Jeter K W - Polowanie na łowcę, Star Wars - Gwiezdne Wojny

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
1 K.W. Jeter Wojny Łowców Nagród – Tom III – Polowanie na Łowcę2Wojny Łowców NagródTom IIIPOLOWANIE NA ŁOWCĘK.W. JETERPrzekładKATARZYNA LASZKIEWICZ3Tytuł oryginałuHARD MERCHANDISEK.W. Jeter Wojny Łowców Nagród – Tom III – Polowanie na Łowcę4Redaktor seriiZBIGNIEW FONIAKRedakcja stylistycznaMAGDALENA STACHOWICZRedakcja technicznaANDRZEJ WITKOWSKIKorektaJOANNA CHRISTIANUSMAŁGORZATA ZERAIlustracja na okładceSTEVE YOULLOpracowanie graficzne okładkiSTUDIO GRAFICZNE WYDAWNICTWA AMBERSkładWYDAWNICTWO AMBERMarkowi i Elizabeth Bourne oraz Austinowi LawheadowiCopyright © 1999 by Lucasfilm, Ltd. & TMAll rights reserved.For the Polish translationCopyright © 2001 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.ISBN 83-7245-612-7K.W. JeterROZDZIAŁ1DZIŚ...RÓWNOLEGLE DO WYDARZEŃPOWROTU JEDIDwaj łowcy nagród siedzieli w barze.-Nic nie jest już takie jak kiedyś - powiedział smętnie Zuckuss. Jako przedstawicieljednego z oddychających amoniakiem gatunków zamieszkujących planetę Gandmusiał bardzo uważać w miejscach takich jak to. Środki odurzające i pobudzające,które u innych gatunków wywoływały dobry humor, jego wprawiały często w głębokąmelancholię. Nawet w najlepszych restauracjach, uwzględniających podobno psychikę iupodobania wszystkich znanych gatunków, nie czuł się zbyt dobrze. Kojąca gra światełna podpartych kolumnami ścianach, której zmienne spektrum miało rzekomo odprężaćsystemy nerwowe zmęczonych podróżników, Zuckussowi wydawała się równie melancholijnai przygnębiająca jak stracone złudzenia jego własnej młodości. Miałem kiedyśjakieś ambicje, powiedział sobie w duchu, pochylając się nad wysoką, niebieskąszklanką. I to niemałe. Gdzie one się podziały?- Nie umiem tego ocenić - powiedział towarzysz Zuckussa. Robot 4-LOM, łowcanagród, siedział naprzeciwko nad nietkniętym drinkiem, pewnie zwykłą wodą. Czystaformalność. Napój zabrano jużdwa razy, zamieniając go na dokładnie to samo, tylkopo to, by można go było dopisać do rachunku 4-LOM. Był to jedyny sposób, którypozwalał całkowicie nietrunkowym gościom, takim jak roboty, przesiadywać w knajpach.- Twoja wypowiedź -ciągnął4-LOM - zakłada subiektywny osąd, że sprawywyglądały kiedyś lepiej niż dziś. Ja nie wartościuję rzeczywistości. Biorę ją taką, jakajest.Nie da się ukryć, pomyślałZuckuss. Oto do czego prowadziło zadawanie się z takimizimnokrwistymi, a właściwie zimnoobwodowymi istotami jak 4-LOM. Galaktykabyła pełna robotów zdolnych do ekscytacji, odczuwania emocji. Zuckuss miał do czynieniaz kilkoma takimi - ale te, które ciągnęło do profesji łowcy nagród charakteryzowałysię ostrąjak wibroostrze logiką i wypranym z wszelkich uczuć podejściem, tak jakWojny Łowców Nagród – Tom III – Polowanie na Łowcęjego towarzysz. Tropili zwierzynę, zabijali, gdy było to konieczne, bez jednego szybszegodrgnięcia elektronów w wewnętrznych obwodach.Miękka, elegijna muzyka, która rozbrzmiewała w tle, też miała być kojąca, niemalnarkotyczna w swoim powolnym rytmie. Przypomniała Zuckussowi o jego dawnympartnerze, Bossku. Trandoszanin też był zimnokrwistym - dosłownie -łowcą nagród,ale trudno by się było tego domyślić po jego zachowaniu.