Jeżeli jesteś gotowy cz. III Będzie, fanfiction, harry potter, snarry
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tytuł: "Jeżeli jesteś gotowy"
Tytuł oryginału: "If You Are Prepared"
Pairing: HP/SS
Raiting: NC-17
Kategoria: angst, dramat, romans
Ostrzeżenia: chan-slash 16-18, śmierć bohatera, przemoc, dark
Tytuł oryginału: If You Are Prepared:
1. The Truth About Harry
2. The Boy Cannot Know
3. Come What May
Autor: Cybele
Link do oryginału:
Zgoda na tłumaczenie: Wysłana prośba
Tłumacz: część I i II oraz III do rozdziału 5: LosPeciakos, rozdział 6, III części: Nami, od rozdziału 7: Nigra.
Beta: Zil, Tyone
Seria „Jeśli jesteś gotowy” składa się z trzech części:
Pierwsza: Cała prawda o Harrym
Druga: Chłopiec nie może się dowiedzieć
Trzecia: Będzie co ma być
Beta: Zil i Tyone :) Obu dziękuję za wspaniałą pracę. Wszelkie błędy są tylko i wyłącznie moją winą.
Z błogosławieństwem Nami zapraszam serdecznie!
~~~~
Część III: Będzie, co ma być
Rozdział pierwszy: Wszystkie dobre rzeczy
Pogrążam się, pogrążam się coraz bardziej.
Za każdym razem, kiedy wyplątuję się z nieładu pościeli i długich, młodych kończyn, obiecuję sobie, że to będzie
ostatni raz. Za każdym razem wiem, że znowu mu się poddam. To nasza gra. Jak długo będę potrafił się
powstrzymać? Gra razem za mną. Niewinny uśmiech. Filuterny, wstydliwy śmiech. Pocałunek pełen
upozorowanej niewinności, że aż prawie wierzę, że odrodził się na nowo za każdym razem, kiedy do mnie
przychodzi. Odnawia się. Bez końca.
Ale jak wszystko, to też się skończy. Jutro ściany, które ustawiliśmy wokół tego szczególnego gniazda, runą z
łoskotem. Stanie się Harrym Potterem uczniem szóstego roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. A
ja powrócę do tytułu profesora Snape’a, mistrza eliksirów, wszędzie nienawidzonego chama. Mówię sobie, że
będę pamiętał o naszych pozycjach. Bardzo łatwo było o nich zapomnieć, uwięzionym w tych ścianach, żyjąc w
innej rzeczywistości, gdzie hedonizm jest kodeksem moralnym i nie istnieje taka bestia jak konsekwencje. Ale
poza tym drzwiami rzeczywistość staje się najważniejsza.
- Severus – szept w ciemności. Jeżeli odpowiem, przyjdzie do mnie. Tak długo jak on jest tym, który zaczyna, ja
mogę udawać, że słabość jest moim jedynym występkiem.
Pogrążam się. – Hmm.
Słyszę jak gramoli się z dodatkowego łóżka, które Dumbledore postawił w sypialni. Nie żeby na wiele się zdało.
Przynajmniej mogę symulować, że jeszcze mam jakieś morale. On pogrywa razem ze mną, już nie narzeka,
kiedy go odsyłam. Wie, że nie pobędzie tam zbyt długo.
Jęk sprężyn, które do tej pory nie były tak dźwięczne. Wślizguje się pod pościel i rozciąga się u mojego boku. –
O czy myślałeś?
- Jakie wiodłem spokojne życie, zanim ty się w nim pojawiłeś.
- Raczej śmiertelnie nudne. – Śmieje się. Jego palce wędrują po mojej klatce. Noga wsuwa między moje. Dawno
temu przestałem być zaskoczonym tym gestem. Wzdycha z zadowoleniem. Powstrzymuję się, żeby nie zrobić
tego samego. – Nie będziesz wiedział, co robić, kiedy odejdę. – Droczy się.
Wiele poziomów prawdy zawartej w tym zadaniu oszałamia mnie. Jestem prawie wdzięczny, kiedy muska moje
usta swoimi, sprowadzając mnie na ziemię. Nie będę wiedział co robić, kiedy już odejdzie. Przeklinam się za
zbytnie przyzwyczajenie do jego obecności. Jego nieobecność na pewno zostanie zauważona. Ciepło ciała,
które wciąż pachnie słońcem, mimo że go nie widziało od ponad miesiąca. Odprężająca cisza, która jest między
nami. On zajmuje te miejsce. Fizycznie i psychicznie wypełnia każdy kąt mojej egzystencji.
Moje komnaty stały się nieustanną rzeczywistością. Nie rozmawiamy o tym, co się stało. Ani o tym, co się stanie.
Być może to źle. Ale kiedy próbowałem zagaić rozmowę, uciszał mnie błagalnym spojrzeniem albo pocałunkiem.
- Wiem, że tak nie będzie, kiedy zacznie się szkoła. Nie wiemy, co się stanie, prawda? Po prostu... poczekajmy.
– Powiedział ostatnim razem, kiedy próbowałem. Dałem sobie spokój. Kiedy ktoś żyje w ustawicznym strachu o
swoje życie, nie może pozwolić sobie na luksus jakim jest myślenie o przyszłości. Planowanie. Marzenie. Harry
żyje chwilą. I trzyma mnie tam razem z nim.
Jego usta delikatnie wędrują po moich, powoli. Nic podobnego do pośpiechu pierwszego razu, kiedy byliśmy
razem. Zadowala się smakowaniem, nie pośpiesza rzeczy. Zapamiętuje mnie. A ja jego. Te wspomnienie będzie
moim pożywieniem, kiedy zostanę zmuszony, by pamiętać o swojej surowości. Jako profesor Snape. Severus
gnij w piekle.
Jego wargi przenoszą się do szyi i lekkie dmuchnięcia wysyłają dreszcze po moim ciele. Gra ust i zębów
przypomina mi o ich prawdziwym talencie. Prowokuje mnie. Zawsze to robił. Moje ciało odpowiada na jego dotyk
– skóra tężeje, krew odpływa do tych części, które decyduje atakować, fala przyjemności po fali, wywołane bez
przerwy. Być może dlatego, że jest zakazanym owocem albo przez estetyczny wizerunek skontrastowanego
piękna i brzydoty, nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek sprawiał mi tyle radości. To głupie. Niebezpieczne. I
niepokojąco poprawne.
- Severus?
- Hm.
Jego dłonie przejeżdżają po cienkim materiale mojej piżamy. Znajduje sutek i drażni go, zanim ściska lekko. –
Ja... – Buszuje po mojej szyi. – Chcę być w tobie. – Szepce. Wyobrażam sobie jego rumieniec, ale jestem zbyt
skoncentrowany na panice narastającej w moim żołądku, żeby się z tego cieszyć. Już nawet nie pamiętam, kiedy
byłem na dole. Z chęcią – w każdym bądź razie. Zauważa mój nagły dyskomfort. Wyczuwa go. Zawsze to robi.
- To może być nasz ostatni raz. Przynajmniej na jakiś czas. Ja po prostu... chcę wiedzieć. Chcę cię poczuć.
Proszę. – Unosi głowę i patrzy na mnie. Za każdym razem ten sam argument. Następny raz może być naszym
ostatnim. Istnieją głupi ludzie, którzy żyją według zasady jak gdyby każdy dzień miałby być ich ostatnim. Ci idioci
mogą sobie w to wierzyć. To nie okaże się dla nich prawdą. Niektórych nie stać na luksus zwlekanie.
Zirytowany odpycham od siebie obawę. Jestem już za stary na tremę, a część mnie chce, żeby mu wszystko
pokazać, chce, żeby wszystkiego doświadczył – zanim nadejdzie jutro. – Żeby górować panie Potter, trzeba
posiąść minimum samokontroli. Jesteś pewien, że byłbyś w stanie?
