Jedną ręką przytrzymuję koronę, FELIETONY
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->"Jedną ręką przytrzymuję koronę, a drugąszoruję kibel"- gorzko-śmiesznewrażeniaPolkiz życia w IslandiiOla Długołęcka20.10.2015Aleksandra Islandię potraktowała jako kraj-szalupę ratunkową. Ciężką fizyczną pracąspłacała zobowiązania z Polski i zarabiała na realizację marzeń. Nam szczerze opowiadao byciu "fizolem", walce z szalonym wichrem i kraju, w którym elfy blokują budowęautostrady.Ola Długołęcka, Kobieta.gazeta.pl: Jak to się stało, że znalazłaś się na Islandii?Aleksandra Musiał: - Kiełkowała we mnie, w nas, potrzeba wybicia się na zawodową niepodległość, ja imój partner marzyliśmy o założeniu własnego wydawnictwa. Literaturą zajmowaliśmy się hobbystycznie,Arek pisał książkę, ja byłam jej redaktorką, snuliśmy plany wielkie i piękne, ale z korporacyjną w moimprzypadku, i agencyjną (Arek był copywriterem w agencji reklamowej) pętlą na szyi trudno byłopoświęcić się ich realizacji w takim wymiarze, w jakim tego wymagały, w jakim byśmy chcieli. Brakowałoczasu i pieniędzy.Utyskiwaliśmy więc na nasz niewolniczy los, ale wytrwale dreptaliśmy w zaprzęgu, nie mając chyba dośćodwagi na radykalne zmiany. Aż zmiany zaczęły dokonywać się same. Oboje w odstępie niespełna rokustraciliśmy pracę. Próbowaliśmy wczołgać się z powrotem na rynek, ale stawał się coraz ciaśniejszy i zcoraz większym trudem łapaliśmy zlecenia, o etacie nie było mowy. Zrobiło się groźnie.I kiedy wydawało się, że dalej już tylko ściana, zadzwonił dawno niesłyszany znajomy i zaczął snućopowieść o mlekiem i miodem spływającej Islandii, na której inny znajomy świetnie się odnalazł.Dostrzegliśmy szansę dla siebie i naszych wydawniczych planów, bardzo pociągała nas też egzotykaKrainy Lodu i Ognia. „Ahoj, przygodo!”, wykrzyknęliśmy i w ciągu dwóch miesięcy wylądowaliśmy nawyspie.Mieliśmy spore zobowiązania finansowe wobec świata, o tyle było łatwiej podjąć decyzję. Byliśmyprzekonani, że jesteśmy na tyle elastyczni, a zarazem silni psychicznie, że praca fizyczna, którą mieliśmywykonywać na Islandii (jako niewykwalifikowani bądź co bądź robotnicy), okaże się odświeżającym,wyzwalającym doświadczeniem. I że to w sumie nic wielkiego, skoro prowadzi do realizacji marzenia...Sprawa okazała się nieco bardziej skomplikowana, lecz wciąż, po dwóch latach, uważamy todoświadczenia za... cenne.Co robiłaś w Polsce?- Przez blisko 20 lat pracowałam w mediach. Zaczynałam jeszcze na studiach od dziennikarstwainformacyjnego w gazetach codziennych, potem byłam redaktorką magazynów popularno-naukowych,prasy kobiecej i młodzieżowej, copywriterką i account menedżerką w agencji reklamowej, ostatniaprzygoda zawodowa to redakcja publikacji naukowych w ramach współpracy z Oficyną WydawnicząSGH.Jak wyglądały twoje początki zawodowe na Islandii?- Na początku było bardzo entuzjastycznie. Wszystko mi się podobało - nowe wyzwania, nowe przygody,kompletnie nowy wielowymiarowy świat, świetlana przyszłość i przekonanie, że w krótkim czasie uda sięzrealizować wszystkie zamierzenia. Pierwszą pracę dostałam w hoteliku 100 km od Reykjaviku nieopodalzjawiskowego wodospadu Skógafoss, wielkiej atrakcji turystycznej. Był początek sezonu, słałam rodziniebrawurowo optymistyczne raporty, sążniste relacje z kiełkującej życiowej przygody. Takiej mniej więcejtreści:„Kondycjętam trzeba mieć diabelską. Chyba mi się rzadko w życiu zdarzało być osiem godzin na nogach,w ruchu złożonym z kłusa, półobrotów, skłonów, wygięć i machania łapami. Bolą mnie stawy, plecy,najbardziej dłonie i łokcie, stopy i łydki, i biodra. Ale to minie...Albo po prostu przestanę zwracać na to uwagę, albo po prostu się to jakoś wytrenuje. Najważniejsze, żeogarniam ten złożony wyzwaniowo temat, pracodawcy są zadowoleni, a zadanie, które przyjechaliśmywykonać na wyspie, się sukcesywnie wykonuje. I mimo trudności i pewnych niedogodności mamy sporofrajdy, poczucie, że robimy coś, co nas rozwija na wielu poziomach, dowiadujemy się wielu nowychrzeczy, także o sobie...”