- Ech, Bossk... - powiedział Zuckuss kiwając głową z emfazą. - Ten to dopiero byłprawdziwym łowcą nagród. Miał serce do tej roboty. To było prawdziwie podniecające.- Wysunął składaną pipetę z dolnej części maski twarzowej i pociągnął kolejny łyknapoju, chociaż wiedział, że to tylko pogłębi jego ponury nastrój. -Nieźle się zabawialiśmyrazem z Bosskiem.- Nie to mi mówiłeś, kiedy zgodziłeś sięjeszcze raz do mnie przyłączyć. - Receptoryfotooptyczne robota nie przestawały omiatać powolnym, uważnym ruchem baru ipozostałych gości, co nie przeszkadzało robotowi w pogawędce. Rozmawiali tylko poto, by nie zwracać na siebie uwagi, czekając aż pojawi się ich „towar". -Odsuwając nabok oceny wartościujące, dokładny zapis twojej wypowiedzi wskazuje, że miałeś dosyćsposobu, w jaki Bossk prowadzi interesy. Zbyt niebezpiecznie, jeśli to masz na myślimówiąc o podnieceniu, a za mało zyskownie. Dlatego chciałeś zmiany.- Nie wykorzystuj moich własnych słów przeciwko mnie. - Zuckuss wiedział, żedostał to, o co się sam prosił. Trudno.-Opłakuj minione dni, jeśli masz na to ochotę - powiedział 4-LOM po dłuższejchwili milczenia. - Ale w tej chwili powinniśmy się zająć interesami. Zwróć swojąsłabnącą uwagęw kierunku wejścia.To gorsze niżpraca z Boba Fettem, narzekał w myśli Zuckuss. Przy Fetcie miałosię przynajmniej pewność, że jest się twarzą w twarz - a raczej maską twarzową w wizjerhełmu - z najlepszym łowcą nagród galaktyki, z kimś, kto ma wszelkie powody, bypatrzyć na innych z góry. Co ten 4-LOM sobie myśli, żeby nim dyrygować w ten sposób?Gdyby nie parępechowych przypadków i kilka niefortunnych decyzji strategicznych,to robot prosiłby teraz jego, by zgodził się na wspólną pracę, a nie odwrotnie.Chociaż zdarzało im się pracowaćrazem w przeszłości, i to przez okres znacznie dłuższyniż ten, kiedy Zuckuss był partnerem Bosska, ich wzajemnych relacji nie możnabyło porównać. Kiedyś 4-LOM uratował nawet Zuckussowi życie, gdy ten konał, wystawiwszyprzypadkowo swoje przystosowane do oddychania amoniakiem płuca nadziałanie tlenu. Snuli nawet wspólne plany, że razem będą pracowaćdla Sojuszu Rebeliantów...Tylko że z planów nic nie wyszło. Czas ich pracy dla Sojuszu Rebeliantów - w rolipodwójnych agentów, bo trzymali w tajemnicy fakt zmiany mocodawców - wypełniłatylko jedna poważna operacja: próba przechwycenia od Boby Fetta karbonitowej bryłyz zamrożonym Hanem Solo, zanim Fett dostarczy zdobycz Hurtowi Jabbie. Plan, którywykorzystywał kilku innych, mniej rozgarniętych łowców nagród, okazał się fatalny wskutkach. Nie powiódł się, a 4-LOM potrzebował całkowitej przebudowy, od rdzeniapo pokrywy zewnętrzne, żeby stanąć na nogach. I nigdy, pomyślał Zuckuss, nie był jużtaki sam jak przedtem. Idealizm, który pchnął robota do decyzji o przyłączeniu się doK.W. JeterSojuszu Rebeliantów, po prostu wyparował, zastąpiony zimną chciwością. Zuckussprzypuszczał, że to wpływ obracania się wśród innych łowców nagród; sam czuł, żenatura tych najemników udziela się również jemu.Był jeszcze jeden czynnik, którego nie wzięli pod uwagę, przyłączając się do Sojuszu.Czynnik, który