Mruży oczy. – Wiesz, myślę, że ty po prostu boisz się oddać kontrolę. – Czy prawdziwsze słowa zostały
kiedykolwiek wypowiedziane? – Rozbieraj się. Natychmiast. – Próbuje naśladować mój głos. Nigdy mu się to nie
uda. Śmieję się z niego, a potem zdejmuję koszulę przez głowę. Robi to samo. – Wiesz co, gdybyś po prostu
spał nago, zaoszczędziłbyś nam dużo czasu.
Patrzę na niego spode łba. – Podejrzewam, że nadal naiwnie trzymam się nadziei, że pewnego dnia zyskasz
kontrolę nad swoimi impulsami.
Uśmiecha się. – Jeżeli ty do tej pory tego nie osiągnąłeś, co sprawia, że myślisz, że ja będę w stanie? – Nie
pozwala mi odpowiedzieć. Bezczelny gnojek. Mój sarkazm zostaje przepędzony przez jego ochoczy język.
Nakrywa mnie swoim ciałem, sadystycznie dotykając swoim członkiem o mój. Troska, którą reprezentował
wcześniej poszła w zapomnienie na korzyść nowego doświadczenia. Nowej przygody. Jego ciekawość nie zna
granic.
Szybko wędruje wzdłuż mojego torsu, zanim zakrywa ustami moją erekcję. Dobrze go nauczyłem. Za dobrze.
Pojękuję. Pozytywne poparcie. Nagroda za dobrą robotę. Mam nadzieję, że moje szaleństwo nie będzie miało
wpływu na zajęcia. Powstrzymałem się przed zabiciem jakiegokolwiek ucznia. Szkoda by było, żeby umarli z
szoku.
Ciepłe i mokre, jego usta ruszają się po mnie, ręka muska skórę, kiedy on okręca perfekcyjny, różowy język
wokół główki. Mój oddech przyspiesza i muszę zamknąć oczy. Sam obraz jest oszałamiający. Ubawiłbym się,
mogąc teraz zobaczyć miny członków fan klubu Pottera, gdyby go teraz zobaczyli – zgarbiony, usta rozszerzone,
dogadzając byłemu Śmierciożercy. Rzeczywistość nigdy nie przestaje mnie zaskakiwać; jestem nawet lekko
rozbawiony. Ale co więcej, jestem wdzięczny. Gdyby nas teraz przyłapali, miałbym duży problem, żeby żałować
tych minionych kilku tygodni.
Zanim zabierze mnie zbyt daleko, podciągam go za włosy. Dyszy ciężko, usta otwarte i spuchnięte,
zaczerwienione policzki. – Co?
- Jeżeli masz mnie przelecieć, to chcę, żebyś zrobił to tak, jak trzeba. Nie pozwolę ci dojść w chwili, kiedy we
mnie wejdziesz. Połóż się.
Jego tymczasowy stan zażenowania nie przeszkadza mu w posłusznym wykonaniu polecenia. Jest
niesamowicie uległy, kiedy ma przez to coś do zyskania. Nie, żebym był zaskoczony. Gwoli uczciwości, moja rola
jako autorytetu już dawno się skończyła. Tu w tym łóżku, obok niego, jestem zaledwie Severusem. I to
alarmujące jak bardzo jestem z tego zadowolony.
Rozciąga się na plecach, a ja wiszę nad nim, wślizgując się pomiędzy jego blade uda. Pozwalam sobie zakryć
go całkowicie, delektując się ciepłem ciała. Jego klatka unosi się i opada w rytmie mojego oddechu. Całuję go.
Smakuje pastą do zębów i tym delikatnym, subtelnym posmakiem, samym sobą. Nazywam to niewinnością.
Zupełnie niewłaściwe określenie. Jest tak samo niewinny jak ja. Ale śmiem twierdzić, że istnieje cząstka jego,
która nigdy nie zostanie splamiona. Ta część, którą rozumiem jako esencję Harry’ego Pottera.
Wolno poruszam się po jego klatce. Mój język wędruje po niezliczonych, różowych bliznach, które go szpecą. W
jakiś sposób one tylko sprawiają, że jest jeszcze bardziej idealny. Już od jakiegoś czasu nie spina się, kiedy ich
dotykam. Przyzwyczaił się do nich. Zaakceptował jako część siebie. Nigdy się nie dowiem, co za złośliwość je
stworzyła. On mi nie powie, a ja nie będę pytał. Mogę tylko powiedzieć, że od tamtego czasu były traktowane z
czułością. Już nie są poświadczeniem tortur. Są częścią gliny, z której jest ulepiony.
Pojękuje cicho na kontakt mojego oddechu z jego erekcją. Drażnię go językiem aż podrzuca biodra do góry
prosząco. Biorę go w usta, zadowalając się ośmielającymi pomrukami. Bezmyślna paplanina w chwilach
pozbawionych dotyku. Ssę mocno, powstrzymując pełne zachwytu słowa wypływające z jego ust. Pogrywam z
nim fachowo – wiedząc jak sprawić by krzyczał i jak uciszyć ten głos. Ujmuję w dłonie jego jądra, a jego oddech
staje się urywany, kiedy mój kciuk przejeżdża po wrażliwej skórze. Palec naciska strategiczny punkt i chłopak
wypuszcza wstrzymywany oddech. Każdy dźwięk, który wywołuję, karmi podniecenie rosnące w moim
podbrzuszu. Słone kropelki nasienia rozpływają się na moim języku i czuję jak jego jądra kurczą się. Mógłbym
skończyć to teraz, jeśli bym chciał. Błaga mnie o to. Opieram się mu, oddalając w czasie ten moment. Wszystkie
dobre rzeczy muszą się kiedyś skończyć, ale w tej sytuacji to ode mnie zależy kiedy.
Dotykam, ssę i liżę umiejętnie. W nieskończoność zabierając go do granicy tylko po to, by odepchnąć go, gdy
chce skoczyć. Jego czułe słowa przeistoczyły się w przekleństwa. Słowo „pieprzyć” wypadają z jego ust z
prostotą dziecięcej modlitwy. Podnoszę wzrok, by zobaczyć go z otwartymi ustami, oczami lśniącymi namiętną
desperacją.
- Proszę...
Szybko dotykam go ustami, poruszając się w górę i w dół, dopóki znowu nie napęcznieje nieubłaganie
zbliżającym się wybuchem. Pochłaniam go, obserwując jak jego oczy wykręcają się, głowa opada do tyłu i
dochodzi z krzykiem. Przez jedną piękną chwilę jest wygięty w łuk, jakby podciągnięty przez niewidzialną siłę,
mięśnie brzucha kurczą się w falach pod jego bladą skórą. Ślizgam się do góry, a on rozluźnia, sapiąc ciężko i
wyciągając ręce w niemym zaproszeniu. Przyjmuję je, kolejny raz przykrywając jego ciało.
- Jesteś cudowny. - mówi z trudnością.
Scałowuję komplement z jego ust, zanim kładę głowę na poduszce obok. Dłonie spoczywające na moim karku
okręcają się i bezwiednie zaczyna bawić się moimi włosami. Leżymy razem pogrążeni w ciszy. Słucham jak jego
oddech staje się wolniejszy. Serce bije wolniej.
- Nie chcę, żeby jutro nadeszło. – Szepce prawie niesłyszalnie. Jestem zszokowany jego wyznaniem. Rzadki
moment, kiedy pozwala sobie na spojrzenie poza tutaj i teraz. Podnoszę głowę i dostrzegam smutek w jego
wyrazie twarzy. Stara się go ukryć źle udawanym uśmiechem. Przekręcam się na bok i gapię w sufit, starając się
nie dopuszczać do siebie strachu, który trzymałem z dala od siebie, od kiedy zorientowałem się, że jutro musi w
końcu nadejść.
- Przepraszam. Nie powiedziałem nic mądrego. – Przekręca się na bok i okrywa mnie ramieniem i nogą. – Nie
myślmy o tym, dobrze?
- Nie możesz udawać, że to się nie skończy.
- Wiem. Ale nie ma sensu się o to zamartwiać waśnie teraz, prawda? Znaczy... co ma być to będzie. I zmierzymy
się z tym, kiedy nadejdzie. – Wzdycha ciężko. Jego ramiona zaciskają się wokół mnie i całuje mój bark. – Po
prostu chcę być teraz z tobą. I zapomnieć.
Nie pytam, o czym chce zapomnieć. Nie muszę. Jestem pewny, że nie ma żadnej konkretnej odpowiedzi. Ogólne
zapomnienie. Na jeszcze jedną noc nasz świat jest zamknięty w granicach tych kamiennych ścian. Nie będziemy
rozmyślali, co się stanie, kiedy ten świat będzie musiał się rozszerzyć.
Wślizguje się na mnie, przywracając mnie teraźniejszości. Wracam do niego. Jego ciała. Skóry. Jego usta
zamykają moje rozwijając świadomość tego, co zawiera cały mój teraźniejszy świat. To łóżko. Jego język, usta,
ręce wędrują po mnie namawiając świadomość do pozostawienia w tyle abstrakcyjnego, filozoficznego świata
pełnego meandrów, na korzyść konkretnego, namacalnego świata pięciu zmysłów. Ręce, usta, ciało ruszają się
w desperacji, chcąc uchwycić chwilę, jak gdyby raz opuszczona, zniknie na zawsze. Zostaje pochłonięty przez
nasze tęsknoty. Poddając się przyjemności doznań, wyczuwam go wszystkimi zmysłami. Smakuję go.
Pochłaniam.
Powracam do niewyraźnej rzeczywistości, gdy słyszę jak szuka czegoś po omacku na nocnym stoliku. Znajduje
to i wypuszcza mój sutek spomiędzy zębów, patrząc na mnie oczami wypatrującymi pozwolenia, gdy kuca
pomiędzy moimi udami i zdejmuje nakrętkę z butelki z nawilżaczem. Nalewa niewielką ilość na palce, a ja
wstrzymuję oddech obserwując go. Czekając z idiotycznym zaniepokojeniem. Kiedy czuję delikatne muśnięcie
jego palców, moja ręka automatycznie przytrzymuje jego dłoń. Spogląda na mnie niepewnie, ale nie cofa się.
Jego palce zaczynają krążyć niezobowiązująco wokół mojego wejścia. Biorę głęboki oddech i puszczam jego
nadgarstek, wyklinając falę paniki.
Palec wchodzi we mnie, a mój oddech staje się płytki. Okala nogami moje udo i kładzie się wzdłuż mnie,
poruszając palcem w delikatnych, płytkich ruchach. Wypuszczam moje zaniepokojenie do jego ust, zmuszając
się, by zaakceptować wtargnięcie, poddać się tym niedoświadczonym palcom. Odrywa się od moich warg i
obserwuje mnie. Jego zielone oczy błyszczą podekscytowaniem i ciekawością, gdy studiuje moje reakcję. Czuję,
że drugi palec wślizguje się powoli i tańczy razem z pierwszym. Wyrywa mi się jęk, gdy przyjemność staje się
coraz bardziej intensywna.
- Jesteś wspaniały – szepce. Jego delikatny uśmiech wygładzony przez wygłodniały, mokry język. – Podoba ci
się? – Wchodzi we mnie aż po sam kłykieć, a później wycofuje się prawie całkowicie. Zamykam oczy, żeby
uniknąć konfrontacji z jego twarzą. Koncentruję się na prawie zapomnianym uczuciu bycia wypełnionym i
rozciąganym. Oddech więźnie mi w gardle, kiedy czuję jak wślizguje się kolejny palec. Jego oddech także jest
urywany, gdy kontynuuje rozciąganie mnie, bazując na swojej pamięci. Porusza się we mnie i palec
przypadkowo muska moją prostatę, wysyłając elektryczne fale po moim ciele i wymuszając głośny jęk z gardła.
Otwieram oczy i widzę jego zadowoloną minę. Jego biodra ruszając się w rytmie, w którym pieprzy mnie palcem.
To doznanie to zbyt wiele. Ale jednak zbyt mało.
- Teraz.
