Jerry Ahern - Cykl-Krucjata (17) Próba sił, Jerry Ahern

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JERRY AHERN
KRUCJATA 17
PRÓBA SIŁ
Przełożył: Robert Chrzanowski
Tytuł oryginału: The Survivalist. The Arsenal.
Data wydania oryginału: 1988
Data wydania polskiego: 1992
Dla moich dobrych przyjaciół,
Tima i Patii Gottleberów,
oraz ich syna „Małego Richarda”.
Rozdział I
Eskadra sowieckich helikopterów szturmowych wyglądała z daleka jak wielki rój
owadów. Sarah pomyślała, że konwój niemieckich ciężarówek może mieć za chwilę duże
kłopoty. Siedziała w kabinie jednej z nich, tuż obok młodego kierowcy. Sowieckie maszyny,
doskonale już widoczne przez przednią szybę pojazdu, ciągle się zbliżały. Kierowca mruknął
coś o Bogu w niebie. W tej samej chwili helikoptery otworzyły ogień z działek pokładowych.
Pociski rozbijały nawierzchnię drogi. Sarah krzyknęła ze strachu. Zaczęła się
gorączkowo rozglądać. Chińska tłumaczka, siedząca na platformie ciężarówki, musiała być
chrześcijanką, bo wzywała Jezusa. Siedzący obok niej chiński urzędnik przeżegnał się.
Ciężarówka gwałtownie skręciła. Sarah odruchowo osłoniła rękami brzuch. Od czterech
miesięcy nosiła w sobie nowe życie.
Strzelanina i odgłosy przelatujących helikopterów przywoływały wspomnienia z
dzieciństwa. Gdy była małą dziewczynką, dziadek często opowiadał jej irlandzkie baśnie
ludowe. Pamiętała opowieści o banshees - strasznych zjawach wyciem zwiastujących śmierć.
To przez te opowieści przykrywała kołdrą głowę, bała się wstać w nocy i pójść sama do
łazienki. Wyrosła z tamtego strachu, ale wiedziała, że nigdy nie przezwycięży tego, którego
teraz doświadczała.
- Niech się pani trzyma, pani Rourke!
Rzuciło ją na boczne drzwi. Zdążyła jednak złapać za jakiś uchwyt. Popatrzyła na bladą
twarz młodego Niemca. Był przerażony.
Nagle przed nimi wyrósł słup ognia. Pierwsza ciężarówka trafiona sowieckim
pociskiem leżała teraz na boku. Sarah pomyślała, że zbiornik syntetycznego paliwa musiał
eksplodować. Jej uwagę przykuła postać, miotająca się wśród płomieni. Zrobiło się jej
niedobrze. Wiedziała, że ten człowiek umiera w strasznych męczarniach. Jeszcze jedna
eksplozja i w niebo buchnęły kłęby gęstego czarnego dymu. Pomimo klimatyzacji do kabiny
wdarł się mdlący zapach palonego ciała. Ominęli płonącą ciężarówkę. Kierowca prowadził
tak ostro, że Sarah raz po raz wpadała na niego. Nie miała siły trzymać się uchwytów.
Przednia szyba była cała osmalona, ale nie ograniczało to widoczności. Do Sarah
dotarło nagle, że nie słychać już helikopterów i że znowu świeci słońce. Zostali zaatakowani
przez czysty przypadek. Celem Rosjan było Pierwsze Miasto, z którego ten konwój uciekał.
- Muszę zatrzymać samochód, pani Rourke! Inni...
- Tak! Oczywiście! Ciężarówka stanęła.
- Proszę, niech pani nie wychodzi.
- Ależ, niech pan nie będzie śmieszny!
Kierowca sięgnął po gaśnicę i wyskoczył z kabiny. Sarah otworzyła drzwi po swojej
stronie i znalazła się na ziemi, z trudem łapiąc równowagę. Szal zsunął się jej z ramion.
Sięgnęła do sakwy, którą sama zrobiła, po pistolet. Już od tygodni nie nosiła dżinsów, nie
miała więc pasa z kaburą. Wśród Islandczyków, z którymi ostatnio przebywała, nie znano
spodni dla kobiet.
Spodnie, noszone przez niektóre Chinki, za bardzo uwydatniały jej ciążę. Nosiła teraz
spódnicę długą do kostek i islandzką plisowaną bluzkę. Zakasała spódnicę tak, by nie
przeszkadzała jej w biegu. W prawej ręce trzymała odbezpieczony pistolet. Wiedziała jednak,
że gdyby helikoptery zawróciły, czterdziestka piątka byłaby bezużyteczna. Kierowca
próbował ugasić ogień w kabinie przewróconej ciężarówki, lecz płomienie nie dały się
opanować. Tłumaczka oraz urzędnik stali obok Sarah. Trzecia ciężarówka zatrzymała się na
poboczu. Wyskakiwali z niej chińscy żołnierze. Jeden z nich trzymał gaśnicę, reszta rozwijała
koce do gaszenia. Towarzyszył im przywódca Pierwszego Miasta. Sarah zamyśliła się. „Oby
tylko pułkownik Mann ze swoją eskadrą zdążył na czas...”
Bjorn Rolvaag otworzył oczy, gdy usłyszał pierwsze przytłumione dźwięki, w których
rozpoznał strzały z broni maszynowej. Nie sposób zapomnieć odgłosów nieustannie
słyszanych od urodzenia. Odkąd wojna dotarła do wyspy Lydveldid, wszystkie dzieci
bezbłędnie je rozpoznawały. Bolała go głowa. Był ranny. Dostał postrzał w głowę. Pamiętał
głos Rourke’a, ojca Annie. Pomimo bólu uśmiechnął się na jej wspomnienie. Czy próbowała
z nim rozmawiać, gdy był nieprzytomny? W jakiś sposób wiedział, że córka Johna myślała o
nim i że Hrothgar jest pod dobrą opieką. Ale dlaczego strzelano w tym spokojnym chińskim
mieście? Podniósł nieznacznie głowę i popatrzył na swoje ciało. Do lewego ramienia
prowadziła przezroczysta rurka. Kroplówka. Odszukał wzrokiem butelkę, w której znajdował
się jakiś płyn. Może glukoza? Zanim wybrał samotne życie policjanta, długo uczył się w
dobrych szkołach swej ojczyzny. Prawe ramię Islandczyka było sztywne, ale wydawało się
całe i zdrowe. Mógł także poruszać opuchniętymi palcami. Bjorn wyrwał kroplówkę z żyły.
Poraził go chwilowy ból. Spróbował poruszyć ręką. Ostrożnie dotknął twarzy. Broda była na
miejscu, ale od czoła w górę wyczuł bandaże. Czy zgolili mu włosy, żeby przeprowadzić
operację? Wzdrygnął się. Na pewno odrosną. Rozejrzał się wokoło. W kącie pokoju stało coś
w rodzaju szafki. Pewnie tam są jego rzeczy. Strzelanina nasiliła się. W chwili, gdy Bjorn
próbował się podnieść, podłoga zadrżała i upadł na plecy. Po pierwszej eksplozji nastąpiło
jeszcze kilka, jedna po drugiej. Pomyślał, że to nie czas, by mężczyzna wylegiwał się w łóżku
jak chore dziecko. Zdołał usiąść na łóżku, ale ból okazał się trudny do zniesienia. Islandczyk
zacisnął pięści. Próbował równomiernie oddychać. Ból powoli ustępował. W końcu mógł
otworzyć oczy. Musiał zamrugać kilkanaście razy, by odzyskać ostrość widzenia. Wyciągnął
nogi spod prześcieradła i przerzucił je na krawędź łóżka. W oczach znowu mu pociemniało, a
zawroty głowy powróciły. Strzelanina była coraz głośniejsza. Nastąpiła kolejna eksplozja,
jednak słabsza niż ta pierwsza. Popatrzył jeszcze raz na szafkę. Jeśli są tam jego rzeczy, to na
pewno jest też pałka...
Karabin maszynowy rozbryzgiwał śnieg po jego obu stronach. Musiał jednak biec dalej,
aż do stanowiska swej maszyny. Akiro Kurinami nie pamiętał, kiedy biegł tak po raz ostatni.
Co jakiś czas zapadał się w śnieżne zaspy. Przypomniał sobie wizytę u krewnych w Sapporo.
Wtedy też była taka zadymka. Rozejrzał się dokoła. Mimo że rosyjskie maszyny prowadziły
ciągłe bombardowanie, niemieckie helikoptery startowały. Mniej więcej czterdzieści metrów
na lewo eksplodowała jedna z niemieckich maszyn. „Działka albo rakiety powietrze-ziemia” -
pomyślał Kurinami. Ziemia zatrzęsła się i porucznik runął twarzą w dużą zaspę. Wygramolił
się z niej na kolanach. Spojrzał w niebo.
Olbrzymia kula dymu i pomarańczowych płomieni, dookoła której wirowały płatki
śniegu, przedstawiały widok jak z fantastycznego snu. Niemieccy piloci atakowali Rosjan,
zanim ich maszyny osiągały bezpieczny pułap. Nie było czasu do stracenia i dlatego Niemcy
ryzykowali strąceniem. Kurinami znowu ruszył biegiem. Już widział swoją maszynę. Na
wszelki wypadek mechanicy rozgrzewali silniki. Właśnie dlatego piloci mogli natychmiast
startować. Kurinami wpadł do środka przez otwarte boczne drzwi.
- Jestem porucznik Kurinami! Gdzie strzelec pokładowy?
- Nie wiem, panie poruczniku!
- W takim razie wy jesteście moim strzelcem! Zapnijcie pasy!
Zajął stanowisko pilota. Wszystkie systemy były włączone.
- Drzwi mają być otwarte przez cały czas! - rzucił, zakładając hełmofon. Po chwili w
słuchawkach usłyszał głos strzelca.
- Panie poruczniku!
- O co chodzi, kapralu?
- Strzelałem z tej broni tylko raz i tylko dla jej sprawdzenia, panie poruczniku.
- W takim razie będziecie mieli okazję postrzelać sobie więcej. Coś jeszcze?
Żołnierz milczał i Kurinami sięgnął do kontrolek głównego wirnika. Pomyślał o Elaine.
Uśmiechnął się na jej wspomnienie.
- Startujemy! - powiedział do mikrofonu.
Startujący helikopter przechylił się nieznacznie na lewą stronę.
Wykonał zwrot o trzysta sześćdziesiąt stopni i ruszył ostro w górę. Nagle Kurinami
usłyszał bębnienie kul po kadłubie. Zwiększył prędkość.
- Nie czekajcie na komendę! Strzelajcie, gdy tylko dojrzysz jakiś cel.
- Tak jest, panie poruczniku!
- Więc do dzieła!
Strzelec otworzył ogień z karabinu maszynowego zainstalowanego przy drzwiach.
„Będzie mu ciężko trafić” - pomyślał Akiro, robiąc uniki przy wznoszeniu. Wprowadzał
maszynę na pułap bojowy, z którego mógłby skutecznie zaatakować. Ze wszystkich stron
otaczały ich wrogie helikoptery. Na linii horyzontu pojawiły się kule ognia, widoczne przez
padający śnieg. Baza „Eden” też została zaatakowana.
Kurinami obniżył pułap, skręcając jednocześnie o sto osiemdziesiąt stopni. Znalazł się
pod trzema maszynami wroga. Uruchomił burtowe wyrzutnie rakiet i odpalił kilka z nich.
Przyśpieszył. Dwa helikoptery eksplodowały. Gdy Japończyk obejrzał się za siebie, trzecia
maszyna spadała na ziemię, wlokąc za sobą warkocz czarnego dymu.
Zbliżali się do bazy „Eden”, nad którą zamknął się pierścień śmierci. Przez oszkloną
kabinę widział niemieckie helikoptery. Większość z nich nie osiągnęła wysokości, na której
mogłaby podjąć walkę. Niebo znaczyły smugi rosyjskich rakiet. Kurinami zwiększył
prędkość. Ponownie usłyszał łomot karabinu pokładowego. Uruchomił wyrzutnię dziobową i
przełączył ją na ręczne naprowadzanie. Bardzo to lubił. Zielony zarys sylwetki
nieprzyjacielskiego helikoptera powoli wchodził w środek elektronicznego celownika.
Japończyk nacisnął czerwony guzik.
- Mamy go, panie poruczniku!
- Nie przerywajcie ognia!
Byli już nad bazą, w samym centrum toczącej się walki.
Bjorn nie znalazł ubrania i miał teraz na sobie biały szpitalny fartuch. Na szczęście
pozostawiono mu pałkę, którą zrobił dla niego stary Jon, kowal z Hekli. Otworzył drzwi
pomieszczenia, w którym leżał, i wyszedł na korytarz. Zobaczył chińskie pielęgniarki,
wyprowadzające pacjentów z sal. Ze strony, z której nadciągali ludzie, snuł się dym. Rolvaag
zacisnął ręce na lasce. Jedna z sióstr podbiegła do niego, mówiąc szybko coś, czego w ogóle
nie rozumiał. Gdy rozległa się kolejna eksplozja, zaczęła krzyczeć. Próbowała zawrócić
Islandczyka, chwytając go za ramię. Rolvaag uśmiechnął się do pielęgniarki. Chinka uciekła
przestraszona. Rozejrzał się po korytarzu. Nie było potrzeby iść dalej. Wróg, kimkolwiek był,
zbliżał się szybko. Rolvaag oparł się ciężko o ścianę korytarza. Czy to Rosjanie? Tak, na
pewno... Czy Hrothgar jest bezpieczny?... Cieszył się, że Annie Rourke wyszła za Paula
Rubensteina. Wyglądali na ludzi, którzy darzą siebie wielką i prawdziwą miłością... Zauważył
w dymie jakieś niewyraźne sylwetki. Mężczyźni w czerni. Nie byli Chińczykami. Biegli
korytarzem. Odepchnął się od ściany i stanął w lekkim rozkroku gotowy do walki. W
ojczystym języku, jedynym jaki znał, krzyknął:
- Stać! Nie ruszać się! To miejsce jest dla chorych ludzi, a nie dla takich jak wy!
Język islandzki był piękny w swym brzmieniu. Przybycie rodziny Johna Rourke’a,
Niemców, wojna z Rosjanami, hospitalizacja w Pierwszym Mieście - nic nie zmusiło Bjorna
do nauki obcych języków. Rosjanka, major Tiemierowna, bardzo piękna kobieta, próbowała
rozmawiać z Rolvaagiem po islandzku. Było to trochę kłopotliwe, ale w końcu potrafili się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl