Jennie Lucas - Arabskie fantazje(2), harlequin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Jennie LucasArabskie fantazjeTłumaczenie:Stanisław TekieliROZDZIAŁ PIERWSZYWiedział, że jej pragnie, od momentu, w którym ją zobaczył. Szarif bin Nazi al-Aktum, emirMachtaru, śmiał się akurat z żartu znajomego. Odwrócił się i zobaczył kobietę stojącą samotniew poświacie księżyca, nad brzegiem jeziora Como. Biała suknia wydawała się półprzezroczystaw srebrzystym świetle, a cień nagich konarów drzew zostawiał koronkowy wzór na jej skórze.Czarne włosy kaskadą spływały w dół ramion, wijąc się i lśniąc jak onyks. Miała półprzymknięteoczy, a mówiąc, poruszała bezgłośnie namiętnymi ustami. Śmiech Szarifa zamarł. Kim jest takobieta? Duchem? Złudzeniem? Jedynie gościem weselnym, odpowiedział sobie, gdy jako tako sięopanował. Takich tu pewnie wiele. A jednak gapił się na nią.Chwilę wcześniej żartowali z pana młodego, do niedawna znanego playboya, który popełniłżyciowy błąd, zapładniając swoją gosposię – fakt, bardzo piękną i przemiłą istotę, ale jednakgosposię. Szarif nigdy nie da się w coś takiego złapać, nie ma mowy!– Kto to jest? – spytał grupkę znajomych, z którymi rozmawiał, wskazując w stronę brzegu jeziora.– Ta kobieta. Nad wodą.Jego przyjaciel, książę de Alzacar, odwrócił głowę we wskazanym kierunku.– Nikogo tam nie widzę – odpowiedział.Pomiędzy nimi a nieznajomą krążył po tarasie dość spory tłum elegancko ubranych gościweselnych, popijających szampana i rozkoszujących się późnojesiennym nocnym chłodem. Właśniedobiegła końca uroczystość ślubna zorganizowana w średniowiecznej kaplicy posiadłości magnatai wszyscy czekali, aż zacznie się wesele.– Jesteś ślepy? – zapytał Szarif.– O kim mówisz? Opisz mi ją.Szarif już otworzył usta, by to zrobić, ale… powstrzymał się. Hiszpański książę był powszechnieznanym, niereformowalnym kobieciarzem. A nuż sprzątnie mu tę piękność sprzed nosa?– Nieważne – uciął, po czym bez słowa ruszył ścieżką ku brzegowi. Usłyszał za sobą parsknięcie.– Uważaj, żeby cię nie zaklął ten księżycowy blask, przyjacielu – powiedział książę de Alzacar. –Nie chciałbym niebawem uczestniczyć w podobnym przyjęciu organizowanym przez ciebie.Szarif go zignorował. Gestem dłoni dał znak ochroniarzom, by szli za nim dyskretnie z tyłu,i poprzez cienie rzucane przez załamania budynku willi podszedł do kępy drzew. Gdzie ona siępodziała? Czyżby faktycznie miał przywidzenie? Po chwili jednak zobaczył, jak kobieta przemykawśród innych gości. Podeszła jeszcze bliżej brzegu. Poszedł za nią, krocząc w białej galabii.Poruszała się tak zmysłowo… Teraz dopiero usłyszał jej cichy głos. Zmrużył oczy, by dojrzeć, z kimrozmawia, ale nikogo przy niej nie było. Czyżby mówiła do samej siebie? Wyszedł z cienia, starającsię nie zwrócić jej uwagi, ale nadepnął na jakąś gałązkę. Kobieta uniosła głowę. Przez chwilępatrzyli na siebie. Nie była ubrana na biało, jak początkowo sądził. Jej sukienka była bladoróżowa,niczym pierwszy rumieniec wiosny. Skórę miała kremową i gładką, z policzkami koloru bladych róż,opalizującymi na tle długich czarnych włosów. Wyglądała na niewiele ponad dwadzieścia lat i byłaśredniego wzrostu. Nie była typem klasycznej piękności – miała lekko zadarty nos, zbyt silnie możejak na kobietę zarysowane brwi i nieco zbyt spiczasty podbródek. Ale jej pełne usta były niezwykledelikatne, a w wielkich brązowych oczach malowała się nostalgia i… jakby strach.– Kim jesteś? – wyszeptała.Szarif zamrugał powiekami.