Jan Brzechwa - Demony, e-booki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
TYTUL: DemonyAUTOR: Jan BrzechwaOPRACOWAL : Adam Ciarcinski (adam@man.dedal.lublin.pl)-------------------------------------------------------------------------Klara by�a ol�niewaj�co pi�kna. Okre�lenie to, je�li nie mazatr�ca� zwyk�ym komuna�em, wymaga dok�adniejszych wyja�nie�.Nie zamierzam na�ladowa� biskupa Agostino Nifo, kt�ry zesmakowit� lubie�no�ci� opisywa� najskrytsze wdzi�ki JoannyArago�skiej. By�by to obraz k�amliwy i samochwalczy, gdy� nigdynie dost�pi�em szcz�cia ogl�danla Klary w jej ol�niewaj�cej, jakmog�em si� domy�la�, nago�ci. I musz� wyzna�, �e domy�lno�� t�posuwa�em do ostatecmych granic. Wizje nagiego cia�a Klarywype�nia�y mi bezsenne noce, przybiera�y form� uporczywejobsesji, by�y bezwstydnie wyraziste, doprowadza�y mnie doob��dnych uroje�. Kto nie prze�ywa� szczytowego napi�cianami�tno�ci, zdolnego popchn�� do akt�w samab�jczej lub te�zbrodniczej desperacji, ten nie potrafi mnie zrozumie�.Zwierzenia poni�sze przeznaczam dla os�b mojego pokroju, dlanielicznych op�ta�c�w, nawiedzonych przez rozpaczliw�, bolesn�psychoz� mi�o�ci. Przeznaczam je dla tych, kt�rym, tak jak mnie,w straszliwej m�ce po��dania odm�wiono mi�osierdzia.Powracam jednak do tematu, do opisu urody Klary i niechaj mnienikt nie pos�dza o za�lepienie. A zreszt�... Jakie� s� obiektywnesprawdziany?Jej twarz o mi�kkim, �agodnym owalu posiada�a zmienno�� rys�wnieuchwytn� dla oka. By�o to zjawisko niewyt�umaczalne, kt�resprawia�o, �e �aden malarz nie umia� odda� wiernie osobliwegocharakteru tej twarzy, a ka�de zdj�cie, nawet migawkowe,okazywa�o si� poruszone i niewyraziste.Ze spojrze� Klary emanowa�o odczuwalne ciep�o. Zdawa�o si�, �ejej oczy s� wype�nione substancj� promieniotw�rcz�. W�a�nie oczy.Bowiem serce jej odznacza�o si� mro��cym ch�odem.�uki brwi i ledwie dostrzegalne poruszenia k�cik�w ust posiada�ywymow� wyrazistsz� od s��w. Mo�na z nich by�o wyczyta� utajonereakcje na najdrobniejsze odchylenia w zachowaniu, mowie,spojrzeniu, ge�cie. By�a na nie uwra�liwiona jak niekt�re ro�linyna zmienno�� �wiat�a.W�osy mia�a z�ociste, wpadaj�ce chwilami w rudawy odcie� i tasama z�ocisto�� okrywa�a jej r�ce i ramiona. Nos, pozbawionyklasycznej pospolito�ci, z lekka zadarty, pe�en by� dziewcz�cegozdziwienia i przekory. Patrz�c na� odczuwa�o si� ch��przesuni�cia po jego grzbiecie ma�ym palcem. Tak, w�a�nie ma�ympalcem. Kszta�t ucha i jego r�owa przezroczysto�� przypoznina�yw�osk� kame�, cyzelowan� na oczach podr�nika przez kapryjskiegoartyst�.Usta Klary tylko na poz�r pozbawione by�y wyrazu. Dopiero kiedysi� rozchyla�y, zaczyna�y wabi� wilgotn� �wie�o�ci�, stawa�y si�pe�ne obietnicy, przyprawia�y o zawr�t g�owy. Tak, dla ust Klary,dla jednego poca�unku mo�na by�o zapomnie� o wszelkich wi�zach,obowi�zkach, godno�ci.Opis szczeg��w tej niepospolitej twarzy nie mo�e da� o niejpe�nego wyobra�enia, tak jak z opisu nie mo�na pozna� fali aniob�oku na wietrze, ani lec�cego ptaka w ich nieustannym ruchu izmienno�ci.O r�kach Klary m�wiono, �e... stworzone s� do gry na harfie, dolepienia w glinie, do g�askania marmuru. M�wiono? Ja tak m�wi�em,gdy� mimo wra�liwo�ci na pi�kno nie posiadam daru umiej�tnegookre�lania go s�owami.Ch�d jej by� powolny a p�ynny, jak gdyby chcia�a ukaza� w nimwszystkie powaby swojej kibici, chocia� robi�a to nie�wiadomie.By�a zreszt� ca�kowicie nie�wiadoma swojej urody i jejoddzia�ywania. Tak do niej przywyk�a, �e przesta�a j� odczuwa�.Beznami�tna i ch�odna, do powierzchowno�ci swej nie przywi�zywa�awagi, a to, co fascynowa�o m�czyzn, j� sam� niecierpliwi�o inape�nia�o uczuciem nudy. Mia�a zbyt rozleg�e zainteresowaniaintelektualne. Pasjonowa�a si� bakteriologi�. Przed wojn�pracowa�a pod kierunkiem profesora Turleja. Ca�e dnie sp�dza�aw laboratorium. Urod� sw� traktowa�a jak z�o konieczne, kt�reutrudnia i komplikuje jej �ycie, a moj� admiracj� przyjmowa�atylko dlatego, �e ceni�a mnie jako ornitologa, kt�rego pracenaukowe zyska�y do�� szeroki rozg�os. Ilekro� jednak pr�bowa�emnak�oni� j� do wys�uchania moich wyzna�, jednym przewrotnymzdaniem zmienia�a temat i kierowa�a rozmow� w stron� naszychwsp�lnych zainteresowa� przyrodniczych. Jak�e cz�sto przeklina�emw duszy ca�� moj� wiedz� i wszelk� nauk�, a zazdro�ci�emMarianowi jego zawodu artysty.Byli�my bli�niakami i osoby postronne dopatrywa�y si� w nasuderzaj�cego podobie�stwa. Przypisuj� to jednak u�omnej ludzkiejspostrzegawczo�ci, gdy� stanowili�my typy ca�kowicie odr�bne. Oile ja odznacza�em si� pogod�, otwarto�ci� i weso�ymusposobieniem, o tyle Marian �atwo poddawa� si� melancholii, by�mrukliwy i ma�om�wny, unika� towarzystwa. Podczas rozmowy z nimodnosi�o si� wra�enie, �e my�lami jest nieobecny. I chocia���czy�a nas bliska braterska za�y�o�E� nie potrafi�bym twierdzi�,te zna�em go lepiej ni� kogokolwiek z przyjaci� lub chocia�byprzygodnych znajomych. Odnosi�em si� do niego jak do m�odszegobrata, otacza�em go opiek�, stara�em si� u�atwi� mu egzystencj�.W przeciwie�stwie do mnie Marian nie budzi� sympatii. Cenionojego talent, ale zarzucano mu egoizm i niewdzi�czno�� w stosunkudo mnie. Powiedzia�bym, �e mia� w sobie co� z �a�osnej, ar�wnocze�nie odpychaj�cej osobowo�ci Van Gogha. Obrazy Mariana,wystawiane w Pary�u, w Hadze, w Monte Carlo, wywo�ywa�ynajbardziej kontrowersyjne opinie. Obok entuzjastycznych recenzjiukazywa�y si� w prasie s�owa pot�pienia, a nawet szyderstwa, Wmoim przekonaniu Marian by� genialny, tote� nie szcz�dzi�empieni�dzy na zaspokojenie jego potrzeb. Szczeg�lny m�j podziwbudzi�y miniatury na ko�ci s�oniowej w stylu malarstwastaroperskiego. Materia�, kt�ry mu do tego s�u�y�, poch�ania�znaczne sumy, zw�aszcza �e Marian przy najmniejszym potkni�ciudepta� albo rozbija� m�otkiem kosztowne kr��ki ko�ci s�oniowej.Pozory podobie�stwa opiera�y si� wi�c tylko na zbli�onych rysachtwarzy, g��wnie za� na barwie g�osu oraz intonacjach, kt�rychrzekomo nie spos�b by�o odr�ni�. Tyle tylko, �e ja m�wi�emswobodniej, sk�adniej i szybciej ni� Marian, kt�ry wys�awia� si�z pewnym trudem i jakby rozmy�lnym niedbalstwem. W ka�dym raziezdarza�o si�, �e dalsi znajomi brali Mariana za mnie, ale - comusi wyda� si� dziwne - nigdy nie przytrafi�o mi si�, aby mniewzi�to za Mariana.Klar� poznali�zny r�wnocze�nie w do�� szczeg�lnychokoliczno�ciach. Podczas obl�enia Warszawy, pod koniec wrze�nia1939 roku, przemykali�my si� ulic� Pozna�sk�, opodal domu, wkt�ry ugodzi�a niemiecka bomba. Z zawalonych piwnic wychodzililudzie obsypani py�em, biali jak widma. Nie wszyscy ocaleli.Pomagali�my przy wydobywaniu z gruz�w zabitych i rannych. Wjednym z piwnicznych korytarzy natkn�li�zny si� na kobiet�przywalon� belk�. Dawa�a jeszcze oznaki �ycia. Wynie�li�my j� naulic�. Pokryta warstw� szarego py�u, wygl�da�a jak mumia. Gdynie�li�my j� do punktu opatrunkowego, odzyska�a przytomno��. Nieodnios�a wi�kszych obra�e�, mia�a tylko z�aman� r�k� iprawdopodobnie zgniecione �ebra. Sanitariuszki obmy�y j�, lekarzuj�� r�k� w �ubki i na�o�y� banda�e. O gipsie nie by�o mowy. Takpoznali�my Klar�.Pod koniec roku spotka�em j� w kawiarni "Boccaccio". Siedzia�aw towarzystwle adwokata Romanowskiego, z kt�rym niegdy�przemierza�ezn Tatry i kt�ry podczas wspinaczki wyratowa� mniez ci�kiej opresji. Podszed�em, �eby si� z nim przywita�. Klarynie pozna�em. Romanowski mnie przedstawi�.- To przecie� pan - powiedzia�a Klara - a raczej jeden z pan�w.Wtedy s�dzi�am, �e dwoi mi si� w oczach. Byli�cie tak do siebiepodobni. Zapewne bracia. Mam wobec pan�w nie sp�acony d�ugwdzi�czno�ci.Nie poznawa�em jej w dalszym ci�gu. Ta ol�niewaj�co pi�knakobieta niczym nie przypomina�a zasypanej, zmaltretowanej istoty,wydobytej z gruz�w.Dopiero po d�u�szej chwill przypomnia�em sobie wydarzenie naPozna�skiej. Wi�c to by�a ona? Ta pi�kno��! Wraz z Marianemprzywr�cili�my �wiatu ten klejnot, kt�ry mia� nas p�niejpor�ni�?Gdy po pewnym czasie Romanowski przesiad� si� na chwil� dos�siedniego stolika, powiedzia�em na wp� �artem:- Czy pani wierzy w mi�o�� od pierwszego wejrzenia?Klara wybuchn�a �miechem.- W og�le nie wierz� w mi�o��. Nigdy jej nie prze�ywa�am. Jestemzimn� intelektualistk�, chocia� Pawe� nazywa mnie wr�czczarownic�.- Chyba czarodziejk�...- Nie, w�a�nie czarownic�. Wied�m�, kt�ra je�dzi na miotle i na�ysej G�rze warzy truj�ce zio�a. Ale nie s�dz�, abym by�a a� takinteresuj�ca. Pawe� jest po prostu pochlebc�.Do kawiarni weszli dwaj �andarmi. Przeszli wolno pomi�dzystolikami, zatrzymali si� przy mnie i za��dali dokument�w.Pokaza�em jednemu z nich dow�d osobisty. Wpatrywa� si� w Klar�i nie og��daj�c dowodu rzuci� go na stolik, potem szepn�� co�swemu towarzyszowi i obaj przez d�u�sz� chwil� bezczelnieprzygl�dali si� Klarze.Krew uderzy�a mi do g�owy, zacisn��em palce na marmurowejpopielniczce. Otrze�wi� mnie g�os Klary:- B�agam pana... Czy pan oszala�?Kiedy �andarmi wyszli, powiedzia�em:- Tak. Oszala�em.Zrozumia�ezn, �e truj�ce ziele czarownicy dosta�o mi si� do krwi.Opowiedzia�em Marianowi o naszym spotkaniu i nazajutrz poszli�myrazem z wizyt� do Klary. Mieszka�a u ciotki, korpulentnej igadatliwej paniusi, uczesanej w pretensjonalne loczki. RodziceKlary pozostali w Wilnie, gdzie jej ojciec by� profesoremuniwersytetu. Podzieli� p�niej los innych swoich koleg�w.Ciotka, pani Antonina, przyj�a nas kolacj� i kaza�a nieustanniezachwyca� si� Klar�.- Jej matka te� by�a taka pi�kna. Kiedy mieszka�a w Nicei ksi���Jusupow przyjecha� specjalnie, �eby na ni� spojrze�. Mog�a zrobi�karier�, ale nie s�ucha�a mnie i wyszta za m�� za geologa.Rozumiecie, panowie? Za geologa. O, Klara nie zrobi takiegog�upstwa. Klara to brylant czystej wody, kt�ry wymaga wyj�tkowejoprawy. Po wojnie obowi�zkowo zawioz� j� do Pary�a. Niech sobiewybije z g�owy te bakterie. Zrobi� z niej wielk� pani�, b�dziemieszka�a na Riwierze i je�dzi�a Rolls-Roycem. A tu w Polscetylko si� zmarnuje. Tak jak jej matka.Klara mitygowa�a pani� Antonin�, obraca�a w �art jej nie...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]