Jacquemard Serge - Wendeta, !!! 2. Do czytania, !!!. !.Kryminał i sensacja
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
SERGE JACQUEMARD
WENDETA
Przekład: MAREK NOWAK
„KB”
ROZDZIAŁ I
Klimatyzator mruczał łagodnie w kącie pokoju i powietrze
w biurze było przyjemnie chłodne. Kacem Wahad czuł, jak
materiał jego koszuli powoli schnie pod pachami. Tego samego
uczucia doznawał w dolnych partiach lędźwi, tam gdzie pasek
spodni przyciskał koszulę do ciała. Przełknął ryk miętowej
herbaty, schrupał odruchowo solonego migdała wlepiając wzrok
w Saida Chouftali.
—
Nie wiadomo, czy któregoś dnia Arabia Saudyjska i te
bratnie kraje, które nas finansują, nas nie opuszczą - kontynuował
tamten jakimś zgryźliwym tonem. - Kraje Frontu Odmowy są
biedne, z wyjątkiem Libii, ale nawet tutaj, w Trypolisie, sytuacja
może ulec zmianie. Niedawno miał miejsce spisek, który
podsycały niektóre odłamy w Armii, prozachodni oficerowie,
stawiający sobie za cel obalenie Przewodniczącego Rady
Rewolucyjnej i zaprowadzenie nowego porządku sprzyjającego
Stanom Zjednoczonym. Spisek się nie powiódł, pochłonął tylko
sporo ofiar. Ale krew pociąga za sobą krew, tak jak pieniądz
przyciąga do siebie pieniądz. I będą kolejne spiski, za rok, dwa.
Któryś się w końcu uda i będziemy musieli stąd odejść.
—
Do tego czasu możemy już osiągnąć nasz cel -
zaoponował Kacem Wahad.
—
Utworzenie Państwa Palestyńskiego? Nie uda się tą
drogą. Bratnie kraje zdradzają nas. Porozumiewają się z wrogiem
za naszymi plecami. Mamy jedną wadę, w przeciwieństwie do
pozostałych Arabów, Kacem, brak zgody. Kiedy jeszcze
studiowałem na Sorbonie zagłębiłem się w historii Galii z
pierwszego tysiąclecia...
Kacem Wahad pokiwał głową.
—
Rozumiem tę aluzję. Gallowie, ludzie kłótliwi,
anarchiści, skłóceni z Rzymianami i ostatecznie pobici przez
legiony.
—
Otóż to - przytaknął Said Chouftali. - Jesteśmy Gallami
dwudziestego wieku...
—
To zbyt pesymistyczna wizja - odparł Kacem oschłym
tonem, wobec którego jego rozmówca nie okazał lekceważenia.
Uśmiechnął się tylko pod nosem.
- Pesymistyczna, ale realistyczna - zauważył, ruchem ręki
powstrzymując jakby sprzeciw, który przeczuwał. - Nasza Sprawa
musi przetrwać wszelkie próby. Tylko, że żadna sprawa, jak
słuszna by nie była, nie przetrwa, jeśli nie jest popierana
pieniędzmi. Na razie je mamy, ale, jak mówiłem, musimy
przewidzieć przyszłość, utworzyć wojenny skarbiec, zapewnić
nam solidne bazy wypadowe, bazy ewakuacyjne, i to w jakimś
zachodnim kraju.
—
I dlatego wybór padł na Francje.
—
Tak, z racji szczególnych warunków jakie tam panują i
jakie sprzyjają moim planom.
—
Jakie są więc te plany?
Nie spiesząc się, Said Chouftali nalał znowu miętowej
herbaty do filiżanek i wstał, by napełnić spodeczek solonymi
migdałami, które obu im smakowały. Potem zapalił tureckiego
papierosa, o pachnącym, ale mdłym zapachu tytoniu.
Brakuje mu tylko rachatłukum - skwitował znużony
Kacem, ale wolał nie wypowiadać tej myśli głośno. Pozory myliły
- za grubą tłustą masą, zlaną potem mimo działających ostro
klimatyzatorów, Said Chouftali był niebezpiecznym człowiekiem,
zbyt niebezpiecznym człowiekiem, który nienawidził naigrywania
się z niego.
Odpowiedzialny za wszystkie Operacje Zagraniczne
Organizacji, miał na sumieniu około tysiąca ofiar. Był
człowiekiem twardym, okrutnym, bez skrupułów, niezwykle
inteligentnym i obdarzonym jakimś szatańskim umysłem, którego
obłudny makiawelizm panował nad najdrobniejszymi zamiarami
działań.
Kacem porównywał go do wielkiego kota o ojcowskim,
dobrotliwym, słodkim wyglądzie, ale oczach przebiegłych,
pełnych hipokryzji, zawsze gotowego rzucić się na niewinną
zdobycz.
Nie znał pobłażliwości. Winni niepowodzeń w misji byli
karani bezlitośnie. A Said znał tylko jedną słuszną karę: śmierć.
Często cytował stare arabskie przysłowie, pochodzące jeszcze z
Hedjazu: „Tylko umierając, samiec, który właśnie zapłodnił
modliszkę, okupuje własne winy, ulegając samicy...”
- Oto mój plan, Kacem...
Ten zesztywniał. Przełknął jeszcze łyk miętowej herbaty,
zagryzając solonym migdałem, aby zrobić dobrą minę. Plany
opracowane przez Saida Chouftali zawsze wprawiały go w zły
nastrój.
A Said już mówił - monotonnym głosem, pozbawionym
wszelkiej namiętności. To, co przedstawiał, było proste,
precyzyjne, jasne, bez zbędnych ozdóbek. Argumentacja też była
trafna, wszystko doskonale się układało. Żadnych widocznych
luk, przynajmniej w teorii.
Kacem Wahad był zdumiony zuchwalstwem planu, jaki
mu tu
przedstawiano. Wytrzeszczył oczy zastanawiając się, czy
powinien podać głośno swoje zastrzeżenia.
Wreszcie Said Chouftali skończył i spytał z uśmiechem:
- I co o tym myślisz, Kacem?
- Porywamy się na bardzo grubą rybę i na niebezpiecznych
ludzi, którzy nie zawahają się zabić w obronie własnej.
- Znam skalę trudności przedsięwzięcia i nie spodziewam
się sukcesu z dnia na dzień. Chcę najpierw zasiać chaos, ugodzić
w mrowisko, widzieć rozpraszające się na wszystkie strony,
zupełnie oszalałe mrówki. I miażdżyć je stojąc obok... - Wziął do
ręki książkę leżącą na jego biurku, otworzył ją i przekartkował,
nim zatrzymał się na jednej ze stron i pochylił się nad czerwoną
ramką. - To są szczegółowe dane francuskiego Ministerstwa
Spraw Wewnętrznych, Kacem. Te działania przynoszą każdego
roku dwieście miliardów franków, albo jeszcze inaczej -
dwadzieścia tysięcy miliardów starych franków...
Kacem Wahad aż poderwał się z miejsca.
—
Rzecz jasna, oficjalne statystyki - ciągnął Said
Chouftali wybuchając jakimś pełnym dysonansów śmiechem -
wciąż rozmijają się z prawdą, kiedy dotyczą spraw tego rodzaju...
—
Dwadzieścia tysięcy miliardów starych franków... -
powtórzył osłupiały Kacem Wahad.
—
Ale oczywiście nie możemy liczyć, że pewnego dnia
położymy łapę na całej tej złotej żyle, choć należy zadbać, by
odebrać swoje od pośredników. To, czego szukamy, nie jest do
„eksploatowania”,ale do „kontrolowania”. Pozostanę więc
skromny i powiem, że zadowolimy się jedną dziesiątą tej kwoty.
Długoterminowo.../
—
To i tak da jeszcze dwa tysiące miliardów starych
franków! - zdążył zauważyć Kacem.
—
Właśnie tak. Ale, powtarzam, długoterminowo... Za
taki uznaję okres dwóch lat. W każdym razie, im dalej się
posuniemy, tym niezbędne będzie dla nas stworzenie własnej
struktury. A możemy postępować jedynie etapowo.
—
Jaki więc będzie etap pierwszy?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]