– Nie wiesz, kim jestem? – zapytał.Potrząsnęła głową.– A powinnam wiedzieć?Nie należała zatem do kręgu bliskich znajomych pana młodego, bo tam wszyscy dobrze znali szejkaplayboya, który potrafił wydać miliony euro w jeden wieczór spędzony z uroczą towarzyszką, miałzawsze pod ręką sześciu ochroniarzy i o którym mówiło się, że ma sypialnię wysadzaną w całościdiamentami, co było zresztą nieprawdą, oraz że kiedyś pod wpływem alkoholu i impulsuzaproponował, że kupi Manchester United, co akurat było prawdą.Naprawdę nie wie, kim jestem? Czy to tylko wymówka, by zgrywać niedostępną? Postanowił dlakaprysu dostosować się do reguł jej gry.– Jestem jednym z gości weselnych – powiedział, wzruszając ramionami.– Ach tak? – westchnęła. – Ja też.– Dlaczego płaczesz?– Nie płaczę.Patrzył, jak w świetle księżyca pojedyncza łza umyka spod jej rzęs i spływa po policzku.– Nie?Gwałtownie wytarła policzek.– Nie.Pochylił w jej stronę głowę i spytał ciszej:– Kochasz się w panu młodym?– Nie! Skąd?!– Ależ nie ma w tym nic złego! Pół Londynu, jak mawiają, łkało, gdy usłyszało, że CesareFalconeri ma poślubić swoją gosposię…– Jestem przyjaciółką Emmy!No tak, powinien był to przewidzieć… Szybko się jednak pozbierał i odparł:– Płaczesz więc, bo zdałaś sobie sprawę, że podoba ci się tak, że nie będziesz się mogłapowstrzymać, by z nim nie flirtować?Zrobiła wielkie oczy.– Ty… chyba oszalałeś? Nie wiem, do jakich kobiet jesteś przyzwyczajony, ale ja… nigdy… Niemogłabym… – Ponownie otarła oczy. – Cieszę się, że są razem. Wyglądają, jakby byli sobieprzeznaczeni.– Ach tak… – Szarif był wyraźnie zawiedziony. – Więc… płaczesz po kimś innym?– Nie…– To o co chodzi?– O to, że… To nie twoja sprawa!Szarif zrobił krok w jej stronę. Stali teraz skryci przed resztą gości przez konar jakiegośwyjątkowo dużego drzewa. Niemal mógł jej dotknąć. Usłyszał, jak nabiera powietrza i odruchowoodsuwa się od niego na krok. Poczuł się dziwnie oszołomiony. Nigdy chyba nie widział oczu takciepłych i tajemniczych. Poczuł, że chce poznać tajemnicę nurtującą tę kobietę. No i… chciałby teżpoczuć jej ciepło na swojej skórze. Uniósłszy brew, posłał jej uśmiech, jakiemu, był przekonany, niemogła się oprzeć żadna przedstawicielka słabszej płci – a w każdym razie nigdy się dotąd nie oparła.– Dlaczego płaczesz,signorina?– zapytał niemal szeptem. – Dlaczego odeszłaś od towarzystwai przyszłaś tu sama nad brzeg?Jej usta otworzyły się, potem zamknęły. Odwróciła wzrok.– Mówiłam ci już, że wcale nie płaczę.– Tak jak powiedziałaś, że nie wiesz, kim jestem.– Bo nie wiem.Jeśli kłamie co do jednej sprawy, pomyślał, to pewnie kłamie też w drugiej. Powoli obejrzał ją odstóp do głów. Bladoróżowa sukienka leżała na niej jak ulał. Była taka zgrabna, tak inna niż wszystkie,które spotykał dotychczas i którymi był już nieco znużony. Pragnął czegoś nowego. Kogoś nowego.Nieważne, czy wiedziała, kim jest, czy też udawała, by zdobyć jego zainteresowanie – pragnął jeji już. A skoro pragnął, to będzie ją miał. Zawsze przecież dostawał to, czego chciał.Zarumieniła się pod jego spojrzeniem, co jedynie podsyciło jego pożądanie.– Robi się zimno. – Głos Szarifa zmienił się w ponętny pomruk. – Wróćmy do willi.Porozmawiamy przy szampanie – dodał, próbując ją objąć.– Ja? Z tobą? – wyjąkała przestraszona. Nie poruszyła się.Rzucił szybko okiem na jej lewą rękę.– Nie jesteś przecież mężatką. Zaręczona?Potrząsnęła głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]