Jerzy Robert Nowak - Prawda o Kielcach 1946r, Jerzy Robert Nowak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Prawda o Kielcach 1946 r.
Prof. Jerzy Robert Nowak
Część I
Mija już kolejna, 56. rocznica zajść antyżydowskich w Kielcach, które tak
mocno zostały wykorzystane przez komunistyczną propagandę dla
oczernienia Polski i Polaków w świecie. Rozliczne świadectwa i
udokumentowane książki szeregu autorów (m.in. byłego oficera WP
żydowskiego pochodzenia Michaela Chęcińskiego, Krzysztofa
Kąkolewskiego i ks. Jana Śledzianowskiego) wyraźnie wskazały na
prawdziwy charakter zbrodni kieleckiej.
Zajścia antyżydowskie w Kielcach były prowokacją sowiecką, zorganizowaną
dla odwrócenia uwagi Zachodu od sfałszowanego referendum w Polsce i od
niewygodnej dla Rosji debaty nad Katyniem w czasie Procesu
Norymberskiego. Sprawa pełnego odkrycia przebiegu zbrodni pod względem
prawnym miałaby więc tym większe znaczenie dla obalenia kłamstw na temat
najnowszej historii Polski. Tym bardziej oburzający jest więc fakt, że
świadomie blokowano działania prawne, zmierzające do ustalenia prawdy o
wydarzeniach kieleckich. Prezentowany tu kilkuodcinkowy cykl ma na celu
syntetyczne przedstawienie prawdy o zajściach kieleckich 1946 r. w świetle
dotychczasowych badań.
Przebieg zajść kieleckich
Badania naukowców i innych autorów, próbujących odkry prawdziwe kulisy
zbrodniczych zajś kieleckich (m.in. książka znakomitego reportera
Krzysztofa Kąkolewskiego "Umarły cmentarz"), całkowicie obaliły
twierdzenia komunistycznej propagandy o rzekomej roli "reakcyjnego
podziemia", andersowców itp. w przygotowaniu napaści na Żydów. Nie
zdołano udowodni tej roli, pomimo, stosowania tortur wobec uwięzionych,
zastraszania świadków i adwokatów w zorganizowanym i sfabrykowanym
przez reżim procesie rzekomych winowajców - procesie, w którym nie
skazano żadnego z faktycznych sprawców kieleckich zajś antyżydowskich. Z
nagromadzonych przez dziesięciolecia świadectw wyraźnie wyłania się
faktyczna sprawcza rola NKWD W ZBRODNI KIELECKIEJ.
Tej roli
podporządkowane były uczestniczące w zajściach kieleckich różne
komunistyczne "siły porządku", w tym wojsko, milicja, KBW (Korpus
Bezpieczeństwa Wewnętrznego).
A oto jak wyglądał przebieg zbrodniczych zajś kieleckich 4 lipca 1946 roku.
Pod pretekstem szukania rzekomo zaginionego chłopca, Henryka Błaszczyka,
do domu na Plantach, w którym mieszkała liczna grupa Żydów, dwukrotnie
wchodzili w różnych fazach milicjanci, wojsko, KBW, oficerowie wywiadu
wojskowego i sześciu współdziałających z nimi cywilów. Innych osób nie
wpuszczano, umundurowani chcieli bowiem sami obrabowa upatrzone ofiary.
Krzysztof Kąkolewski na dowód premedytacji, z jaką przeprowadzono całą
zbrodniczą akcję, podaje fakt, że Żydzi byli wyraźnie mordowani wybiórczo.
W pierwszej kolejności zastrzelono trzy osoby: rabina Kahande, najbogatszego
kieleckiego kupca, pragnącego reaktywowa w mieście działalnoś handlową
(a więc ożywi "kapitalizm" w Kielcach), i adwokata, upominającego się o
żydowskie mienie zagrabione w czasie wojny. Rabina zastrzelił
niezidentyfikowany oficer. Wszystkie zabójstwa zostały popełnione przez
wojsko, milicję i wspomnianych sześciu cywilów, prawdopodobnie
należących do specjalnych oddziałów, powołanych przez wojsko dla celów
dywersyjnych.
Pomimo skoncentrowania w Kielcach wielkich jednostek wojska, milicji, UB,
KBW i oddziałów sowieckich, przez wiele godzin świadomie nie
zorganizowano skutecznej pomocy dla Żydów osaczonych w budynku na
Plantach. Wystarczyłaby zaś do tego mała częś posiadanych środków. Szef
Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, major Władysław
Subczyński, odmówił wysłania na miejsce gromadzenia się tłumu kompanii
szturmowej WUBP pod pretekstem, że żołnierze są zmęczeni nocną akcją w
terenie. Uniemożliwiono przybycie na miejsce zajś przedstawicieli
duchowieństwa i prokuratora. Nawet nieduże jednostki wojska czy UB
mogłyby z łatwością rozproszy stosunkowo niewielkie zbiorowisko ludzi,
gromadzące się wokół budynku na Plantach. Zbierający się tam tłum - wbrew
późniejszym zafałszowaniom - nigdy nie był większy niż paręset osób.
Zbrodnicza bezczynnoś stacjonujących w mieście wielkich jednostek
wojskowych polskich i sowieckich (przy równoczesnym udziale niektórych
przedstawicieli oficjalnych "sił porządku" w mordach) spowodowała zabicie
kilkudziesięciu Żydów.
Warto w tym kontekście przytoczy opinię Bożeny Szaynok, autorki książki
"Pogrom Żydów w Kielcach 4 VII 1946", Warszawa 1991. Pisała ona, iż
"działania milicji służyły niewątpliwie rozwojowi wydarzeń pogromowych.
Działania szefa WUBP
[Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego
- J.R.N.] b
yły niewątpliwie skierowane na spotęgowanie wydarzeń pogromu."
(s. 108).
Major Subczyński, stary agent Moskwy sprzed wojny, uważany za głównego
organizatora masakry ze strony polskiej bezpieki, uratował się od wszelkiej
odpowiedzialności dzięki stanowczej interwencji władz sowieckich w jego
sprawie. A później robił dalej przyśpieszoną karierę wojskową, mimo braku
nawet matury (zrobił ją dopiero w 1956 roku).
Na czym polegała jednak rola NKWD w pogromie i kto je reprezentował?
Szczegółowo udokumentowaną ocenę na ten temat przyniosła wydana w 1982
roku w Nowym Jorku książka Michaela Chęcińskiego "Poland. Communism -
Nationalism - Antisemitism", ciągle jeszcze zbyt mało znana w Polsce. Jej
autor, były oficer Wojska Polskiego żydowskiego pochodzenia, związany ze
służbami specjalnymi, wyemigrował z Polski w 1968 roku. W swej książce
jako pierwszy dowodził, że główną rolę w całej sprawie odegrał z ramienia
NKWD oficer sowieckiego wywiadu Michaił Aleksandrowicz Diomin.
Chęciński wskazał na interesującą współzależnoś: fakt, że Diomin został
przysłany do Kielc, miejsca raczej "mało prawdopodobnego" jako cel pobytu
dla wykwalifikowanego oficera sowieckiego wywiadu, na kilka miesięcy
przed antyżydowskimi zajściami 1946 roku w Kielcach, a wyjechał w dwa
tygodnie po nich. Jak zbadał Chęciński, Michaił Diomin był oficerem
wyraźnie wyspecjalizowanym w sprawach żydowskich. W latach 1964-1967
był oficerem wywiadu sowieckiego w Izraelu, pracując tam jako sekretarz
attaché handlowego w ambasadzie sowieckiej w Tel Awiwie. Według
Chęcińskiego, właśnie Diomin nadzorował działania wspomnianego majora
Subczyńskiego, który już poprzednio próbował zorganizowa - w
prowokatorskim celu - podobne do kieleckich zajścia antyżydowskie w
Rzeszowie i Krakowie.Wtedy miały one mierne powodzenie, tym razem
przyniosły oczekiwany przez jego rosyjskich mocodawców potworny skutek.
Powołując się na opinię pani Lewkowicz-Ajzenman, szefa sekretariatu w
Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa w Kielcach, Chęciński pisał:
"
Pani Lewkowicz-Ajzenman dodała: 'Kiedy po latach znalazłam się w Izraelu,
w gazecie natknęłam się na to nazwisko Dyomin, sekretarza attaché
handlowego w ambasadzie radzieckiej w Tel Avivie. Wzbudziło to moją
ciekawość i postanowiłam popatrzeć na tego człowieka. Bez wątpienia był to
ten sam Dyomin. Ciekawe, prawda? Przysłanie Dyomina do Izraela mogłoby
sugerować, że był specjalistą w sprawach żydowskich (...)'. To, że Dyomin był
wykorzystywany do bardzo ważnych zadań, zostało potwierdzone przez
amerykańskiego historyka zajmującego się KGB. Wymienia on Michaiła
Aleksandrowicza Dyomina (pisanego również Demin) jako oficera wywiadu
wojskowego w Izraelu w latach 1964-1967 i w Republice Federalnej Niemiec
od 1969 r. (...)."
(cyt. za polskim przekładem fragmentów książki M.
Chęcińskiego w: Antyżydowskie wydarzenia kieleckie 4 lipca 1946 roku.
Dokumenty i materiały, oprac. Stanisław Meducki, Kielce 1946, tom II, s.
102-103).
Chęciński wskazywał, że bezsprzecznie największą korzyść z zamieszania
wywołanego zajściami antyżydowskimi w Kielcach, tak w Polsce, jak i za
granicą, wyciągnęli sowieccy komuniści.
Zbrodnia kielecka stała się dla nich okazją dla nagłośnienia wśród liberałów i
lewicowców na Zachodzie gromkich oskarżeń o antysemityzm wobec
polskiego podziemia, kręgów emigracyjnych i hierarchii katolickiej. Zdaniem
Chęcińskiego, dowód o udziale polskich i rosyjskich oficerów bezpieczeństwa
w zajściach antyżydowskich
"jest zgodny z ich dobrze znanymi globalnymi
celami i taktyką. Masowa emigracja Żydów z Polski ułatwiła zadanie (dała
broń do ręki) Związkowi Radzieckiemu przez przeładowanie obozów dla
uchodźców w zachodnich strefach Niemiec i Austrii oraz wystawienie na
próbę rządów brytyjskich w Palestynie, dokąd większa część tych Żydów
chciała się udać. Antyżydowskie wybuchy w Polsce służyły jako pretekst do
wzmocnienia kontroli nad polskim aparatem bezpieczeństwa poprzez
wskazanie, że Polacy, nawet komuniści, nie są w stanie sami utrzymać prawa
i porządku (...). Co więcej, mogli usprawiedliwiać wszystkie przyszłe represje
polityczne jako konieczne dla zahamowania antysemickich sentymentów
ludności (...)".
Głównym celem tak efektywnie zaplanowanej przez Sowiety zbrodniczej
prowokacji kieleckiej było jednak odwrócenie uwagi Zachodu od dokonanego
przez komunistów zaledwie parę dni przedtem
gigantycznego fałszerstwa
wyników referendum.
Na ten motyw kieleckiej zbrodni zwrócono bardzo
szybko uwagę już w pierwszych komentarzach uczciwych obserwatorów
wydarzeń w Polsce.
Już 7 lipca 1946 roku, a więc zaledwie kilka dni po zbrodni antyżydowskiej w
Kielcach, grono polskich intelektualistów, po części osób pochodzenia
żydowskiego, w USA wydało deklarację jednoznacznie akcentującą jako
motyw zbrodni to, że:
"Reżimowi warszawskiemu zależy na odwróceniu uwagi
światowej opinii publicznej od swoich ogromnych problemów w
administrowaniu krajem - ponieważ nie opiera się on na woli większości
Narodu Polskiego - lecz potężnej policji bezpieczeństwa, za którą stoi
okupacyjna armia sowiecka. W chwili, kiedy opinia publiczna krajów
demokratycznych zaczyna sobie zdawać sprawę z oszustw i nadużyć, jakie
popełnia w Polsce prosowiecki reżim (by wspomnieć tylko ostatnie,
oszukańcze referendum),
rząd warszawski sprowokował morderstwa w
Kielcach - ubierając się w togę obrońcy społeczności żydowskiej - aby
upozorować, że jest za obroną demokracji"
.
(Porównaj zamieszczony w
aneksie pełny tekst deklaracji polskich intelektualistów z Nowego Jorku).
Warto zwróci szerszą uwagę na tę bardzo często przemilczaną dziś przez
niektórych tendencyjnych autorów deklarację polskich i żydowskich
intelektualistów z USA, tak szybko wskazującą na prawdziwe źródła mordu na
Żydach.
Bardzo istotnym podskórnym celem zajść antyżydowskich w Kielcach w
1946 roku było szukanie przez NKWD swoistego "anty-Katynia"
. Akurat
na 3 dni przed krwawymi zajściami w Kielcach - 1 lipca 1946 roku -
rozpoczęło się postępowanie dowodowe Trybunału Narodów w Norymberdze
w sprawie Katynia. 4 lipca, tj. w dniu pogromu, zaczęły się przemówienia
stron w tej sprawie. Osoby dobrze poinformowane wiedziały już wtedy, że nie
ma szans dowiedzenia Niemcom hitlerowskim udziału w zbrodni na polskich
oficerach. Zostawał jedyny faktyczny winny - Związek Sowiecki (szerzej
uwagi K. Kąkolewskiego na ten temat w książce "Umarły cmentarz",
Warszawa 1996).
Przemilczane zajścia antyżydowskie w innych krajach
Co najbardziej zdumiewa w sprawie zbrodni kieleckiej 1946 roku, to fakt
skrajnego przemilczenia przez ogromną częś badaczy w Polsce tego, że
podobne zbrodnie miały miejsce po 1944 roku także w innych krajach, które
znajdowały się pod kontrolą sowiecką, a więc na Słowacji, na Węgrzech i na
Ukrainie.
Co więcej, wszędzie tam wydarzenia rozgrywały się wyraźnie
według bardzo podobnego scenariusza jak w Kielcach.
Bardzo podobne
było w nich zachowanie wojska i milicji oraz wyraźna rola sprawców o
komunistycznej proweniencji, których nigdy nie ukarano. Bardzo podobne
były też cele polityczne zajś antyżydowskich w innych krajach.
Tak jak
zajścia w Kielcach miały odwrócić uwagę Zachodu od monstrualnie
sfałszowanego referendum, tak zajścia na Węgrzech czy Słowacji miały
odwracać uwagę od przejawów skrajnego bezprawia i gwałtów,
dokonywanych przez wojska sowieckie - rozprawy z prozachodnią
opozycją.
Docierające na Zachód wieści o zlinczowaniu Żydów w
Kunmadars, Azd czy Miskolcu miały skutecznie przesłania sprawy wielu
tysięcy gwałtów, popełnionych przez żołnierzy sowieckich na Węgrzech, czy
nawet bestialstw w stylu zamordowania przez pijanych żołdaków sowieckich
katolickiego biskupa Gyórmosa Apora (za to, że próbował udzieli schronienia
w swym pałacu biskupim kobietom uciekającym przed sowieckimi
gwałcicielami). Nieprzypadkowo seria gwałtownych zajś na Węgrzech (od
Kunmadars po Miskolc) przypadła na czas wiosny - lata 1946, gdy sowieckie
władze okupacyjne rozpoczęły z pomocą węgierskiej komunistycznej milicji i
bezpieki kampanię aresztowań i zastraszeń dla osłabienia bazy politycznej
prozachodniego rządu Ferenca Nagya.
W opracowanej przez grupę wybitnych żydowskich badaczy na Zachodzie
monografii historii Żydów w państwach zależnych od Związku Sowieckiego
zwrócono szczególną uwagę na znamienne zachowanie pozostających pod
nadzorem komunistów "sił porządku": wojska i policji. W czasie zajś
antyżydowskich w mieście Velke Topolcany 24 września 1945 r. w toku
sześciogodzinnych zamieszek zniszczono wszystkie mieszkania żydowskie,
raniono 49 osób. Policja przez cały ten czas nie tylko nie interweniowała w
obronie napadniętych Żydów, lecz przeciwnie, uczestniczyła wraz z wojskiem
w pogromie (por. The Jews in the Soviet Satellites by Peter Meyer, Bernard D.
Weinryb i in., Westpoint, Connecticut 1953, s. 105).
Podobnie jak w Słowacji, a później w Polsce, także i na Węgrzech wiosną
1946 r. w miejscowościach, w których dochodziło do krwawych zajś
antyżydowskich, umocnione jednostki kontrolowanej przez komunistów
milicji nie były skłonne do interweniowania (tak było w Kunmadars w maju
1946 r. czy w Diósgyör w czerwcu 1946 r.). We wspomnianej historii Żydów
w państwach satelickich pisano, iż pomimo faktu, że śledztwo wykryło, że
sprawcami pogromu w Kunmadars byli członkowie partii komunistycznej,
faktyczni sprawcy uniknęli kary (The Jews in the Soviet Satellites, s. 425).
Na Węgrzech do pierwszych gwałtowniejszych zajś antyżydowskich po
wojnie doszło w "zd i Sajószentpeter 23 lutego 1946 r. Koncentrowały się one
głównie na grabieży sklepów i mieszkań. 23 maja 1946 r. chłopi w
Kunmadars, podburzeni przez ewidentnego prowokatora (Zsigmonda Totha),
zabili trzech kupców żydowskiego pochodzenia i ciężko poranili osiemnastu
innych. W czerwcu 1946 podpalono synagogę w Mak. 30 lipca 1946 r.
wielotysięczny tłum w Miskolcu (drugim po Budapeszcie pod względem
liczebności mieście Węgier) zlinczował dwóch kupców - Żydów, a w
kolejnych zajściach zamordował również Żyda - oficera bezpieki (wszystkich
uczestników zajś antyżydowskich w Miskolcu wypuszczono na Węgrzech na
wolnoś po niecałym roku).
Na łamach popularnego węgierskiego dziennika "Magyar Nemzet" z 15 marca
1991 r. przytoczono wymowne oceny węgierskiego historyka Marii Schmitd.
Stwierdzała ona, że to ręka sowieckich tajnych służb kryła się za histerią
wokół mordów rytualnych, wzniecaną w Słowacji w kwietniu 1946 r., na
Węgrzech w maju 1946 r. (obok Kunmadars także w Mezökövesd i
Hajduhadhaza) oraz w Polsce w lipcu 1946 r.
Zdaniem Marii Schmidt:
"Sowieckie kierownictwo chciało uwolnić się od żydowskich warstw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]