Jemioła - całość, HG - SS Fan Fick ( kto ma więcej proszę o info )

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Autor: mroczna88
Rated: K - Polish - Humor/Romance - Hermione G. & Severus S.
Severus zmienia się w dziecko.
Boże Narodzenie. Jemioła. Hermiona. 6letni Snape i Dumbledore. To NIE może
skończyć się dobrze. Humor, romans i trochę cukru, ale mam nadzieję, że i tak niewiele.
Jemioła
1.
Święta z Weasleyami zawsze były wspaniałe. Jednakże pierwsze Boże Narodzenie po
porażce Voldemorta były wyjątkowe pod wieloma względami. Jednym z nich był fakt, że
Harry w końcu znalazł swoją drugą połówkę. Luna siedziała obok niego z rozmarzonym
wzrokiem i tłumaczyła Hermionie i Snape'owi czym są nargle. I jedno, i drugie już dawno
powinno stracić cierpliwość, ale Mistrz Eliksirów był zafascynowany tym, co mówiła. To
do niego nie pasowało. Tak samo nie pasowało do niego siedzenie na kolanach
Hermiony, która od czasu do czasu podawała mu czekoladowe ciastko, które jadł nie
zważając na to, że ma już całą brudną twarz. Och, czy wspomniał o tym, że Severus
Snape miał sześć lat? Dwa miesiące wcześniej trafiło go zaklęcie jakiegoś urażonego
jego zdradą Śmierciożercy i takim sposobem na miejscu ponurego, potężnego
czarodzieja pojawił się sześcioletni brzdąc, który nie wiedział gdzie jest. Wyżej
wymieniony Śmierciożerca musiał być albo ostatnim kretynem, albo był tak
zdesperowany, bo zamiast dobić szczeniaka od razu, poczekał na Aurorów i poprosił
ich, by przywrócili mu poprzednią postać, bo nie chce zabijać dziecka, które nie wie za
co mu się obrywa. W efekcie Albus Dumbledore został sam na sam z dzieckiem, które
miało iście szatański charakterek. Lupin zastąpił go na stanowisku Mistrza Eliksirów, a
mały Severus (który zapowiedział, że nie będzie reagował na „Snape") został
oddelegowany do Nory, gdzie praktycznie został adoptowany przez Molly. Pech był taki,
że z powodu zniszczenia Grimmauld Place i sklepu bliźniaków praktycznie cała familia
Weasleyów, razem z Harrym i Hermioną, musieli znosić humory chłopca. Święta Trójca
skończyła Hogwart dziesięć lat wcześniej, ale wojna trwała dłużej, niż ktokolwiek z nich
przypuszczał. Hermiona dopiero rozglądała się za własnym mieszkaniem, a Ron czekał,
aż dziewczyna zdecyduje się, czy chce z nim być. Prawda była taka, że nie przyjmował
słowa „nie" i mimo, że Harry tłumaczył mu, że nie ma szans, to jego przyjaciel wciąż był
pewny, że ona tylko się z nim drażni. W sumie obecność Hermiony była
błogosławieństwem dla wszystkich obecnych, bo mały diabeł słuchał się tylko jej i tylko
ona trzymała go z daleka od bliźniaków, którzy chcieli wejść z nim w komitywę, bo
niektóre sadystyczne pomysły Snape'a przypadły im do gustu, czego nie można
powiedzieć o reszcie. Dumbledore wysłał wiadomości do wszystkich autorytetów
magicznych na świecie z prośbą o konsultację, ale jak na razie wszystkie odpowiedzi
były negatywne. Nikt nie wiedział, co takiego zrobił ten Śmierciożerca. On sam był już
bezużyteczny, bo po pocałunku dementora nic nikomu nie mógł powiedzieć.
Ministerstwo, jak zawsze, nie liczyło się z nikim i niczym, jeśli sobie coś postanowiło.
Luna kończyła właśnie swój wykład ku uldze przyjaciółki Harry'ego i rozbawieniu małego
chłopca, który podsumował ponad godzinne tłumaczenia kobiety trzema zdaniami.
- Idiotyzmy. Ty naprawdę w to wierzysz? Ile ty masz lat?
Harry'emu zrobiło się głupio, bo sam często nie wierzył w to, co opowiadała jego
dziewczyna, ale starał się ją zrozumieć. Hermiona najwyraźniej miała podobne myśli, bo
schowała się za plecy Severusa, który był dość wysoki jak na swój wiek. Już teraz sięgał
swojej „opiekunce" ramienia, ale ona była dość niska. Dorosłemu Snape'owi nie sięgała
nawet tak wysoko. Fakt, że mini-Snape był praktycznie ciągle przyklejony do dziewczyny
był kopalnią dowcipów dla bliźniaków i powodem ciągłej irytacji Rona. Luna znosiła tę
sytuację najlepiej. Poklepała go po głowie i uśmiechnęła się na widok jego oburzonej
miny.