.Ile tam wytrzymałaś?- Niecałe dwa miesiące. Arek opuścił to miejsce wcześniej. Wrócił do Reykjaviku, do pracy w centrumhandlowym w Służbach Sprzątających na Szeroką Skalę. Dołączyłam do niego jako wrak psychiczny,wymagający działań rekonstrukcyjno-renowacyjnych - praca ponad siły, Polacy, z którymi tampracowaliśmy, przestali być mili, serdeczni i pomocni, zaczęła się walka o 'godzinki', o które ja bić się nieumiałam i nie chciałam, ale oni o tym nie wiedzieli.Co ich tak denerwowało?- Wściekali się, że obsługuję gości restauracji, bo to szansa na napiwki, zapominając o tym, że z gośćmiczasem trzeba rozmawiać nie po polsku. Zaczęli podejrzewać, że nie przekazuję pracodawcy wangielskich słowach tego, o co proszą, choć nic na to nie wskazywało. Ciężko.W Reykjaviku odpoczęłam tydzień i rozesłałam aplikacje do firm sprzątających. Znalazłam pracę drugiegodnia akcji poszukiwawczej. Znowu miało być fajnie - w listach pisałam:„Naszasytuacja się stabilizuje, nie walczymy już o przetrwanie jak dzicy, są perspektywy, robi siębezpiecznie. Przestaliśmy oszczędzać na jedzeniu, czasem pijemy wino. To wszystko bez rozmachu iprzesady, ale wreszcie po ludzku. Jest nieźle.W firmie, w której się zatrudniłam, spotkałam dziewczyny, Polki, które bardzo mi pomogły wdrożyć się wobowiązki, zrobić rozpoznanie w nowej zawodowej przestrzeni. Praktyczne wskazówki osób trenującychtemat od dawna są na wagę złota. Okazało się jednak, że mimo tego wsparcia imadło się na mniezaciskało.U nas walka, głównie z własnymi ograniczeniami, niezgodą na wyniszczające fizolstwo. Codziennie wjakiś sposób przekraczamy siebie, nie poddajemy się. Znakomita sytuacja do pracy nad sobą,poskramianiem ego, rozwojem duchowym. A ego szaleje. Szarpie się i wyrywa, rozpaczliwie sięga pobezużyteczne schematy, podsuwa dziwne rozwiązania, głównie zachęca do odwrotu i podkopujewojownicze morale. Czasem chce mi się wyć. I wyję. Chce mi się rzucić to wszystko, wrócić i No właśnie, ico? I tu ego podkula ogon i grzecznie spełnia polecenie 'waruj!'. Na szczęście. Na trochę.Poza tym snujemy plany nieodległe, dobre, potrzebne, wyzwalające i to trzyma nam łebki napowierzchni. Codzienność jest po prostu przykra, bo znojna, ograniczona do tyrania, bo na nic więcejczasu nie wystarcza, i gdyby nie to, że mamy siebie, tobyśmy do reszty sfiksowali”.Ciężka fizyczna praca. Dałaś radę?- Robota spalała mi ręce. Nie wiedziałam, że są takie delikatne. Miałam zespół cieśni nadgarstka w obu,czyli zapalenie nerwu, który przechodzi od barku, przez łokieć i nadgarstek. Ból, obrzęki, drętwieniedłoni. Trochę strach, co będzie dalej.Co do tej cieśni, są trzy etapy leczenia. Jeśli nie zadziała jeden, przechodzi się do następnego. Eskalacjaintensywności interwencji. Wszystkie, niestety, zakładają niekorzystanie z rąk, a tego warunku spełnićsię nie da.Przez kilkanaście tygodni byłam na zwolnieniu lekarskim. Ból nie pozwalał spać, ani specjalnie sięczymkolwiek zajmować. System jest taki, że na początku płaci pracodawca - dwadzieścia kilka dni chyba,potem obowiązek przejmują związki zawodowe i wypłacają 80 proc. pensji. Chodziłam na rehabilitację,za którą płaciłam. Trochę pomogło. Ale z tego już się nie wyrasta. W oczach kumpli i kumpelek po fachuokazałam się strasznym mięczakiem.Transformacja z dziennikarki w sprzątaczkę była dla ciebie ciężka?- Pobyt tutaj, zanurzenie się w harującą fizycznie strefę polskiej społeczności, to jak nowe narodziny,zrzucenie skóry i lepienie pancerza, tożsamości od nowa. Nikt tu nie pyta, kim byłaś w poprzednim życiu.Naprawdę nikt nie pyta, co robiło się Polsce! Nie można się podeprzeć ani zasłonić 'redaktorstwem' czyinną środowiskowo-społeczną protezą. Te sprawy już nie budują, nie określają. Nic nie znaczą. Jesteśtylko człowiekiem. Bez wcześniejszych ról, uciułanego za ich pośrednictwem kapitału. Pozycję musiszzbudować od zera.W relacji z innymi, głównie ze współpracownikami, liczą się jakości psychiczne, nie dokonania np. napolskim polu zawodowym, liczy się charakter, usposobienie, nie talenty intelektualne. Cenniejsza jestsprawność fizyczna, siła, obrotność, niezłomność, umiarkowana życzliwość (nadmierna to oznakasłabości), skłonność do bezinteresownej pomocy (też z umiarem) niż jakieś tam np. literackie zadęcie. Totakie pierwotne, fajne nawet. Ciekawe doświadczenie, rozwijające duchowo, otwierające.To, że nikt nie pyta o to, kim się było i co robiło w Polsce, jest chyba dość wygodne. W sumie wszystkojedno, co to było. Skoro jesteś tu, znaczy, że tamto nie wyszło. Tak myślą. Nie dają szansy opowiedzieć oniuansach. I dobrze. Nie ma co się babrać, tłumaczyć.Bywały miłe chwile?- Audiobooki podczas wałęsania się po szkole, biurach i innych miejscach, do których docierałam z misjączystości i higieny, ratowały mi zdrowie psychiczne. Co prawda czasem ze zdziwieniem orientowałamsię, gdzie jestem, z niedowierzaniem badałam okoliczności, w których się obudziłam z książkowejrzeczywistości, ale to drobiazg w porównaniu z ogłupiającą mocą wykonywanej pracy.Praca w szkolnictwie tudzież modzie nie należała do łatwych. No, przede wszystkim w oświacie. W tymobszarze ochoczo przyjmowałam nauki o nietrwałości rzeczy. W sumie bardzo buddyjski klimat. Dzień wdzień, usuwając brud, kurz, piach, usypywałam antymandalę, która nieprzerwanie się odnawiała. Bowierz mi, te małe i większe potwory ze szkół podstawowych nie szczędziły energii, żeby z powrotemnapaskudzić, zaorać mój czyn heroiczny. Nierzadko na moich oczach.Czasem ulegałam przyjemnemu złudzeniu, że jako sprzątacz jestem niewidzialna. Co nie przeszkadzało,żeby codziennie robić makijaż do "munduru", upinać włosy, perfumować. Żadnych ulg mimo zmęczenia ibólu wszystkiego, obitego ciała spuchniętego od długotrwałego wysiłku. Piekło bezprzytomnej pracy.Kiedy podczas pracy docierał do mnie mój własny zapach, zapach perfum, wzbierało we mnieprzekonanie, że jednak powinnam zajmować się czym innym. Leżeć i pachnieć właśnie. Tymczasemjedną ręką przytrzymywałam koronę, a drugą szorowałam kibel. No i nie byłam niewidzialna. Widziałymnie te małe potwory ze szkoły podstawowej i czasem dokuczały.Pracodawcy cię szanowali?- Sprzątaczka nie jest na Islandii podczłowiekiem. Miłe zaskoczenie, jeśli chodzi o percepcję tegozawodu. Przede wszystkim jest widziany człowiek, który wykonuje pożyteczne działania, traktuje się gopoważnie i z szacunkiem, serdecznie, przyjaźnie.Sprzątałam w szkole, kancelariach prawnych, sklepach - sportowym i odzieżowym, agencji reklamowej,siedzibie UNICEF-u i wytwórni filmowej. Wszędzie to samo. Nie należy jednak mylić tego stosunku zzamiłowaniem czy szacunkiem do porządku, czystości i higieny, ponieważ takie cechy występują uIslandczyków w formie szczątkowej.Czym jeszcze się zajmowałaś?- Praca przy roznoszeniu gazet to najpiękniejsza praca, jaką wykonywałam w życiu! Chociaż najbardziejpogardzana. Najniższy dół dołów, nikt nie chce tego robić. Moim zdaniem niedoceniana, bo pełna uroku.Znakomita dla kondycji i sylwetki. Zazwyczaj najmują się do tego młodociani podczas wakacji.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]