- Co teraz? – Uśmiecha się. Uświadamiam sobie, że dla niego to więcej niż przyjemność. To zemsta. Wycofuje
palce, zanim powoli wprowadza je znowu. Kolejny raz muskając prostatę, więc zaciskam szczękę, nie
wypuszczając krzyku. Jednakże zauważa moją reakcję i zaczyna ocierać się bez przerwy.
- Do jasnej cholery zrób to – warczę.
- Powiedz to – szepce, nachylając się, by ugryźć mnie w kark.
- Zerżnij mnie Harry albo rzucę na ciebie urok.
Chichoce i zabiera palce. Drżę z powodu braku ruchu. Jeszcze raz kuca pomiędzy moimi nogami i zaczyna się
przygotowywać. Podkładam poduszkę po biodra w chwili inspiracji. Uśmiecha się do mnie nerwowo. – Tylko się
ze mnie nie śmiej, jak zrobię coś źle.
Prycham drwiąco. – Mogę z pewnością powiedzieć, że jeżeli zrobisz to źle, śmiech nie będzie moją
natychmiastową reakcją.
Ściąga usta i zwęża oczy. – Mogłeś po prostu powiedzieć „w porządku”. Ustawia się, a ja rozszerzam bardziej
nogi, żeby było mu wygodnie. Pozycja, która zdziera ze mnie resztki godności. Dochodzi do mnie, że jeżeli mam
się temu poddać wolałbym być na brzuchu. Jednakże ta myśl ucieka mi, kiedy czuję, jak napiera na mnie.
Spogląda w dół skoncentrowany, a jego oczy napotykają moje. – Gotowy? – szepce. Za późno tłumię w sobie
pełen niedowierzania śmiech. Wchodzi we mnie za karę i moje poczucie humoru mnie opuszcza, kiedy czuję jak
skóra poddaje się z bólem. Słyszę jak wzdycha i przeklina. – Boże.. kurwa mać. – Dyszy. Zmuszam się, żeby się
zrelaksować, gdy on zbiera się w sobie.
W końcu zaczyna poruszać biodrami, trąc i pieszcząc skórę zaciśniętą wokół niego. Z ledwością łapię oddech.
Palący ból idealnie harmonizuje się z przyjemnością napływającą do mojego ciała. Jest zdecydowanie za
delikatny. Owijam nogę wokół jego bioder i przyciągam go do siebie mocno, jednocześnie napierając. Krzyczy
głośno, gdy jest już we mnie cały, pochylając się na rękach, które spoczywają na moich piersiach. Mój własny
wstrzymywany jęk staje się echem jego.
- Mój boże... to...cholera...
Oddycham głęboko, przyzwyczajając się do inwazji, która zaczyna być mniej jak wtargnięcie, a bardziej jak
zjednoczenie. Wszystkie żałosne, idylliczne uczucia, które idą w parze z przywiązaniem się do drugiej osoby tak
mocno, zamulają mój umysł. Stara się wziąć się w garść, oczy zamknięte, zęby zaciśnięte. Czuję jak złośliwy
uśmieszek pojawia się na moich ustach. Napinam mięśnie, a jego oczy otwierają się szybko, szeroko.
- Zrób to. Mocno. – Nakazuję. Wyślizguje się, po czym posłusznie pcha mocno. Ruch wzbudza iskry podniecenia
i wyrzuca je w moje ciało. Moje ręce wędrują do członka, ponieważ mam małe zaufanie do jego koordynacji
ruchowej. Pieszczę się w rytmie jego ruchów. Na jego twarzy pojawia się grymas i przegryza mocno dolną
wargę, zanim przyspiesza swoje niezręczne tempo i zatraca w przyjemności. Moja dłoń też przyspiesza, czując,
że jestem bliski spełnienia; płuca pracują zupełnie niezależnie. Kręci mi się w głowie od przyjemności i
prawdopodobnie hiperwentylacji. Moje całe ciało spina się i wybucham na własna rękę. Harry wykrzykuje i
wpycha się we mnie mocno, wypełniając mnie nasieniem. Opada na mój tors, a ja wtapiam się w materac.
- Jeśli miałbym teraz umrzeć, przynajmniej byłbym szczęśliwy. – Mówi do mojej skóry. Warczę rozbawiony, nie
będąc jeszcze w stanie zdobyć się na irytację. Wcale nie pomaga, że czuję się zupełnie tak samo. Wzdycham i
sięgam po różdżkę. Odsuwa się, a ja wykonuję zaklęcie czyszczące – kolejny raz dziękując, że jestem
czarodziejem. Znowu układa się u mojego boku, noga i ręka zawieszone na mnie leniwie. Jego głowa spoczywa
w dołku, gdzie moja szyja zmienia się w ramię. Jego ciepły oddech atakuje moją skórę. Usta muskają szczękę.
- Dziękuję. To było niesamowite. Myślę, że stać mnie na więcej. Będziemy musieli poćwiczyć. – Śmieje się.
- Gdybyś był tak samo zapalony do nauki jak do seksu, śmiem twierdzić, że pobiłbyś nawet Granger.
- Gdybym czuł się tak samo odrabiając lekcje, byłbym prefektem naczelnym.
Prycham nieoczekiwanie i zaczynam się śmiać. – Myślę, że zasłużyłeś obie na te miano.
- Sprytne – warczy. – W takim razie ty zostajesz mistrzem naczelnym. – Chichoce. – Och. Ech. – Ukrywa twarzy
w mojej szyi, a ja śmieję się głośno. – Nawet nie chcę myśleć o Dumbledorze i seksie.
Przerażający obraz kreuje się pod moimi zamkniętymi powiekami. Otwieram je, mając nadzieje, że zniknie. – No
i masz. Oficjalnie sprawiłeś, że już nigdy nie spojrzę temu mężczyźnie w twarz.
- I bardzo dobrze. – Wzdycha. – W takim razie zostaniemy tutaj. Na zawsze. – Wślizguje się pod moje ramię.
Głaszczę jego plecy, próbując przegonić narastający lęk.
- Harry...
- Wiem – szepce.
- Musimy o tym porozmawiać.
- Porozmawiamy. Jutro. Po prostu... jutro. Dobrze?
Kolejny raz poddaję się chwili. Koncentruję się na jego oddechu, a nie na głośnym tykaniu uciekającego nam
czasu.
~0~0~
Otwieram oczy i zauważam, że zielone wpatrują się we mnie. Uśmiecha się i kładzie palec na moich ustach.
- Po prostu posłuchaj. – Wycofuje palec i przewraca się na plecy. – Myślałem... – Zaciskam usta na zjadliwym
komentarzu. Naprawdę powinien wiedzieć lepiej niż zaczynać rozmowę w taki sposób. Szczególnie ze mną.
Słucham go. – Dumbledore nadal spodziewa się, że nasze zajęcia wyrównawcze będą kontynuowane. Więc...
nie widzę powodu, dla którego powinniśmy przestawać. Możesz mówić, że to... zachwieje naszymi pozycjami
albo coś w tym stylu. Ale myślę, że... tak naprawdę, to się stało wieki temu. Już udowodniliśmy, że możemy
dochować tajemnicy. Nie wiem, dlaczego mięlibyśmy teraz przestawać. Znaczy... byłeś szpiegiem, prawda?
Odbębniłeś całe te podwójne życie. Więc... możesz być nienawidzonym kretynem w klasie. A ja będę cię za to
karał nocami. – Uśmiecha się i spogląda na mnie, po raz pierwszy odkąd zaczął swoją przemowę.
- Nie – mówię twardo. Przyklaskuję sobie za doskonały występ i modlę się, że nie będzie napierał na temat.
- Sev.
- Nie. I nie nazywaj mnie tak. – Wychodzę z łóżka i szukam swojej szaty. Podąża za mną zawzięcie.
- Dlaczego?
- Bo to nie moje imię.
- Nie to miałem na myśli, wiesz o tym. – Odwracam się i patrzę wściekle. On też. – Dlaczego?
- To nie wypali.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]