- Jak dorośniesz, to zrozumiesz.
- Mam nadzieję, że nie będę taki głupi, żeby w to uwierzyć.
Nikt mu nie powiedział, że tak naprawdę ma czterdzieści siedem lat. Dumbledore
stwierdził, że dla kogoś, kto miał tak nieszczęśliwe dzieciństwo to może być druga
szansa, ale jednocześnie doszedł do wniosku, że jego Mistrz Eliksirów nie byłby
zachwycony obecnym stanem rzeczy, gdyby miał własny rozum. Teddy Lupin, syn
Remusa i Tonks, którzy siedzieli w kącie z McGonagall i wysłuchiwali jej żalenia się na
uczniów, podbiegł do Snape'a i pociągnął go za rękaw.
- Polatamy na miotłach?
Gdy Severus pojawił się w kuchni Nory mały Lupin był zachwycony. Wreszcie ktoś w
jego wieku! Wujek Ron był zabawny, ale co innego móc bawić się z kimś w swoim
wieku. Słysząc swojego syna Remus podniósł głowę.
- Teddy, pada śnieg. Zapomnij o miotłach.
- Możemy podpalić choinkę – zachwyconym tonem rzucił Snape, co spowodowało, że
przy stole zapadła cisza. Jak zawsze, gdy wyskakiwał z jakimś pomysłem.
- Żadnego podpalania choinki. – Mały jedynie zaplótł chude ręce na równie chudej klatce
piersiowej i wymamrotał coś, co brzmiało jak „zawsze musisz popsuć zabawę". – Ale
możecie powiesić trochę spetryfikowanych gnomów. ALE NIE NA SZUBIENICY! –
krzyknęła, gdy dwaj chłopcy zachwyceni pobiegli do dużego pokoju zastanawiając się
głośno, jak długo zajmie stworzeniom duszenie się. Ron pojawił się obok nich w tej
samej sekundzie, gdy odgłos małych stóp ucichł i zajął jedno z wolnych krzeseł.
- Przysięgam, nigdy nie będę miał dzieci.
- Dobrze to słyszeć. Lepiej, żebyś nie przekazywał swoich genów dalej. – Bliźniacy
wydawali się być rozdarci. Iść za małymi diabłami, czy ponabijać się z brata? Nabijanie
się zawsze miało priorytet w ich psotnych umysłach.
- Co innego my.
- O, tak. Nasze geny byłyby tak cenne, że…
- … kobiety ustawiałyby się w linii, błagając chociaż o trochę.
- Szczerze w to wątpię. – Hermiona przerwała im i machnęła ręką. – Idźcie sobie. Muszę
skupić się na tych papierach, a dopiero teraz mam okazję.
- Czyżby tak trudno było czytać zza ramienia?
- Wiesz, George… Te tłuste włosy mogłyby zakleić oczy nawet tobie.
- Zwłaszcza, gdyby były cały czas do ciebie przyklejone. Wyobrażasz to sobie?
- Och, ratuj mnie, braciszku! Nie chcę tego!
Odstawili pantomimę, w której Fred był jednocześnie tłustymi włosami i wybawicielem, a
George nieszczęsną ofiarą, która ślepła. Hermiona zacisnęła mocno usta i spojrzała na
nich ponuro, a Luna zaczęła się głośno zastanawiać.
- Ciekawe czy powiedzielibyście to profesorowi Snape'owi, gdyby nie był dzieckiem.
- Wtedy raczej nie kleiłby się do naszego ukochanego mola książkowego.
- A jeśli by się kleił, to w zdecydowanie mniej niewinnych intencjach, niż jedzenie
czekoladowych ciastek, ale wtedy strzeżenie jej honoru należałoby zostawić Ronowi.
- Chociaż nie wiem po co, jeśli on nie chce mieć dzieci.
- A skoro Hermiona tak dobrze radzi sobie z małym Snape'em…
- … to poradzi sobie z ich większą ilością.
Harry z zainteresowaniem obserwował potężny rumieniec, jaki wykwitł na twarzy jego
przyjaciółki. Od jakiegoś czasu podejrzewał, że podkochuje się w ponurym czarodzieju,
ale mogło mu się jedynie wydawać. Zdarzało im się dyskutować na tematy, których nikt
poza nimi nie rozumiał (no bo czym jest, do cholery, „transcendentna metoda Hodges'a
dotycząca międzygatunkowej diatryby o magii molekularnej"?), a jeszcze częściej kłócić,
ale wydawało się to być po prostu naukowymi przepychankami. Teraz starała się skupić
na podręczniku, który trzymała. Profesor Flitwick wziął ją na swoją asystentkę i miała po
przerwie świątecznej zamieszkać w Hogwarcie na dwa miesiące, by poznać arkana
Zaklęć z bliska. Harry w tym czasie razem z Ronem mieli zacząć szkolenie Aurorów,
choć Minister chciał nadać im ten tytuł za „zasługi wojenne", ale odmówili. Jego ponure
rozmyślania przerwał powrót Teddy'ego i Severusa, którzy wyglądali na obrażonych. No,
Teddy wyglądał na obrażonego, bo Snape był z siebie diablo zadowolony, a to nigdy nie
wróżyło dobrze. Mały Lupin podszedł do Remusa i zapytał smutnym głosem:
- Tato, czy to prawda, że co pełnię zjadasz małe dzieci i kiedyś zjesz i mnie?
W kuchni zapadła cisza, w czasie której jeden chłopiec zaczął płakać, a drugi znalazł się
koło Hermiony i przytulił się do niej wpatrując się złośliwie w swojego wroga z czasów
szkolnych. Nie mógł o tym wiedzieć, ale jak to pewnego dnia określił: „Nie lubię
Remusa. Nie wiem czemu. Nie lubię". Pewne rzeczy po prostu zbyt głęboko siedziały w
człowieku. Niezręczną ciszę przerwało wejście Dumbledore'a, który od progu krzyknął:
- Wesołych świąt, moi drodzy!
Brak odzewu nieco go stropił, ale szybko się w sobie zebrał, rzucił okiem na wszystkich
zebranych i po chwili westchnął ciężko.
- Co takiego Severus znów zrobił?
- Coś, czego już nie powtórzy. – Głos Hermiony był tak twardy i suchy, że kamienie na
Saharze powinny przy nim poczuć się morskimi glonami. Snape spojrzał na nią
niepewnie, ale po chwili sam mrużył niebezpiecznie oczy.
- Powiedziałem prawdę.
- Nie. Nie możesz wiedzieć co takiego robi Remus przy każdej pełni.
- Czytałem w książce. Wilkołaki są złe. Zjadają dzieci. A sama mówiłaś, że książki się
nie mylą.
- Niektóre się mylą.
- Nieprawda!
Hermiona westchnęła i kontynuowała beznadziejną próbę umoralniania swojego byłego
Mistrza Eliksirów, którego moralność najwidoczniej była rozchwiana od maleńkości.
- A jeśli ci powiem, że są książki, w których pisze, że czarodzieje są źli i trzeba ich
zabijać, to też im uwierzysz?
- A czemu nie?
- Bo ja jestem czarownicą, ty jesteś czarodziejem. Uznałbyś, że trzeba mnie zabić?
Przyjrzał się jej uważnie i pokręcił głową.
- Nie.
- Czyli ta książka by się myliła?
- Nie.
Dziewczyna zamrugała zdezorientowana.
- Jak to? Więc zabijanie jest dobre?
- Tak. Zabijanie jest dobre.
To zdanie, wypowiedziane radosnym tonem i z szerokim uśmiechem na – zdawałoby się
– niewinnej twarzyczce miało długo pojawiać się w koszmarach Harry'ego.
- Czyli zabiłbyś mnie? Profesora Dumbledore'a? Weasleyów? Harry'ego? Lunę?
- Nie. Ciebie nie. Profesora Dumb'ldor'a też nie. Weasleyów i Harry'ego, Lunę tak.
- Czemu?- Głos Hermiony był przerażony. Chłopiec chyba wyczuł, że powiedział coś nie
tak, bo zaczął się tłumaczyć.
- Bo ich nie lubię.
- Wszystkich?
- No… Nie wszytkich. Lubię Freda i George'a. – Bliźniacy w tle przybili sobie piątki. – Ale
innych nie lubię.
- I to jest wystarczający powód, żeby ich zabić?
Poważnie się zamyślił i po dłuższej chwili, w czasie której napięcie w kuchni stało się
niemal nie do zniesienia, skinął głową.
- Tak. To dobry powód.
I, uznając, że wszystko jest dobrze i nie zważając na ciszę oraz pełne niedowierzania
spojrzenia, najspokojniej w świecie zaczął jeść ciastko. Dumbledore ocknął się pierwszy.
- Severusie, zabijanie jest złe.
Po tym stwierdzeniu chłopiec powiedział coś, co jedynie potwierdziło ich domysły, że
nawet jako dzieciak był zbyt spostrzegawczy.
- I dlatego wszyscy się cieszycie, że zabiliście Voldemorta i tych… no… tych jego
kolegów? To jest… ten… Hermiono, jak się nazywa ten ktoś, co mówi co innego, a robi
co innego?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl