Jennifer Taylor - Jedna na milion, ● Harlequin Medical(1)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jennifer Taylor
Jedna na milion
PROLOG
– Wiozą rannych. Z drogi!
Michael James Rafferty wrzucił do kubła zużyty ręcznik i westchnął ciężko. Stał przy
stole operacyjnym od piątej rano i był zbyt zmęczony, żeby podchwycić ten ton. Wziął nową
parę rękawiczek i odwrócił się do drzwi.
– Nie gramy w kolejnym odcinku „MASH-a”, Sandy – mruknął. – Więc mów, co z tym
pacjentem i daruj sobie te okrzyki.
– Och tak, przepraszam – bąknął młody mężczyzna, który wtoczył do namiotu nosze.
Był wyraźnie speszony. Rafferty wiedział, że Sandy Baxendale po raz pierwszy
uczestniczy w akcji międzynarodowej organizacji humanitarnej Pomoc dla Świata, więc nie
dziwił się, że jest taki przejęty. Postanowił, że w przyszłości nie będzie wobec niego tak
surowy. Po ponad dwudziestu misjach, w których uczestniczył, zapomniał już, że kiedyś sam
zachowywał się podobnie. Oczywiście, wciąż odczuwał satysfakcję, gdy udało mu się w
skrajnie trudnych warunkach uratować czyjeś życie, ale nie ogarniało go już takie napięcie jak
dawniej.
Może miało to pewien związek z faktem, że Natalie przestała pracować w jego zespole.
Zamyślił się na chwilę, ale uznał, że nie warto zaprzątać sobie tym głowy.
– No dobrze, a więc co tutaj mamy? – Skierował wzrok na młodą, leżącą na noszach
kobietę. – Nieźle pokiereszowana. Gdzie ją znaleźli?
– Pod gruzami położniczego – poinformował Sandy. – Ratownicy nie wiedzą, czy była
pacjentką, czy pracownicą.
– Znaleźli jeszcze kogoś żywego? – spytał Rafferty, pochylając się nad ranną. Delikatnie
obmacywał jej brzuch, ale nic nie wskazywało na to, żeby odbyła poród w dniach
poprzedzających zejście lawiny błotnej, która spustoszyła jeden z regionów Gwatemali. Ekipa
Pomocy dla Świata udała się na miejsce katastrofy, gdy tylko rząd Gwatemali ogłosił stan
klęski żywiołowej. Stało się to przed czterema dniami i Rafferty zdawał sobie sprawę, że
szanse na odnalezienie żywych ludzi maleją z godziny na godzinę.
– Dwoje niemowląt – odparł Sandy. – Były w łóżeczkach i pewnie dzięki temu się
uratowały. Ratownicy przypuszczają, że łóżeczka zaczęły po prostu pływać w mule
wypełniającym pomieszczenie. – Potrząsnął ze zdumieniem głową. – Trudno wprost
uwierzyć, że ktokolwiek się uratował. Cały teren zmienił się w jedno wielkie trzęsawisko.
– Tak, to prawdziwa tragedia – przyznał Rafferty, badając młodą kobietę. Oprócz
licznych obrażeń stwierdził jeszcze złamanie miednicy.
– Większa, niż sobie wyobrażałem – zauważył pielęgniarz. – Mówiono nam, żeby
przygotować się na najgorsze, ale byłem naprawdę zszokowany, kiedy zobaczyłem rozmiary
zniszczenia.
– To zawsze robi wrażenie – przyznał Rafferty. – I dlatego niektórzy nie są w stanie
wykonywać tego typu pracy. Straciliśmy wielu ochotników, którzy po prostu załamali się
psychicznie w obliczu ludzkich tragedii.
– Aleja wytrzymam – zapewnił go Sandy. – Muszę tylko wziąć się w garść i przywyknąć.
Nawet na najbardziej ruchliwym oddziale ratunkowym nie ma tylu ciężko rannych naraz co
tutaj.
– Na pocieszenie mogę ci powiedzieć, że wszyscy bardzo to przeżywamy – rzucił
Rafferty. Stwierdził, że kobieta ma również złamaną nogę w kostce.
– Naprawdę? – Pielęgniarz popatrzył na niego szeroko otwartymi oczami. – To znaczy, że
i ciebie czasem przytłacza sytuacja?
– Tak. Z pewnością nie powinieneś dopuścić do tego, żeby zobojętnieć, bo dopiero wtedy
mógłbyś mieć prawdziwe problemy.
– To samo powiedziała mi pani Palmer podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Uprzedziła, że
kiedy ta praca stanie się dla mnie rutyną, powinienem z niej zrezygnować. – Zmarszczył brwi.
– Nie bardzo wiedziałem, co ma na myśli, ale teraz chyba rozumiem. Nie możesz sobie
pozwolić na bagatelizowanie sytuacji, bo wtedy mógłbyś zapomnieć o niebezpieczeństwie.
– To prawda – przyznał lakonicznie Rafferty, bo wzmianka o Natalie znowu poruszyła w
nim czułą strunę. Zaczerpnął głęboko powietrza i spróbował się skoncentrować. Naprawdę
nie był to odpowiedni moment, by rozmyślać o tym, jak bardzo mu jej brakuje. – Trzeba
zawieźć ranną na salę operacyjną – oznajmił. – Ma rozległe uszkodzenia tkanki miękkiej,
więc nie możemy tracić czasu. Wezwij anestezjologa i Patsy. Będzie mi asystować.
– Patsy przez całą noc była przy operacjach – odparł Sandy. – Przed chwilą się położyła.
Czy mam ją obudzić?
– Nie, lepiej nie. A co z Lauren?
– Jest w drugiej sali z Liamem. Nie wiem, ile to jeszcze potrwa.
– A więc będziemy sami. Wiem, że nie masz doświadczenia w pracy w sali operacyjnej.
Myślisz, że sobie poradzisz?
– Oczywiście – przytaknął gorliwie Sandy, ale Rafferty mógłby przysiąc, że chłopak nie
był nawet w połowie tak pewny siebie, jakby się mogło wydawać.
– Dobrze. Zawołaj Bena i przygotuj się.
Nie dodał nic więcej, bo nie chciał osłabiać wiary w siebie Sandy’ego. Martwił się
jednak, że będzie mu asystował pielęgniarz, który nie ma odpowiednich kwalifikacji. Rozpiął
zamek klapy namiotu i przeszedł do pomieszczenia, w którym mógł się umyć. Każdy blok
operacyjny składał się z trzech namiotów umieszczonych jeden w drugim. W pierwszym
badano pacjentów, drugi pełnił funkcję łazienki, trzeci – sali operacyjnej.
Wszystkie pomieszczenia były wysterylizowane dzięki zainstalowaniu drogiego systemu
filtrowania powietrza, ufundowanego przez głównego sponsora organizacji, firmę Palmer
Pharmaceuticals. Firma wyposażyła ich również w stoły operacyjne i generatory prądu.
Gdyby nie hojność sponsorów, nie mogliby tak skutecznie pełnić swego posłannictwa. Firma
sponsorowała większość ich akcji, i to właśnie stanowiło osobisty problem Rafferty’ego.
Natalie Palmer, kobieta, którą kochał nad życie, była dziedziczką fortuny Palmerów. Czy
można się dziwić, że zaciążyło to na ich związku?
W trzy godziny później opuścił salę operacyjną i wyszedł na dwór. Właśnie minęła szósta
po południu, a w obozie panował spokój. Wszyscy byli na kolacji, ale choć powinien do nich
dołączyć, zawahał się. Nie czuł głodu. Mimo że zrobił wszystko, co w jego mocy, nie zdołał
uratować rannej dziewczyny.
– Naprawdę bardzo mi przykro. Starałem się, ale to przekroczyło moje możliwości.
Obejrzał się. Dopiero teraz zauważył, że Sandy wyszedł za nim. Mimo braku
doświadczenia nie ponosił oczywiście żadnej winy za śmierć rannej i Rafferty natychmiast
mu to powiedział. Nie byłoby dobrze, gdyby wolontariusze zaczęli mieć wyrzuty sumienia z
powodu niedostatecznych umiejętności. Wystarczy, że odkąd Natalie odeszła z zespołu, mieli
trudności ze znalezieniem jej następcy. Irytowało go, że marnuje swój talent, siedząc za
biurkiem w Londynie. Na litość boską, przecież jest pielęgniarką, a nie kobietą interesu.
Uśmiechnął się do siebie. Najwyższy czas, żeby ktoś jej to uświadomił.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Bardzo panią przepraszam, ale on nie chce wyjść. Jest tutaj od ponad godziny i
naprawdę nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić.
Natalie Palmer zorientowała się, że jej sekretarka jest bliska załamania nerwowego. Janet
była znana ze spokoju i siły perswazji, ale nawet ona nie wytrzymywała takiej presji.
– Wyjaśniłaś temu panu, że nie mam czasu na spotkanie, które nie było wcześniej
umówione?
– Oczywiście! Ale powiedział, że jest gotów czekać choćby cały dzień, jeśli to konieczne.
– Janet zniżyła głos. – Czy mam wezwać ochronę, żeby się z nim rozprawiła?
To nęcąca perspektywa, pomyślała Natalie. Bardzo nęcąca! Wahała się, rozważając, co
by jej dało wyrzucenie doktora Michaela Jamesa Rafferty’ego z siedziby głównej Palmer
Pharmaceuticals. W końcu dlaczego miałaby się przejmować tym, że może się poczuć
speszony? Rafferty wyraźnie wcale nie dbał o to, że robi z siebie widowisko. W przeciwnym
razie wyszedłby, gdy tylko dała mu jasno do zrozumienia, że nie chce go widzieć.
Nie, prawda wygląda tak, że Rafferty jest zbyt uparty, by zrezygnować z tego, co
postanowił.
Skrzywiła się lekko, bo według niej to właśnie ten upór był przyczyną wszystkich ich
problemów. Bądź co bądź ona nie ponosi winy za to, że jej rodzina jest bogata. Skoro ona się
tym nie przejmowała, to nie widziała powodu, by on miał to robić. Ale on nie chciał przyjąć
do wiadomości, że dopóki się kochają, jej majątek nie ma żadnego znaczenia. Rozumiałaby,
gdyby był człowiekiem z kompleksami, ale Rafferty nie cierpiał na brak poczucia wartości.
Nie miał zresztą ku temu żadnego powodu. Osiągnął w swoim zawodzie prawie wszystko i
cieszył się zasłużonym szacunkiem środowiska.
Jeśli będzie trzeba uciec się do drastycznych środków, nie zawaha się, uznała. Rafferty
nie może tak po prostu wdzierać się do jej biura i żądać rozmowy.
Od czasu, kiedy jej ojciec przed trzema miesiącami przeszedł zawał serca, ciężko
pracowała, by firma działała tak jak dotychczas. Ojciec ostrzegł ją, że są ludzie, którzy
chcieliby wprowadzić pewne zmiany. Palmerowie zawsze przekazywali pokaźną część
zysków na cele charytatywne, a przez ostatnie lata byli głównym sponsorem Pomocy dla
Świata. Natalie wiedziała, że to kosztowne przedsięwzięcie i że są w zarządzie osoby, które
chętnie przeznaczyłyby te pieniądze na inne cele.
To ostatnia rzecz, na którą by się zgodziła. Jako dyplomowana pielęgniarka była
związana z organizacją od chwili jej powołania i najlepiej wiedziała, jak szlachetną misję ona
pełni. Nie zamierzała wszystkiego zaprzepaścić, pozwalając, by ktokolwiek podkopywał jej
autorytet.
– Chyba najlepiej wezwać ochronę – zwróciła się do Janet, starając się nie myśleć o tym,
jak bardzo tęskni za widokiem Rafferty’ego. Przed jej powrotem do Londynu aż nadto
wyraźnie określił swoje stanowisko i nie wątpiła, że go nie zmienił. – Powiedz, żeby
wyprowadzili doktora...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]