Jennifer Taylor - Trudna miłość, ● Harlequin Medical(1)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jennifer Taylor
Trudna miłość
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Wiedział, że to ona, gdy tylko stanęła w drzwiach.
Rozpoznał ją, choć nigdy dotąd jej nie spotkał. Jej
włosy miały ten sam miodowozłoty odcień co włosy
Daniela. Wszedłszy do baru, przekrzywiła głowę i roz
glądała się identycznie, jak robił to jej syn.
Owen Gallagher zacisnął dłoń na szklance. Przygo
towywał się do tego spotkania, ale widząc podobieńst
wo między tą kobietą a Danielem zrozumiał, w jak
niebezpiecznej sytuacji się znalazł. Jeśli nie zachowa
rozwagi, straci syna. Ta myśl była nie do zniesienia.
Kochał Daniela ponad wszystko i nie pozwoli, żeby ktoś
mu go odebrał.
Nagle do pubu weszła spora grupa ludzi i Owen
stracił kobietę z oczu. Przeklął pod nosem i wstał, usiłu
jąc odnaleźć ją wzrokiem. Powinien był do niej podejść,
gdy tylko ją zobaczył, zamiast siedzieć i martwić się, co
go czeka. Zwykle się nie wahał. W pracy nie mógł sobie
na to pozwolić, bo często decydował o ludzkim życiu.
Ufał swojemu instynktowi, a jednak teraz bał się mu
zawierzyć. Ta sytuacja dotyczyła go zbyt osobiście i nie
powinien liczyć na to, że sam instynkt poprowadzi go
właściwą drogą. Musi kierować się rozumem, nie ser
cem, gdyż przyszłość Daniela zależy od jego decyzji.
Tłum nagle rozpierzchł się po kątach, a Owen ode
tchnął z ulgą, widząc, że kobieta podchodzi do baru.
Wstał i po paru sekundach znalazł się obok niej. Była
wyższa i szczuplejsza, niż sobie wyobrażał. Miała na
sobie czarny garnitur z białą bluzką i czarne pantofle na
niskim obcasie. Ubranie było dosyć kiepskiej marki.
Żakiet był za luźny w talii, a rękawy za długie.
Widział teraz jej twarz z profilu. Serce mu zamarło,
kiedy śledził wzrokiem łuk jej brwi, prostą linię nosa
i pełne wargi. Z profilu jeszcze bardziej przypominała
Daniela. Owen nie był tchórzem, a jednak z trudem
zapanował nad paniką, która go ogarniała. Ta kobieta
może zburzyć spokój Daniela...
Błądził spojrzeniem po jej opadających na ramiona
włosach, gęstych i prostych, które połyskiwały w świet
le lampy nad barem. Kiedy pochyliła głowę, by wyjąć
z torebki portmonetkę, miał ochotę ich dotknąć, spraw
dzić, czy są takie zimne i gładkie, na jakie wyglądają.
Opuścił rękę i wciągnął nerwowo powietrze. To
bez znaczenia, jakie są jej włosy w dotyku. Ważne, że
są takie same jak włosy Daniela. Im szybciej to za
akceptuje, tym łatwiej o nich zapomni. Jeśli będzie
skupiał uwagę na podobieństwie między matką i sy
nem, emocje nie pozwolą mu działać logicznie. Nie
wiedział o niej nic poza tym, że stanowiła zagrożenie.
Wtem kobieta się odwróciła. Owen przeraził się, kie
dy ich oczy się spotkały. Jeszcze nie był gotowy na
rozmowę.
- Przepraszam...
Miała zachrypnięty głos. Przeszły go ciarki, kiedy
usłyszał go po raz pierwszy. Do tej pory porozumiewali
się listownie. On wysłał jej krótki list, proponując spot
kanie, a ona odpisała jeszcze zwięźlej, wyrażając zgodę.
Nie zastanawiał się nad brzmieniem jej głosu, więc
teraz z przerażeniem stwierdził, że ten głos wydał mu
się bardzo seksowny.
Odsunął się, by mogła przejść, a kiedy mu podzięko
wała, czuł już gęsią skórkę na całym ciele. Raptem
zabrakło mu powietrza. Pospieszył do wyjścia. Miał
jedno pragnienie - uciec od sytuacji, która okazała się
0
wiele bardziej stresująca, niż się spodziewał. Dotknął
klamki i uświadomił sobie, że nie może uciec. Najpierw
musi jej coś wytłumaczyć. Nabrał powietrza w płuca
1 zawrócił. Nigdy tak bardzo jak w tej chwili nie po
trzebował spokoju ducha.
Rose znalazła wolny stolik i usiadła. Postawiła kieli
szek na tekturowej podkładce. Nie miała ochoty na
drinka, zamówiła go, ponieważ tego do niej oczekiwa
no. Kiedy człowiek wchodzi do pubu, zamawia drinka.
Taki tu porządek, w przeciwieństwie do jej życia, które
z wolna zamieniało się w koszmar. Przeszył ją strach,
wzięła do ręki kieliszek i upiła łyk wina z nadzieją, że ją
uspokoi. Od chwili, gdy wyraziła zgodę na to spotkanie,
denerwowała się coraz bardziej.
Nie miała pojęcia, czego chce od niej Owen Galla
gher, poza tym, że miało to coś wspólnego z Danielem,
którego osiemnaście lat temu oddała do adopcji. Od
tamtej pory nie było dnia, by o nim nie myślała. Czegóż
takiego chce dowiedzieć się od niej Owen Gallagher?
Czy nie zapomniała o swoim dziecku? Taką miała na
dzieję, ponieważ wtedy nie byłoby problemu z odpo
wiedzią. Nigdy nie przestała myśleć o Danielu, nigdy
nie przestała żałować tego, że okoliczności zmusiły ją
do rozstania z synem. Żałowała, chociaż była przekona
na, że postąpiła słusznie.
Rose odstawiła kieliszek drżącą ręką. Do tej pory nie
dopuszczała do siebie myśli, że Daniel może być chory
i dlatego Gallagher ją odszukał. Cały czas znajdowała
w prasie historie o matkach, które po latach łączyły się
z dziećmi z powodu ich choroby. Nie zniosłaby, gdyby
jej syn był nieuleczalnie chory...
Poderwała się od stolika, bo nie była w stanie usie
dzieć spokojnie, dręczona podobnymi przypuszczenia
mi. Gallagher umówił się z nią na siódmą, a siódma już
minęła. Może się rozmyślił? W takim razie nie ma sensu
dłużej czekać...
- Pani Tremayne? Jestem Owen Gallagher. Dzięku
ję, że zgodziła się pani na to spotkanie.
Rose stłumiła okrzyk. Mężczyzna ją zaskoczył..
- Dopiero co spotkaliśmy się w barze - zauważyła.
- Tak. Proszę usiąść.
Wskazał jej krzesło. Rose zajęła miejsce po prostu
dlatego, że nie wiedziała, co zrobić. Dlaczego wcześniej
jej się nie przedstawił? Dlaczego stał i przyglądał się jej
w taki dziwny sposób?
Zauważyła go od razu, oczywiście. Nawet w tym
tłumie się wyróżniał. Wysoki i ciemnowłosy, spodobał
by się każdej kobiecie. Kiedy siadał, objęła go spo
jrzeniem i zobaczyła świetnie skrojony szary garnitur,
śnieżnobiałą koszulę, jedwabny krawat i otaczającą go
aurę dostatku. Zadrżała. Takiego człowieka nie można
lekceważyć.
- Lepiej od razu przejdę do rzeczy, pani Tremayne.
Osiemnaście lat temu razem z moją zmarłą żoną za
adoptowaliśmy pani syna.
- Zmarłą żoną? - powtórzyła. - To pana żona nie
żyje?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]