Jewell Lisa - Impreza u Ralpha-1, ebook

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lisa Jewell
Impreza
u Ralpha
LITERATURA
W
SPÓDNICY
„Na przyjęciach zawsze jest tak, że nigdy nie spotykamy ludzi,
których chcielibyśmy spotkać, nigdy nie mówimy rzeczy, które
chcielibyśmy powiedzieć — ale tak samo jest w życiu..."
Marcel Proust,
W poszukiwaniu straconego czasu
Dla Jashy i Yasmin
Dziękuję Katy, Sarah i Nickowi za to, że rozdział po rozdziale,
miesiąc po miesiącu, czytali moją książkę w trakcie jej powsta-
wania oraz za ich niesłabnące pozytywne i entuzjastyczne pode-
jście. Dziękuję również Tobie, Yasmin, za to, że zachęciłaś mnie
do napisania tej książki, oraz za Twoją inspirację. Naprawdę,
bez Ciebie nie dałabym sobie rady. I wreszcie dziękuję Ci, Jasha,
za to, że — chociaż nie wiedziałeś nic o współczesnej literaturze
kobiecej — to jednak byłeś mi wspaniałym przyjacielem i pod-
jąłeś to ryzyko. Dziękuję za to, że regulowałeś moje rachunki,
płaciłeś za kolacje, kupiłeś mi komputer i zapewniłeś dach nad
głową. Co za mężczyzna!
PROLOG
Smith odłożył słuchawkę i rozejrzał się po salonie. Tego wie-
czora przyszło już parę osób, lecz po tym nalocie w mieszkaniu
panował jeszcze względny porządek.
Zebrał puste kubki i szklanki i zaniósł je do kuchni. Robiło
mu się jakoś dziwnie i niewyraźnie na myśl, że przedmioty te
wciąż noszą ślady ust, palców, śliny i mikroorganizmów zosta-
wionych przez obcych ludzi, którzy tego wieczora byli w ich
domu, którym pokazał swoją łazienkę, którzy widzieli jego szlaf-
rok niechlujnie wiszący na drzwiach sypialni, siedzieli na jego
kanapie w obcych ubraniach, mieli obce imiona i życia; obcych
ludzi, którzy mieli okazję zerknąć w życie innych obcych ludzi.
Ralph i Smith podejmowali decyzje szybko i bezwzględnie.
W ciągu jednej chwili stawało się oczywiste, że ktoś im nie
pasuje, ale nie rezygnowali z oprowadzania go po domu: „A tu
jest kuchnia — na pewno ucieszy cię wiadomość, że mamy zmy-
warkę i suszarkę do naczyń!", pogawędki: „Smith w dni powsze-
dnie wstaje razem z kurami, ale w weekendy obaj zalegamy na
kanapie", wywiadu: „W jaki sposób zarabiasz na życie?" i zakoń-
czenia: „Mamy jeszcze paru chętnych do obejrzenia mieszkania,
daj nam swój telefon, zadzwonimy". Zawsze pełne piętnaście
minut, żeby niechciany obcy wyszedł z wrażeniem, że ma szanse
i poważnie biorą go pod uwagę.
Podczas rozmowy przez telefon Jason rokował pewne nadzieje,
ale okazało się, że szuka gotowego życia towarzyskiego.
— Chciałbym zamieszkać w domu, który tętni życiem, kuma-
cie? — powiedział z szeroko rozwartymi oczami, z których ema-
nował nadmierny entuzjazm.
— Eee, czy mógłbyś to jakoś rozwinąć? — poprosił Ralph,
myśląc o tych nocach, kiedy ze Smithem w milczeniu skaczą
bezmyślnie po czterdziestu siedmiu kanałach kablówki, a o pół-
nocy, narąbani, idą spać.
Jason wyprostował się na kanapie i położył dłonie na kolanach.
— Na przykład tam, gdzie teraz mieszkam, codziennie wie-
czorem, kiedy wracam z pracy, nikomu nic się nie chce robić.
To mnie wkurza, kumacie?
Ralph i Smith pokiwali współczująco głowami i poczuli się
staro.
Monica była świeżo nawróconą chrześcijanką — czy będzie
im przeszkadzać, jeśli czasami zacznie mówić językami? — a Ro-
ksana próbowała się wyrwać z toksycznego małżeństwa. Przez
całe spotkanie trzęsły jej się ręce i nie potrafiła skupić wzroku
na jednym przedmiocie. Wyjaśniła, że razem z mężem przecho-
dzą „próbną separację". Ralph i Smith doszli do wniosku, że
dla nich najlepsza będzie trwała separacja od tej smutnej, acz
nieznośnej sytuacji.
Simon był uroczy, ale ważył przynajmniej sto pięćdziesiąt kilo,
a jego sylwetka chwilowo zakłóciła proporcje mieszkania. Ka-
napa, co jej się wcześniej nie zdarzało, wydała z siebie bolesny
dźwięk, zanim ostrożnie opuścił na nią swój ciężar. Rachel miała
taki rodzaj cery, który sprawiał, że zaraz po jej wyjściu mieli
ochotę odkurzyć całe mieszkanie, a John zalatywał Pedigree
Chum. Już prawie stracili nadzieję.
— Kto dzwonił? — Ralph włączył telewizor i rozwalił się na
kanapie z pilotem w dłoni przygotowanym do natychmiastowego
użycia.
— Ktoś w sprawie mieszkania — odparł Smith z kuchni.
— Dziewczyna. Już tu jedzie. Miała miły głos. — Kopnięciem
zamknął drzwiczki zmywarki. — Ma na imię Jem.
* * *
Jem najpierw skręciła w Battersea Rise, którą doszła do Al-
manac Road z szeregiem dwupiętrowych edwardiańskich do-
mów, podłużnych, wąskich i z piwnicami — niespotykana rzecz
w tej części południowego Londynu.
Kiedy tak szła ulicą i z ciekawością zaglądała przez odsłonięte
story do suteren, zaczęło ją ogarniać dziwne wrażenie, że już
kiedyś tu była. W proporcjach domów, szerokości chodnika, ko-
lorze cegieł i zachwaszczonych odstępach między młodymi drzew-
kami rosnącymi po obu stronach jezdni było coś znajomego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl