Jean Plaidy - Katarzyna Aragońska tom 3, Powiesci historyczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
PLAIDY JEAN
Katarzyna Aragońska
Tom III
PRZEŁOŻYŁA JADWIGA OLĘDZKA
Fascynujące osobowości i wydarzenia związane z życiem Katarzyny Aragońskiej w
Anglii stały się tematem nmiejszej powieści. Powieść historyczna jest przede wszystkim
wydarzeniem literackim. Historia stanowi motyw, narzuca bieg wydarzeń, klimat epoki.
Jednak w tym przypadku oba aspekty są jednakowo ważne. Trudno bowiem powiedzieć, czy
dzięki literaturze życie małżeńskie Henryka VIII, a w szczególności jego pierwsze
małżeństwo, stało się tak bardzo popularne, czy ówczesna rzeczywistość była tak bogata, że
można ją wyrazić tylko w formie literackiej.
Jean Plaidy dołożyła wszelkich starań, by książka jej nie odbiegała od autentycznych
wydarzeń historycznych, oczywiście na ile pozwala konwencja literacka. Z pewnością bardzo
interesujący jest wątek emocjonalny w małżeństwie Katarzyny i Henryka. Ale przecież
królewska para stanowiła o losach kraju i polityce zagranicznej ówczesnej Anglii. Burzliwe
losy polityczne tego związku i ¡dejada satelitów dworu angielskiego wydają się nie mniej
interesujące. Siłą książki jest pokazanie, jak namiętności możnych tego świata wpływały na
koleje historii społeczeństw.
ZEMSTA KARDYNAŁA
KATARZYNA SIEDZIAŁA PRZY OKNIE ZE WZROkiem utkwionym w pałacowy
ogród. Ręce jej spoczywały na kolanach, na chwilę odłożyła makatę, którą haftowała. Miała
już prawie trzydzieści pięć lat. Jej wdzięczna niegdyś postać stała się ociężała po licznych
niepomyślnych ciążach. Nie straciła wszelako swej dostojnej powagi, a upokorzenia, jakie
musiała znosić, nie pozbawiły jej spokojnej pewności siebie, która przypominała wszystkim,
co przed nią stawali, że jest nie tylko królową Anglii, ale córką Izabeli Kastylijskiej i
Ferdynanda Aragońskiego.
Na głowie miała piękny pięciokątny, lśniący od klejnotów kapturek, z którego
spływała na plecy czarna mantyla; choć już dziewiętnaście lat mieszkała w Anglii,
zachowywała nadal niektóre zwyczaje i szczegóły ubioru swego rodzinnego kraju. Jej suknia
z błękitnego aksamitu przybrana była sobolowym futrem. Gdy siedziała z nogami
skrzyżowanymi, w pozycji pełnej gracji, widać było rąbek złocistej jedwabnej halki. Na szyi
miała naszyjnik z rubinów i rubiny zdobiły potrójnie związany sznur zastępujący pasek w talii
i opadający do stóp.
Patrzyła w okno. Wyraz jej twarzy o regularnych, choć grubych rysach był nader
poważny, a wysokie czoło zmarszczone. Obserwująca ją kobieta poczuła litość, wiedziała, że
królową dręczy niepokój. Ma wszelkie racje, by się niepokoić, myślała Maria de Salinas,
która do czasu małżeństwa z lordem Willoughby wiernie służyła swej pani; i jeszcze teraz
powracała do niej, ilekroć mogła.
Gdyby urodziła chłopca, myślała. Jednego chłopca. Czy to za duże żądanie? Dlaczego
los jej tego odmawia?
Królowa odwracając wzrok od ogrodu napotkała współczujące spojrzenie Marii i
jakby odgadując jej myśli powiedziała:
- Czuję, że to się nigdy nie stanie, Mario. Próbowaliśmy już tyle razy.
Maria zarumieniła się. Te rozważania mogły jedynie przynieść dodatkowe cierpienie
jej ukochanej pani.
- Macie, miłościwa pani, urodziwą, zdrową córeczkę.
Twarz Katarzyny odmłodniała na chwilę i prawie wyładniała, jak zawsze, kiedy
wspomniano o pięcioletniej księżniczce Marii.
- Pięknieje z każdym miesiącem - szepnęła uśmiechając się do siebie. - Jest taka żywa,
taka pogodna, że zdobyła serce ojca. Gdy są razem, z pewnością wybacza jej, że nie jest
chłopcem.
- Nikt nip pragnie, aby księżniczka Maria była inna, niż jest - szepnęła Maria.
- I ja bym jej nie zamieniła. Gdyby nawet można było przemienić ją w chłopca, nie
zrobiłabym tego. Nie chciałabym mieć jej innej. - Uśmiech zniknął z twarzy królowej. - Tak
pragnęłabym mieć ją częściej tu, w Greenwich.
- Król życzy sobie, by korzystała z należnych jej przywilejów, dlatego obstaje, by
miała swój osobny dwór.
Królowa kiwnęła głową i wróciła do haftu.
- Niebawem wyjeżdżamy do Windsoru - rzekła - wtedy każę ją tam przywozić z
Ditton Park. Pragnę słyszeć, jakie postępy czyni w grze na wirginale. Czyś widziała kiedy
pięcioletnie dziecko o takim muzycznym talencie?
- Nigdy - odrzekła Maria, postanawiając w duchu: Muszę zatrzymać jej myśli przy
Marii.
Lecz krzyki, które dobiegły z dołu, odwróciły uwagę królowej ku innym sprawom, i
Maria dostrzegła, że przymknęła na chwilę oczy, co oznaczało wstręt do tego, co się tam
dzieje.
To błąd, pomyślała, że królowa trzyma się z daleka od rozrywek króla. Współczuła
swej pani i rozumiała jej odrazę, lecz sądziła, że nieroztropnie jest to okazywać. Król lubił
pochlebstwa, a że mu ich nie szczędzono, zauważał szybko ich brak. Uchylając się od
towarzyszenia mu w czasie widowisk na arenie, królowa niewątpliwie go obrażała.
Usprawiedliwiła się co prawda niedomaganiem, król jednak sam tak rzadko niedomagał, że
skłonny był traktować chorobę innych sceptycznie i szyderczo.
To źle, że królowa siedzi nad haftem z jedną wierną towarzyszką u boku, gdy król w
otoczeniu swych dworzan przygląda się, jak brytany, głodzone długo dla zwiększenia ich
zażartości, rozrywają na strzępy niedźwiedzia.
Rozległy się znowu krzyki i przez otwarte okno dobiegł dźwięk trąb.
- No, wreszcie koniec - powiedziała Katarzyna. - Co za szczęście, że nie byłam
świadkiem śmierci jakiegoś biednego stworzenia.
- Chyba nigdy nie przywykniemy do rozrywek Anglików - rzekła Maria. - Mimo tylu
spędzonych tu lat pozostałyśmy Hiszpankami.
- Jesteśmy teraz Angielkami, Mario, poślubiwszy naszych mężów, a Hiszpania wydaje
się bardzo daleka. Nie zapomnę jednak nigdy Alhambry i mojej matki.
- Chcielibyście tam wrócić, miłościwa pani?
Katarzyna potrząsnęła przecząco głową.
- Kiedy ona nie żyje, to już nie chcę. Dla mnie Hiszpanią była ona.
- Taka mądra i wspaniała...
- Czasami - mówiła Katarzyna - pragnę całym sercem, aby była tu, ze mną, miała
swoje komnaty w tym pałacu, bym mogła pójść do niej i opowiedzieć o moich strapieniach, a
ona w swej mądrości poradziłaby mi, co mam czynić.
Co mądra Izabela mogłaby powiedzieć córce? - myślała Maria. Co doradzić dla
zadowolenia tego jej kapryśnego małżonka? Tylko to, co powiedziałoby wiele osób z
królewskiego dworu: Daj mu syna. Wtedy będziesz bezpieczna.
Katarzyna popatrzyła na kobietę, która od tak dawna była jej najwierniejszą
przyjaciółką. Ona zna moje troski, myślała. Niemożliwe, by ich nie znała. Któż tu nie wie, że
król jest stale niewierny żonie, że różnica sześciu lat między nimi zaczyna mu doskwierać.
Nie oczekiwała współczucia, wiedziała, że zwierzenia bywają niebezpieczne. Jednak
to Maria de Salinas kocha ją najbardziej. Mąż już jej nie kocha. Z tego smutnego faktu
zdawała sobie dobrze sprawę. Mała Maria jest do niej przywiązana, ale to jeszcze dziecko.
Oby Bóg dał, by nie musiała tak cierpieć jak ja, pomyślała królowa.
Lecz Marii, która jest teraz następczynią tronu, nic nie grozi. W Anglii nie obowiązuje
prawo salickie. Jeśli rodzice jej nie będą mieli męskich potomków, wstąpi kiedyś na tron, i to
jako pełnoprawna królowa, nie małżonka króla.
- Och, Mario - westchnęła Katarzyna. - Przeżywam ciężkie chwile, czuję się... taka
samotna.
Maria uklękła u jej stóp i ukryła twarz w fałdach błękitnej szaty.
- Nie jesteście samotna, miłościwa pani, póki ja żyję i mogę wam służyć.
- Wiem o - tym, Mario. I ja kocham cię szczerze i z nikim innym nie mówiłabym o
tych sprawach. Ale tobie powiem: straciłam nadzieję, że wydam na świat chłopca. Król
rzadko odwiedza moje łoże. A od czasu, gdy Elżbieta Blount dała mu syna, ochłódł
całkowicie w stosunku do mnie.
- Spryciara - powiedziała z gniewem Maria.
- Nie wiń jej. Była nieśmiałą dziewczyną, a on jest królem. Powiedział: „Chodź do
mnie”, a ona nie miała siły się oprzeć, tak jak królik nie stawia oporu gronostajowi. I dała mu
syna.
- Mówią, że już mu się nie podoba.
- Zabrał chłopca, by wychowywał się z dala od niej.
- W odosobnieniu - dorzuciła szybko Maria.
- Lecz po królewsku. Gdyby inna kobieta dała mu syna...
Maria wiedziała, że królowa myśli o tym, czego tak się boi, że nawet mówić o tym nie
chce. Streszczało się to w jednym niebezpiecznym słowie, które powtarzał szeptem cały
dwór: „Rozwód”.
To niemożliwe, zapewniała samą siebie Maria. Henryk nigdy by się nie ośmielił.
Królowa
jest nie tylko ciotką króla Hiszpanii, ale równocześnie cesarza
Austrii,
najpotężniejszego monarchy w Europie.
- I ma nową kochankę... - powiedziała Katarzyna.
Maria milczała.
- Poznał ją we Francji. Ma złą sławę. Na dworze francuskim uważana jest za
swawolnicę. Nie mogę go zrozumieć. Kazałam wezwać ją do siebie. To córka Tomasza
Boleyna. Ma on chyba dwie córki i syna. Druga, o wiele młodsza, jest teraz we Francji.
Mówią, że rozumniejsza od siostry. Miejmy nadzieję...
- A miłościwy pan...
- Bawiła go jej swawolność... jak wielu przed nim...
- Miłościwa pani, to się już skończyło...
- O tyle, o ile mogło się skończyć. Nie zdziwiłabym się, gdyby Maria Boleyn była
brzemienna... pod sercem nosi może bliźnięta. Chłopców, gotowa bym przysiąc.
Królowa nie zwykła okazywać takich uczuć. Maria zadrżała. Katarzyna dostrzegła
wyraz jej twarzy i opanowała się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]