zmieniałwszystko w galaktyce...Nie opłacało się być Rebeliantem.A w każdym razie nie przynosiło to kredytów. A galaktyka była pełna towaru, dobregotowaru, na jakim sprytny łowca nagród mógł się wzbogacić. Takiego, po jakiprzyszli tu z robotem 4-LOM.Zuckuss pociągnął kolejny łyk. Potrójni agenci, pomyślał. Tym właśnie teraz jesteśmy.Ani on, ani 4-LOM nigdy oficjalnie nie zrezygnowali z przynależności do SojuszuRebeliantów, tyle tylko, że ostatnio zajmowali się po prostu swoimi interesami.Potrząsnął głową. Musi pomyśleć o tym wszystkim kiedy indziej; teraz miał pilniejszesprawy na głowie.Zuckuss zrobił to, co mu polecił 4-LOM. Wejście do baru znajdowało się w jedynymkierunku, którego robot nie był w stanie objąć zasięgiem swoich receptorów niewykręcając głowy. Głośne śmiechy, wysokie i ostre jak pękające szkło, i szmer cichychrozmów dochodziły do uszu Zuckussa; przeniósł wzrok w stronę obrotowych drzwiwejścia. Nachylony tunel za drzwiami prowadził ku powierzchni planety i jej nocnemuniebu, rozświetlonemu naszyjnikiem księżyców. Mniejsze i szybciej obracające siękręgi znaczyły rzędem kropek całą długość tunelu wejściowego - to były oczy maleńkichergożernych stworzonek, które biegały pomiędzy szczelinami skalnymi.Metalowe detektory jako sposób na trzymanie broni z dala od restauracji byłybyzarówno nieskuteczne, jak i obraźliwe; klientelę baru stanowiły nie tylko niezależneroboty takie jak 4-LOM, które mogły hojnie zapłacić za wstęp, ale i członkowie klubunajwyżej postawionych, dumnych, arystokratycznych rodów. Kątem swoich dużychowadzich oczu Zuckuss dostrzegał najbogatszych i najbardziej rozrywkowych mieszkańcówgalaktyki, poświęcających się trwonieniu odziedziczonych bogactw w sposóbmożliwie najbardziej spektakularny. Dla wielu z nich broń była ceremonialną ozdobą,której noszenie dyktowały barbarzyńskie zwyczaje i przywileje, jakie dawała im pozycja;prosić ich, by oddali choćby najmniejszy sztylet albo niskoenergetyczny blasterbyłoby obelgą, którą zmazać mogłaby tylko śmierć właściciela baru, wielorękiego Bergamaska,Salli Cairama. Jedyną możliwą do zaakceptowania alternatywą było poprosićich, by oddali ogniwa energetyczne ze swoich miotaczy czy innej wymyślnej broni,ograniczając w ten sposób ryzyko szkód czy nawet utraty życia do tego, co można byłozdziałać za pomocą bezwładnego kawałka metalu. Cairam dbał o to, by ergożerne zwierzątkaw tunelu były wciąż głodne, a ich wrażliwe receptory pozostawały stale wyczulonena promieniowanie nawet najsłabszych ogniw energetycznych, niezależnie odtego, jak dobrze byłyby schowane; ergojadki pobiegłyby ku nim całym stadem, zdradzająckażdego, kto próbowałby pogwałcić tutejsze zasady.Wszystko to oznaczało, że blaster tkwiący teraz w kaburze Zuckussa był bezużyteczny;nie czuł się z tym dobrze. Niewielkim pocieszeniem był fakt, że wszyscy pozostaliklienci baru byli też nieuzbrojeni. Wolałby zwykły układ, obowiązujący w więk-Wojny Łowców Nagród – Tom III – Polowanie na Łowcęszości knajp, do których chadzał, gdzie wszyscy nie wyłączając barmanów byli uzbrojenipo zęby. Wtedy wiadomo, na czym się stoi, pomyślał Z... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl