Ja, ۩۞۩ E - B O O K, !!! romanse nowe

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Ewa BartkowskaJa, judaszkaWszystkim odważnymi niepokornymCóż począć z czasem i oddechem, i zprzekleństwem wspomnień, gdy najważniejsze– sens wszechrzeczy – zostało odebrane?Teraz i tutaj wpasowuje się nas w jedno tylkoistnienie, czy więc przeżycie więcej i znów jestw ogóle możliwe?Jest wiele rzeczy, które będę pamiętać dokońca; kurz czasu nie zdoła ich pokryć, nigdy –są wyryte w sercu, jak znaki w kamieniu, sąniczym wieczne blizny; są we mnie na zawsze.Reszta wspomnień to szpargały w szufladziepamięci, mogę je wkładać i wyjmować do woli,mogę skazać na zapomnienie.*Powietrzefalowałogorącem,miałamczternaście lat, osiem miesięcy i czternaściedni, przed sobą, na skarpie, jasny budynek;otworzyłam drzwi i nawet tego nieprzeczuwając,stanęłamnaprogunajpiękniejszego, a zarazem najboleśniejszegoze wszystkich moich doświadczeń: w szkolnymholu, na czarno-białej szachownicy posadzkipostawiłam pierwszy krok – przeznaczenie,gotowe, już czekało; wtedy, tego dnia, po razpierwszy ujrzałam jego.Na imię miał Wiktor.Na apelu rozpoczynającym rok szkolny niebyło go, spóźnił się. Wszedł do budynkuw momencie, kiedy uczniowie już opuszczalisalę gimnastyczną, tłocząc się na korytarzachi rozlewając po zakamarkach liceumw poszukiwaniu swoich klas.Szedł szybkim krokiem w stronę pokojunauczycielskiego, w jednej ręce niósł brązowąskórzaną teczkę, drugą przytrzymywał kilkaksiążek przy boku. Ktoś go potrącił niechcący,książki rozsypały się po kwadratach posadzki.Stałam bardzo blisko, jedna upadła niemalu moich stóp. Podniosłam ją i zrobiłam dwakroki w jego stronę. Reszta niesfornej stertyjuż wróciła na miejsce, a on skierował się tam,dokąd zmierzał, gdy zawołałam: – Panieprofesorze! – i zrobiłam ku niemu jeszczejeden krok. Odwrócił się i spojrzał w stronęgłosu; rozpoznał swoją książkę w mojejwyciągniętej dłoni, a potem podniósł wzroki zobaczyłam jego oczy. Szare i duże, łagodnei spokojne, oczy przejrzyste jak szary kryształ,i trwało to może sekundę, może dwie, i niemogłamsięporuszyć,skamieniała,oszołomiona świetlistością, która zdawała sięwychodzić na zewnątrz, dotykając mniespojrzeniem, które odbierałam jako dziwnie,nienaturalnie znajome. Jak powrót, jakraptowne zetknięcie z miejscem lub osobą, zaktórą się nieprawdopodobnie, ale tylkopodświadomie tęskniło i z którą spotkaniewywołuje gwałtowny wybuch euforii tak silnej,że rozbija na drobne cząsteczki i unosi podniebo. Uczucie nagłego oderwania od ziemi,jakbym wyrwała się z własnego ciała.Jednocześnie czułam się uwięziona, trzymanatym wzrokiem, nie mogłam się od tych oczuoderwać, on powiedział „dziękuję”, a jawreszcie się ocknęłam, położyłam książkę najego stercie, odwróciłam się i już na niego niepatrząc, poszłam do łazienki.Nigdy wcześniej się nie zdarzyło, by ktośuwięził mnie w ten sposób. Nigdy. Oczynieznajomychoglądałamzawszejakopierwsze, zwracałam na nie szczególną uwagęod początku, by być przygotowaną, by ocenić.Spojrzenia mówiły wiele z tego, co chciałamwiedzieć. Ale nikt nie miał takich oczu. I niechodziło o kolor, o barwę – to bez znaczenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl