Jak sie nie zakochac, ebook ko.ko

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Nawet zepsuty zegar dwa razy na dobępokazuje właściwą godzinę.1Pobladłateściowa skulona na siedzeniu pasażera głośno sapie,z trudem łapiąc oddech. Jednocześnie – dorzynając resztki nadziei – staleniczym mantrę powtarza te same słowa: co to będzie, jak Robertazabraknie, co zrobi z domem, przecież nawet nie wie, gdzie są rachunki,i jeszcze w dodatku pewnie odejdzie pani do pomocy.Galopada jej pesymistycznych przewidywań rujnuje wyobrażenieo idealnej symbiozie i małżeństwie teściów. Okazuje się, że jedno „ja”jest bardziej wyraziste, krzykliwe i samolubne od drugiego, choć prawdęmówiąc, przecież tego drugiego „ja” nie znam za dobrze.Pani Aleksandra zachowuje się tak, jakby mąż właśnie poszedł naherbatkę do Abrahama i z łoskotem zatrzasnął za sobą drzwi. Obawiamsię, że jej panika gęstą pajęczyną strachów i bezradności może opaść namoje życie, choć przecież dotychczas pani Ola prawie w nim nieuczestniczyła. Mądry, opiekuńczy i kochany Wojtek nie wpadł napomysł ponownego telefonicznego kontaktu z matką, o przerwaniuurlopu nie wspominając. Zarządził tylko, by:Matka na bieżąco goinformowała, a gdyby czegoś potrzebowała – ma dzwonić.Nie wiem,czego by w tej chwili mogła nie potrzebować, bo patrząc na jejrozdygotaną postać, mam wrażenie, że sygnał odjeżdżającej karetkiprzeciął jej cichą i bezpieczną egzystencję. Co oczywiście nie zmieniafaktu, że wysłuchuję opowieści o tym, że:– Wojtuś jest taki zmęczony! Boże, jak ten urlop był mupotrzebny! Przecież nie dzieje się nic takiego, ojciec jest pod opiekąlekarzy, więc dobrze, że nie przyjedzie.Hmm, pomijając to, że teść jest właśnie reanimowany w karetcei przez ostatnie minuty to wbiega do raju, to z niego wybiega, torzeczywiście nic więcej się nie wydarzyło.– Ale przecież teść jest poważnie chory!– No i co z tego? I tak by mu nie pomógł. Doktorem nie jest!– Tak, ale…– Nina, czy ty nawet w takiej chwili nie możesz odpuścić? Przecieżdamy sobie radę.Tak, właśnie widzę. Dochodzę jednak do wniosku, że to nie porana dyskusje, więc ustępliwie milczę.Nie wiem, dlaczego to ja, po latach, gdy państwo Braunowiez zadziwiającą konsekwencją od fundamentów demolowali nasze relacje,mam teraz być tą osobą, która zapobiegnie życiowej katastrofie.Zaciskam szczęki i uświadamiam sobie, że choć nie łączy mnie z nimisubtelna nić pozytywnych emocji, spełniam swój moralny obowiązek.Teściowa zdaje się nie zauważać mojego skonfundowaniai wpatrzona w ponury obraz starych zaniedbanych kamienic ciągnie:– Wojtek jest taki oddany! Zawsze każdemu pomaga, a o nas dbaszczególnie. Gdy przychodzi, zawsze ma dla mnie czekoladki, wiesz, teWedla, które od lat jem rano. Myślę wtedy o tym moim dzieckui przypominam sobie, jaki był malutki. Wiesz, jak się urodził, to od razuwiedziałam, że będzie kimś. Miał taką mądrą twarzyczkę.Zastanawiam się, jakie oblicze po narodzinach zaprezentowałBartosz – drugi syn, do niedawna mój mąż. Zapewne zawiniętyw tetrową pieluchę nie przedstawiał się tak godnie i inteligentnie.– A jakie ma teściowa najmilsze wspomnienie związanez Bartkiem?– A wiesz, że się nie zastanawiałam. No ale, Panie Boże, ocal jegoduszę, Bartka już nie ma. Wiesz, to takie przykre, został mi tylko jedensyn… – I gwałtowna wolta myśli. – Jakby co, to przecież Wojtekprzyjedzie na pogrzeb.– Halo! Teść jeszcze nie umarł.– Tak, tak, ale w naszym wieku to nic pewnego. Nie wiadomo, coto będzie – powtarza w zamyśleniu, przygryzając nowiutkim implantemdolną wargę. – Mam przeczucie, że to może być koniec. – Głośnowciąga powietrze i przykłada do oczu wymiętą jednorazowąchusteczkę. – Jak to człowiek nie wie, co go czeka. A taki był zdrowy!– Jest!– No przecież jest chory!– Ale jest, w sensie ogólnym jest.– Tak, jeszcze. Jednak nie wiadomo, co to będzie.– No właśnie, skupmy się na teraźniejszości i na tym, co możemyzrobić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl