James Oliver Curwood - Dziewczyna spoza szlaku, ◕ EBOOK, Curwod James

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JAMES OLIVER i CURWOOD
DZIEWCZYNA SPOZA SZLAKU
Przekład Jerzego Marlicza
Tytuł oryginału The Girl beyond the Trail
1. Poci
Ģ
g w zaspach
N
a kim
Ļ
, kto by stał u skraju czarnej jodłowej g
ħ
stwy, słuchaj
Ģ
c wycia
wichru w t
ħ
noc grudniow
Ģ
— poci
Ģ
g transkontynentalny sprawiałby wra
Ň
enie
ognistej smugi.
Było to widmo dziwaczne, bezradne, pozbawione ruchu, ciemne,
Ļ
ród
ciemnej nocy polarnej, rozjarzone jedynie
Ļ
wiatłami okien od ostatniego wagonu
po lokomotyw
ħ
, tylko wóz baga
Ň
owy tworzył mroczn
Ģ
wyrw
ħ
. Z północy
nadci
Ģ
gały chmury ci
ħŇ
arne
Ļ
niegiem, zwisaj
Ģ
ce tu
Ň
nad ziemi
Ģ
, a wraz z nimi
leciał wiatr, drwi
Ģ
c dono
Ļ
nie z tego tworu r
Ģ
k ludzkich i z zamkni
ħ
tych wewn
Ģ
trz
ludzi. Pasa
Ň
erowie, kobiety i m
ħŇ
czy
Ņ
ni, poczynali ju
Ň
dygota
ę
z chłodu; białe ich
twarze w coraz gł
ħ
bszym przera
Ň
eniu lgn
ħ
ły do oszronionych szyb, usiłuj
Ģ
c
przenikn
Ģę
tajemnic
ħ
nocy, która rozpostarła ciemn
Ģ
zasłon
ħ
za oknami.
Trwało to ju
Ň
trzy godziny. Wielu spo
Ļ
ród wi
ħŅ
niów bawiła na razie ta
niezwykła sytuacja, przygoda bowiem ma swój niezaprzeczony urok. Kaloryfery
grzały jeszcze,
Ļ
wiatła było do
Ļę
. M
ħŇ
czy
Ņ
ni
Ň
artowali, kobiety
Ļ
miały si
ħ
, dzieci
wymy
Ļ
lały zabawy w korytarzach. Teraz najwi
ħ
kszy dowcipni
Ļ
zamilkł, szczelnie
otulony w futro; urocza dama. która na wie
Ļę
,
Ň
e poci
Ģ
g ugrz
Ģ
zł w zaspach,
klaskała z rado
Ļ
ci w r
ħ
ce, te dr
Ň
ała, to znów na przemian zalewała si
ħ
łzami.
Było zimno, tak zimno,
Ň
e
Ļ
nieg niesiony wiatrem dzwonił o szyby jakby
uderzano w nie
Ļ
rutem. Termometr za oknem wskazywał: czterdzie
Ļ
ci stopni
poni
Ň
ej zera*. (W stopniach Fahrenheita /przyp. red./). Wagony zachowały
jeszcze troch
ħ
ciepła, cho
ę
kaloryfery wystygły całkowicie; płon
Ģ
ce lampy i ciała
ludzkie nader sk
Ģ
po ogrzewały przedziały. Chłód stawał si
ħ
przejmuj
Ģ
cy. Szron
zamurował szyby. Paru panów zdj
ħ
ło futra, okrywaj
Ģ
c nimi kobiety i dzieci; ci
panowie wła
Ļ
nie najcz
ħĻ
ciej spogl
Ģ
dali na zegarki. Przygoda mogła si
ħ
sko
ı
czy
ę
tragicznie.
Przechodz
Ģ
cego korytarzem konduktora po raz dwudziesty zasypywano
tymi samymi pytaniami:
--- Pan Bóg raczy wiedzie
ę
— burkn
Ģ
ł szorstko wprost w twarz
najpi
ħ
kniejszej pasa
Ň
erki, cho
ę
przed paroma godzinami jej uroda ol
Ļ
niłaby go
niew
Ģ
tpliwie. — Lokomotywa i tender odeszły trzy godziny temu, a do stacji
mamy zaledwie dwadzie
Ļ
cia mil. Powinni byli dawno sprowadzi
ę
pomoc. Piekło,
co?
Młoda kobieta nie odpowiedziała nic, skin
ħ
ła tylko głow
Ģ
na znak, i
Ň
si
ħ
najzupełniej zgadza z t
Ģ
opini
Ģ
.
— Trzy godziny! — warczał wci
ĢŇ
konduktor, id
Ģ
c dalej korytarzem. —
Oto zysk ze słu
Ň
by na północnej linii. Jak ci
ħ
zasypie, to od razu na fest i czekaj
potem boskiego miłosierdzia.
Zajrzał jeszcze do przedziału dla pal
Ģ
cych, wsun
Ģ
ł głow
ħ
do
Ļ
rodka i
odszedł, zatrzaskuj
Ģ
c za sob
Ģ
drzwi wagonu.
W tym przedziale siedziało dwóch m
ħŇ
czyzn, jeden naprzeciw drugiego.
ņ
aden nie podniósł nawet głowy przy wej
Ļ
ciu konduktora, jakby
Ļ
nie
Ň
yca i
spó
Ņ
nienia nie dotyczyły ich wcale.
Starszy pasa
Ň
er pochylał si
ħ
ku przodowi. Miał zapewne około
pi
ħę
dziesi
Ģ
tki. Dło
ı
, któr
Ģ
oparł na chwil
ħ
na kolanie Dawida Raine, była
czerwona i s
ħ
kata; takie dłonie posiada człowiek od dawna walcz
Ģ
cy z głusz
Ģ
le
Ļ
n
Ģ
. Twarz pasowała do r
ħ
ki: spalona sło
ı
cem lata, schłostana wichrem i
zamieci
Ģ
zimow
Ģ
, pokryta sieci
Ģ
zmarszczek —
Ļ
wiadczyła o długoletnim trudzie.
Był niewielkiego wzrostu, ni
Ň
szy od Dawida Raine. Ramiona miał lekko
zgarbione, mimo to promieniowały ze
ı
energia i rado
Ļę
Ň
ycia, których młodszy
towarzysz zdawał si
ħ
nie posiada
ę
wcale. Na tysi
Ģ
cu mil kwadratowych północnej
kniei znano go jako ojca Rolanda misjonarza.
Towarzysz jego miał zaledwie lat trzydzie
Ļ
ci osiem. Był nawet raczej o rok
lub dwa młodszy. Oczy miał siwe, odwa
Ň
ne; takich oczu nie zapomina si
ħ
szybko.
Lecz ogólnie bior
Ģ
c wygl
Ģ
dał jak człowiek schorowany, a wiatr płaczliwie dm
Ģ
cy
na zewn
Ģ
trz i noc za oknem podkre
Ļ
lały jego przygn
ħ
bienie. Misjonarz poczynił
ju
Ň
w duchu pewne spostrze
Ň
enia; obecnie, z dłoni
Ģ
opart
Ģ
na kolanie Dawida
Raine, mówił:
— Wi
ħ
c pan twierdzi,
Ň
e si
ħ
obawia o swego przyjaciela? Dawid Raine
skin
Ģ
ł głow
Ģ
, zmarszczki wokół jego ust stały si
ħ

ħ
bsze.
— Tak, boj
ħ
si
ħ
o niego.
Na chwil
ħ
spojrzał w okno, a jego blada twarz nie spodobała si
ħ
wida
ę
zamieci, gdy
Ň
wiatr zawył dono
Ļ
niej, a
Ļ
nieg mocniej zakołatał o szyby.
— Wci
ĢŇ
si
ħ
o niego kłopocz
ħ
— dodał jeszcze, wzgardliwie
wzruszaj
Ģ
c ramionami.
Raptem spojrzał w oczy ojca Rolanda.
— Czy słyszał ojciec kiedy o człowieku, który si
ħ
zatracił? Nie mam na
my
Ļ
li w
ħ
drowca, który zbł
Ģ
dził w lesie czy na pustyni. Nie mówi
ħ
tak
Ň
e o
nieszcz
ħĻ
liwym, który postradał rozum. Ale bywa,
Ň
e człowiek zgubi sam siebie,
wol
ħ
, rozum, wszystko i czuje si
ħ
tak, jakby mu ziemi pod stopami brakło.
— Tak, przed wielu laty znałem takiego biedaka — odparł misjonarz
prostuj
Ģ
c si
ħ
na ławce. — Ale ten rychło sam siebie odnalazł. A pana przyjaciel?
Jestem bardzo ciekaw. Od trzech lat po raz pierwszy stykam si
ħ
z cywilizacj
Ģ
,
wi
ħ
c to, co od pana usłysz
ħ
, b
ħ
dzie si
ħ
zapewne ogromnie ró
Ň
niło od moich
wspomnie
ı
. Je
Ļ
li pan nie zdradza niczyjego zaufania, prosz
ħ
mi opowiedzie
ę
t
ħ
histori
ħ
.
— To nie jest przyjemna historia — uprzedził Dawid — szczególnie w
tak
Ģ
noc...
— Wła
Ļ
nie w tak
Ģ
noc łatwiej zrozumie
ę
czyj
Ļ
dramat.
Blada twarz Dawida Raine poró
Ň
owiała lekko. Nerwowo zacisn
Ģ
ł palce.
— Oczywi
Ļ
cie, wchodzi tu w gr
ħ
kobieta — rzekł.
— Tak, oczywi
Ļ
cie, kobieta.
— Wła
Ļ
ciwie nie jestem pewien, czy mój przyjaciel wielbił t
ħ
kobiet
ħ
,
czyjej urod
ħ
— ci
Ģ
gn
Ģ
ł Dawid. —W ka
Ň
dym razie cenił pi
ħ
kno, ona za
Ļ
była po
prostu zbyt pi
ħ
kna. Musiał j
Ģ
jednak kocha
ę
, bo gdy j
Ģ
stracił, stracił jednocze
Ļ
nie
urok
Ň
ycia. Tak, jakby
Ļ
wiat wkoło poszarzał.
Ojciec Roland skin
Ģ
ł głow
Ģ
twierdz
Ģ
co.
--- Rozumiem — rzekł, przy czym usun
Ģ
ł si
ħ
nieco w k
Ģ
t kanapy, gdzie
Ļ
wiatło lampy padało mniej wyra
Ņ
nie. — Znałem człowieka, który tak
Ň
e kochał
pewn
Ģ
kobiet
ħ
i w jego oczach ona wła
Ļ
nie była najpi
ħ
kniejsz
Ģ
. To wielka miło
Ļę
tak ludzi przyozdabia.

ņ
ona mego przyjaciela była jednak tak pi
ħ
kna,
Ň
e na ulicy ka
Ň
dy si
ħ
za
ni
Ģ
ogl
Ģ
dał. Póki mój przyjaciel był jeszcze najszcz
ħĻ
liwszym człowiekiem na
ziemi, twierdził nieraz,
Ň
e to aniołowie chyba wyrze
Ņ
bili jej twarz i ozłocili włosy.
--- No, a jej dusza?
--- Och, dusza! S
Ģ
dz
ħ
,
Ň
e aniołowie zapomnieli o niej.
--- W takim razie przyjaciel pa
ı
ski nie kochał tej kobiety! — głos
misjonarza brzmiał bardzo stanowczo. — Miło
Ļę
nie mo
Ň
e istnie
ę
tam, gdzie nie
ma duszy!
— Kochał j
Ģ
z pewno
Ļ
ci
Ģ
.
— Nie wierz
ħ
. To była miło
Ļę
czysto powierzchowna. Nie miło
Ļę
nawet, a
nami
ħ
tno
Ļę
, której doznawał nie tylko on jeden.
— Słusznie. Byli tak
Ň
e inni. Ale na razie chc
ħ
mówi
ę
o moim przyjacielu.
To był uczony. Posiadał dostateczne
Ļ
rodki, by w spokoju po
Ļ
wi
ħ
ca
ę
si
ħ
badaniom. Miał bibliotek
ħ
, laboratorium. Zajmował si
ħ
staro
Ň
ytno
Ļ
ci
Ģ
, ale nie był
bynajmniej molem ksi
ĢŇ
kowym. Był młody i pełen zapału. Ogromnie lubił dzieci i
chciał mie
ę
dom pełen drobiazgu, lecz
Ň
ona jego zbyt dbała o sw
Ģ
urod
ħ
, by
podziela
ę
te pragnienia.
Dawid pochylił si
ħ
nieco ku przodowi i naci
Ģ
gn
Ģ
ł czapk
ħ
bardziej na oczy.
Wiatr ustał chwilowo, a w ciszy słycha
ę
było wyra
Ņ
nie tykanie wielkiego
srebrnego zegarka misjonarza.
— Sam nie wiem po co to ojcu mówi
ħ
, chyba
Ň
eby sobie ul
Ň
y
ę
. Memu
przyjacielowi i tak ju
Ň
nic nie pomo
Ň
e. Ale i nie zaszkodzi. On był troch
ħ
odludkiem, a ta kobieta, jego
Ň
ona, lubiła gwarne jaskrawe
Ň
ycie nocnych lokali,
brz
ħ
k kieliszków, tłumy wielbicieli. Z wolna tworzyła si
ħ
mi
ħ
dzy nimi przepa
Ļę
.
A jednak on jej jeszcze ufał, jeszcze nie miał cienia podejrze
ı
. Gdyby mu kto
spróbował oczy otworzy
ę
— niew
Ģ
tpliwie zabiłby oszczerc
ħ
. Tylko czuł,
Ň
e
Ň
ona
go nie kocha. Pewnego dnia musiał wyjecha
ę
. Odprowadziła go na kolej.
Powiewała chusteczk
Ģ
, gdy poci
Ģ
g ruszył. I była taka urocza, taka prze
Ļ
liczna...
Przez na pół przymkni
ħ
te powieki misjonarz zobaczył,
Ň
e Dawid prostuje
si
ħ
na ławce, a usta jego nabieraj
Ģ
twardego wyrazu. Głos mu si
ħ
tak
Ň
e zmienił,
zatracaj
Ģ
c wszelk
Ģ
barw
ħ
.
— Czy
Ň
to nie komiczne, jak los nieraz drwi z ludzi? Tor był uszkodzony i
przyjaciel mój musiał z drogi zawróci
ę
. Nikt si
ħ
tego nie spodziewał. Do domu
przybył pó
Ņ
no i nie chc
Ģ
c budzi
ę
Ň
ony, sam sobie otworzył drzwi kluczem.
Panowała zupełna cisza, tylko z jej pokoju dobiegały jakie
Ļ
głosy. Zobaczył tak
Ň
e
Ļ
wiatło. Nasłuchiwał najpierw chwil
ħ
. Potem wszedł.
W przedziale zapanowało milczenie. Zegarek misjonarza tykał tak gło
Ļ
no,
jakby kto
Ļ
bił w b
ħ
ben na alarm.
— Có
Ň
si
ħ
stało dalej?
— Mój przyjaciel wszedł — powtórzył Dawid. — Nie, nie zabił ich —
upewnił spiesznie, dostrzegłszy w oczach misjonarza niespokojne pytanie. —
Temu m
ħŇ
czy
Ņ
nie darował
Ň
ycie, zapewne ze wzgl
ħ
du na jego tchórzostwo. Tak
si
ħ
bał. Wy
Ļ
lizn
Ģ
ł si
ħ
z pokoju niby robak. A kobieta? Ta nie bała si
ħ
wcale. Stała
wyprostowana, w negli
Ň
u, okryta płaszczem złotych włosów i
Ļ
miała si
ħ
po
prostu! Kto wie, mo
Ň
e ze strachu, ale
Ļ
miała si
ħ
gło
Ļ
no jak szalona. Mój przyjaciel
odwrócił si
ħ
. Zamkn
Ģ
ł za sob
Ģ
drzwi. Odszedł.
— Czy to ju
Ň
koniec? — spytał ojciec Roland po chwili milczenia.
— Tak, dla niego to był koniec wszelkich złudze
ı
.
— Ale przecie
Ň
ył dalej?

ņ
ył. Cał
Ģ
noc przewał
ħ
sał si
ħ
po ulicach. Jej
Ļ
miech wci
ĢŇ
go gonił.
S
Ģ
dz
ħ
,
Ň
e nigdy tego
Ļ
miechu nie zapomni, jakkolwiek
Ň
ony nie spotkał nigdy
wi
ħ
cej. Nie widział si
ħ
z ni
Ģ
nawet podczas sprawy rozwodowej. Okazał si
ħ
wzgl
ħ
dem niej hojny. Skoro uzyskał uniewa
Ň
nienie mał
Ň
e
ı
stwa, zabezpieczaj
Ģ
ce
prawn
Ģ
ochron
ħ
, oddał jej połow
ħ
własnego maj
Ģ
tku. Potem odjechał. To było rok
temu. Wiem,
Ň
e w ci
Ģ
gu tego roku usiłował odzyska
ę
dawn
Ģ
pogod
ħ
ducha i
t
ħŇ
yzn
ħ
fizyczn
Ģ
. Wiem tak
Ň
e,
Ň
e mu si
ħ
nie powiodło.
Sko
ı
czywszy opowiadanie Dawid umilkł. Nasun
Ģ
ł czapk
ħ
jeszcze bardziej
na oczy i wstał. Był dobrze zbudowany i zgrabny, o szerokich ramionach i
w
Ģ
skich biodrach, lecz odzie
Ň
wisiała na nim jak po
Ň
yczona, a r
ħ
ce raziły
nadmiern
Ģ
szczupło
Ļ
ci
Ģ
. Na twarzy zna
ę
było pi
ħ
tno choroby lub mo
Ň
e po prostu
cierpienia.
Ojciec Roland wstał równie
Ň
z oczyma pełnymi współczucia. Podali sobie
r
ħ
ce, przy czym u
Ļ
cisk misjonarza był szczery i silny.
— Panie Dawidzie, od tylu lat ju
Ň
wał
ħ
sam si
ħ
w głuszy — rzekł głosem
dr
ŇĢ
cym ze wzruszenia. — Chowam umarłych, piel
ħ
gnuj
ħ
chorych, chrzcz
ħ
i daj
ħ
Ļ
luby. Przez te lata posiadłem pewn
Ģ
m
Ģ
dro
Ļę
, a mianowicie wiem, co czyni
ę
nale
Ň
y, by odnale
Ņę
samego siebie. Wiem, jak si
ħ
wydosta
ę
z zakl
ħ
tego kr
ħ
gu
własnych cierpie
ı
. Czy zechce pan pój
Ļę
ze mn
Ģ
? :
Spojrzeli sobie w oczy. Za oknem wył wicher i
Ļ
nieg dobijał si
ħ
do szyb.
— Opowiedział mi pan własne dzieje — szepn
Ģ
ł ojciec Roland. —
Prawda,
Ň
e to była pa
ı
ska historia?
— Tak.
--- A ta kobieta była
Ň
on
Ģ
pana?
— Tak. Była moj
Ģ
Ň
on
Ģ
.
Wyrwał raptownie dło
ı
z u
Ļ
cisku misjonarza i szybko wyszedł na korytarz.
Ojciec Roland go nie zatrzymywał. Patrzał tylko długo na nie domkni
ħ
te drzwi, a
twarz jego zszarzała, powlekaj
Ģ
c si
ħ
chorobliw
Ģ
blado
Ļ
ci
Ģ
. Machinalnie usiadł na
ławce i wtulił si
ħ
w k
Ģ
t. R
ħ
ce poło
Ň
ył bezwładnie na kolanach. Siedział długo, bez
ruchu, jak martwy, z oczyma przymkni
ħ
tymi i głow
Ģ
zwieszon
Ģ
na piersi.
2. Tajemnicza pasa
Ň
erka
T
ej nocy Dawid przew
ħ
drował kilka razy z jednego ko
ı
ca uwi
ħ
zionego
poci
Ģ
gu na drugi.
Skłonny był przypuszcza
ę
,
Ň
e to Opatrzno
Ļę
spi
ħ
trzyła na torze
Ļ
nie
Ň
ne
zaspy. Gdyby nie ta zwłoka, ju
Ň
dawno, na stacji w
ħ
złowej, po
Ň
egnałby ojca
Rolanda i z pewno
Ļ
ci
Ģ
nie zd
ĢŇ
yłby mu nic o sobie opowiedzie
ę
. Zasadniczo nie
s
Ģ
dził,
Ň
e si
ħ
kiedykolwiek i komu b
Ģ
d
Ņ
zwierzy ze swej tragedii. Słowa
wymkn
ħ
ły mu si
ħ
mimo woli. Ale nie
Ň
ałował ich. Cieszył si
ħ
raczej.
Wspomnienie
Ň
ony m
ħ
czyło go okropnie ostatnimi czasy. Teraz było ju
Ň
l
Ň
ej.
W jednym z dalszych wagonów Dawid zaj
Ģ
ł miejsce w pustym przedziale.
Wspominał mocny u
Ļ
cisk spracowanej dłoni misjonarza i jego propozycj
ħ
. „Czy
zechce pan pój
Ļę
ze mn
Ģ
?" Pój
Ļę
z nim? Ale dok
Ģ
d?
Wiatr zawył, grzmotn
Ģ
ł o szyb
ħ
, zadzwonił w ni
Ģ
krupkami
Ļ
niegu. Dawid
wyjrzał przez okno. Nie widział nic. Na zewn
Ģ
trz trwał czarny chaos. Lecz
człowiek miał wra
Ň
enie,
Ň
e na nieruchomy poci
Ģ
g napiera nie tylko noc, ale
równie
Ň
osacza go zewsz
Ģ
d tajemnicza g
ħ
stwa le
Ļ
na.
Czy tam mieli i
Ļę
razem z ojcem Rolandem? W ten bór?
Przylgn
Ģ
ł twarz
Ģ
do chłodnej szyby. Wyt
ħŇ
ył wzrok. Dzi
Ļ
rano ojciec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl