłaby o zakład.
– Mogło być dużo gorzej – zauważyła, zapomniawszy, że chciała być niewidzialna. –
Grabie mogły mu przebić płuca albo brzuch, albo mógł na przykład stracić oko.
Matka Kevina otworzyła usta na te rewelacje.
– Musimy czymś usztywnić nogę i ustabilizować grabie – odezwał się Nick.
– Już niosą – odparła krótko Rachel.
I zaraz znalazł się obok niej Brad. Przybiegł z deską i apteczką, i z triumfalną miną.
Rachel natychmiast zajrzała do apteczki i wyjęła z niej zwój bandażu. Czuła, że oczy Nicka
śledzą każdy jej ruch.
– Jestem pod wrażeniem – mruknął. – Wyprzedza pani moje myśli.
W normalnej sytuacji jej dusza wypełniłaby się radosną satysfakcją. Teraz pragnęła
jedynie zaszyć się w kącie.
– Już panu schodzę z drogi, doktorze – rzekła uprzejmie, wyciągając do niego rękę z
bandażem.
Położył jej dłoń na ramieniu.
– Proszę zostać. Przyda się dodatkowa para rąk. Przysiadła na piętach, rozczarowana, że
jej plan ucieczki nie wypalił.
– Niedługo będzie lepiej – obiecał Nick Kevinowi. – Zaraz damy ci coś
przeciwbólowego. Wytrzymasz jeszcze chwilę?
– Ja... spróbuję.
Nick poklepał chłopca po ramieniu.
– Zuch z ciebie. Jechałeś już kiedyś karetką? Chłopiec pokręcił głową.
– No widzisz, to dzisiaj wreszcie się przejedziesz. Kumple będą ci zazdrościć. – Nick
stanął obok kosiarek do trawy i narzędzi. – Nie dałoby się tego przesunąć? Potrzeba nam
więcej miejsca.
Bob i Brad natychmiast zabrali się do roboty. Zgrzyt ciągniętego po betonie sprzętu
dzwonił w uszach Rachel.
– Ma pani jakieś medyczne wykształcenie? – spytał Nick.
– Jakieś tam. – Rachel grzebała w apteczce w poszukiwaniu plastra. Cieszyła się, że nie
musi patrzeć Nickowi w twarz. Może przesadza, ukrywając swój zawód, ale liczyła się z tym,
że wyjawienie go pociągnęłoby za sobą lawinę pytań.
– Wydaje mi się, że skądś panią znam – rzucił mimochodem.
Zabrakło jej powietrza. Żeby już przyjechała ta karetka! Gdy dołączył do nich Brad,
Rachel odetchnęła.
– Nie wyjmiecie mu grabi z nogi? – zdziwił się.
Kevin głośno jęknął, mając przed oczami tę ponurą wizję.
– Absolutnie nie – przesądził Nick. – Zrobi to chirurg, w trochę lepszych warunkach. Nie
chciałbym mu bardziej zaszkodzić. – Podniósł wzrok. – Ale trzeba coś zrobić z trzonkiem,
wyjąć go albo skrócić.
– Po co? – spytał Brad z czystej ciekawości.
– Żeby łatwiej go było transportować – wyjaśnił Nick.
– Zaraz przyślę kogoś z piłką – odparł kierownik. – Mamy tu taką, co wchodzi w drewno
jak nóż w masło.
Rachel usłyszała dumę w jego głosie. Była przekonana, że właśnie wyrecytował im
fragment mowy do klienta. Kierownik udał się szybko do telefonu, wykręcił numer i
pośpiesznie przekazał zlecenie.
– Będzie bolało? – Po twarzy Kevina spływały łzy.
– Będziemy bardzo delikatni – zapewniła go Rachel. Nick policzył do trzech i podniósł
nogę chłopca, tyle tylko by Rachel zdołała podłożyć pod nią deskę. Potem unieruchomili
nogę, obwiązując ją wraz z deską elastycznym bandażem.
– Naprawdę jest pani dobra – rzekł Nick, przytrzymując deskę, gdy Rachel owijała ją
jeszcze gazą.
– Dziękuję.
– Od niedawna w naszym mieście? – spytał.
– Mniej więcej.
– Szuka pani pracy?
– Nie – odparła. – Mam pracę.
Szczęśliwie dla niej w tym momencie przyjechała karetka. Rachel odciągnęła na bok
siostrę Kevina. Czuła, że dziewczynka wymaga ciepłego uścisku. Przyglądały się razem, jak
pielęgniarze przykrywają Nicka, Kevina i jego mamę płachtami plastikowej folii.
– Co oni robią? – spytała dziewczynka.
– Chronią ich przed odpryskami drewna i pyłem – odparła Rachel. Jeden z mężczyzn
uruchomił elektryczną piłę, która pracowała bardzo krótko i zaraz umilkła.
– Jak ci na imię? – zapytała Rachel.
– Sunny. To zdrobnienie od Sonji. Ja wolę Sunny. Obserwowały teraz, jak pielęgniarze
przygotowują Kevina do transportu. Nick był skupiony na pacjencie. Rachel miała okazję
przyjrzeć mu się, choć i tak robiła to ukradkiem.
Nie zmienił się wiele od ich ostatniego wspólnie spędzonego lata. Jego ciemne oczy w
dalszym ciągu miały w sobie ten błysk, który zamienia przeciętne w nadzwyczajne. Zawsze
był wysoki jak na swój wiek, podobnie jak ona. Ale przez minione lata różnica między nimi
powiększyła się znacznie. Dlaczego los skrzyżował znowu ich drogi w tym szczególnym
momencie jej życia? Po co jej ten mężczyzna, w którego słowniku nie ma miejsca dla wyrazu
„porażka”?
Kiedy byli młodsi, bardzo lubił się z nią drażnić. Już czuła, jak łatwo utarłby jej teraz
nosa. We wszystkim ją wyprzedzał, we wszystkim był lepszy. Do tego też inspirował innych i
tego po nich oczekiwał.
Mężczyźni przenieśli tymczasem Kevina na nosze. Rachel zobaczyła, że matka rozgląda
się za Sunny. Puściła dłoń dziewczynki, która pobiegła do matki, potem odwróciła się jeszcze
i pomachała. Rachel przesłała jej uśmiech i uniosła kciuk do góry, wdzięczna, że jej udział w
tym małym dramacie dobiegł końca. Nadszedł czas, by się po cichu zmyć. Może za kilka
tygodni, gdy się psychicznie zregeneruje, będzie gotowa odnowić stare znajomości. Może
później. Na pewno nie teraz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]