Jen Holling - Na Zawsze, Romanse Sprzed Lat
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jen Holling
Na zawsze, ukochana
PROLOG
Wschodnie Pogranicze,
Szkocja,
1581
Megan znowu poczuła straszliwy atak bólu. Jakby że
lazna obręcz Z miażdżącą siłą dławiła jej brzuch.
- Boże! Dopomóż mi! - krzyknęła. Ugięły się pod nią
kolana, objęła brzuch rękami, osuwając się na podłogę.
Podtrzymało ją silne ramię, dźwignęło do góry. - Nie po
trafię, Innes! Nie dam rady!
Cicho szepnął jej do ucha:
- Oczywiście, że dasz radę, ukochana. Chodź, wejdzie
my na górę.
Wtuliła twarz w szorstki, wełniany kubrak męża. Pod
niósł żonę, podtrzymując ją pod kolanami.
- To nic, Meg. Sama się przekonasz. Przecież kobiety
codziennie rodzą. Kiedy dziecko już przyjdzie na świat,
wszystko będzie w porządku.
Przemawiał cicho, kojącym głosem, a ona wpiła palce
w jego rękaw. Ból był jakby mniejszy, ale jej nie opusz
czał. Chociaż teraz mogła już oddychać. Słyszała, jak za
nimi po schodach wspinają się kobiety mamroczące coś
o ręcznikach i wodzie.
Położył ją na łóżku i odwrócił się do wyjścia.
- Nie! Nie opuszczaj mnie! - zawołała, wciąż kurczo
wo trzymając jego rękaw. Chwycił ją kolejny atak bólu,
jęknęła, krzywiąc się.
Innes był blady, jego czoło zrosił pot, lecz przysiadł ko
ło niej na łóżku.
- Nie opuszczę cię. - Ujął jej dłoń, mocno przytrzymał.
Spojrzała w jego jasnoniebieskie oczy w nadziei, że do
da jej sił. Krótko przystrzyżone, miedziane włosy odgar
nął w tył, od bladej jak kreda twarzy odcinały się piegi.
Stara/ się być silny, dla niej.
Ból ustąpił, rozluźniła mięśnie. Jedna z kobiet, chyba te
ściowa, chociaż Megan nie była tego pewna, podsunęła In-
nesowi wilgotny ręcznik. Delikatnie przetarł nim twarz
żony. Ona sama prawie nie zauważała, że w komnacie jest
ktoś prócz jej męża. Całą swoją uwagę skupiła wyłącznie
na nim. Na jego błękitnych jak niebo oczach, kojącym gło
sie, długich, rudawych rzęsach.
Ponownie chwycił ją ból.
- O Boże, Innes! Ja cierpię!
Przytulił ją i zaczął kołysać. Ból przypominał inne, tyl
ko że teraz wzmógł się poza granice wytrzymałości.
Gwałtownie otworzono drzwi, zza nich wpadł szwagier
Megan. Stanął nad nimi, w jego wzroku czaiło się przera
żenie.
- Innes! Pojawił się tutaj Cedric Forster ze swoimi ludź
mi! Podłożyli ogień pod wioskę i kierują się do nas!
- Czy zapalono latarnię? - spytał Innes.
- Tak, ale nigdy nikt nie zdoła przybyć na czas!
Tylko nie Forsterowie! Nie dzisiaj w nocy! - pomyśla
ła z rozpaczą. Przecież dzisiaj miała rodzić! Szarpnął nią
kolejny atak bólu, krzyknęła.
Innes wstał.
- Muszę iść.
Megan nie puszczała jego ręki. Wiła się, powalona cier
pieniem.
- Nie! Zostań przy mnie! Błagam! Nic mnie nie ob
chodzi, że jesteś namiestnikiem i opiekunem naszych lu
dzi. Poślij swoich przeklętych zastępców.
Przecież
są po
coś?
Lecz w jego wzroku pojawił się już znajomy, lodowaty
blask. Przestał myśleć o niej i o dziecku, pochłonięty „waż
niejszymi" sprawami, takimi jak mordercy i kryminaliści.
Odwróciła twarz, puściła rękę męża, nie miała dość sił, aby
się z nim spierać. Zawsze tak się kończyło.
Kiedy zniknął, Megan przepełnił strach, mocniejszy od
bólu. A jeśli dziecko tej nocy utraci ojca?
Córa, teściowa, zastąpiła przy niej Innesa.
- Spokojnie. On wróci. Przestań się teraz denerwować,
masz urodzić. - Pogłaskała napęczniały brzuch Megan. Ru
de, poprzetykane pasmami siwizny włosy Córa spięła
w węzeł na karku. Jej niebieskie oczy były takie same jak
oczy syna.
Wydawało się, że minęło wiele godzin, ale Megan zda
wała sobie sprawę, że to tylko minuty. Bóle pojawiały się
coraz częściej i były coraz silniejsze, wokół niej zgroma
dziły się kobiety z rodziny Innesa. Megan spływała po
tem, a kiedy odeszły jej wody, prześcieradła przemokły
na wylot.
- Co się dzieje? - krzyknęła.
- To wody. Wszystko idzie dobrze.
Córa wciąż nie opuszczała Megan, usiłowała jej pomóc.
Przekręciła synową na bok i masowała napięte mięśnie
pleców. Przyniosło to ulgę, Megan zaczęła zamykać oczy.
Otworzyła je w jednej chwili, kiedy usłyszała jakieś
krzyki na dworze. Któraś z kobiet podbiegła do okna,
szybko uchyliła okiennice. Przycisnęła dłoń do ust.
- Co się dzieje? - zawołała Megan.
- Oni są tutaj!
Trzask łamanego drewna dał im znać, że drzwi na par
terze otwarto siłą.
- Szybko! Zamknijcie zasuwę! - krzyknęła Córa.
Ze schodów dobiegały głośne wrzaski i tupot butów,
potem rozległo się łomotanie do drzwi.
- Otwórzcie albo je wyważymy!
Córa pospieszyła do drzwi, ale ich nie otworzyła.
- Błagam na wszystko, zostawcie nas w spokoju! Lady
Dixon właśnie wydaje dziecko na świat!
Z drugiej strony dobiegł głos Innesa.
- Cedric, do czorta, czy jeszcze ci nie dosyć? Zostaw
moją rodzinę w spokoju!
Odpowiedział mu rechot Cedrica.
- Módl się do Pana, namiestniku. Właśnie ciebie szuka
łem.
Wzrok Megan spotkał się z przerażonym spojrzeniem
teściowej.
- Tylko nie moja żona, Cedric. Jeśli skrzywdzisz moją
rodzinę, to się z tobą porachuję.
Cedric znowu parsknął śmiechem.
- Dawniej nie zauważyłem, żebyś był aż tak rozmow
ny. Nie, nie przyjechałem tutaj po nią, tylko po ciebie,
przyjacielu. Twoja śliczna żoneczka to dla mnie jedynie
dodatkowa przyjemność.
Córa odwróciła twarz na chwilę przed tym, jak topór
zaczął forsować drzwi. Innes jęknął z bólu i wściekłości.
Megan, wciąż kurczowo zaciskająca dłonie na prześciera
dle, zdołała usiąść, łowiąc słuchem odgłosy walki.
- Powieście go w progu! - wrzasnął Cedric, a topór po
nownie uderzył o drewno.
- Nie! - krzyknęła Megan i wstała. Na uginających się
nogach podbiegła ku wyjściu. Córa usiłowała ją powstrzy
mać, lecz Megan uniosła zasuwę i pchnęła drzwi. Cedric
zatrzymał się w pół ruchu, jeszcze sekunda, a zdzieliłby ją
toporem w głowę.
- Chryste, kobieto! O mało bym cię nie zabił! - zawo
łał, jakby mu na niej zależało.
- Uwolnij mojego męża! - Chwyciła go za ramię. Przy
szedł kolejny atak bólu i nogi odmówiły jej posłuszeń
stwa. - Błagam - wychrypiała, jęcząc. - Zamiast niego weź
mnie jako zakładniczkę. On zapłaci okup! Daję ci słowo
honoru!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]