Jeździec znikąd - 1953, westerny westerny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
00:02:10:Tato, kto jedzie.00:02:14:Niech jedzie.00:02:56:Chyba nie ma pan mi za złe,|że jadę przez pana ziemię?.00:02:59:- Chyba nie.|- Zmierzam na północ.00:03:05:Nie spodziewałem się,|tutaj żadnych ogrodzeń.00:03:11:Witaj chłopcze.00:03:14:- Obserwowałe mnie jaki czas, prawda?|- Tak.00:03:18:Lubię takich, którzy|dbajš o swoje.00:03:23:Wyjdziesz na ludzi.00:03:31:Dawno nie widziałem krów rasy Jersey.00:03:34:W tych stronach jest ich znacznie więcej.|Jersey'ów, Holstein'ów...00:03:39:...i innych ras.00:03:41:- Wody?|- Dziękuję.00:03:59:Strasznie pan nerwowy.00:04:02:Joey!00:04:05:- Przecież wiesz, że nie można celować w ludzi.|- W nikogo nie celowałem, mamo.00:04:15:Nastraszyłe mnie, synu.00:04:20:Chciałem żeby zobaczył pan mojš strzelbę.00:04:24:Napewno umie pan dobrze strzelać.00:04:28:- Prawda?|- Nie zgorzej.00:04:42:Zdaje się że pańscy przyjaciele się spóniajš.00:04:46:Co tym razem knujš Ryker'owie?00:04:49:- Ryker'owie?|- Włanie.00:04:52:Nie rozróżniłbym Ryker'a|od krowy Jersey.00:04:55:Niech pan nie zapomni zamknšć bramy.00:05:00:Może pan odłożyć strzelbę?|Wtedy odjadę.00:05:03:Po co?|Skoro i tak pan odjeżdża.00:05:07:Wolałbym, żeby stanęło na moim.00:05:42:Witaj, Starrett !!.00:05:46:Przeczuwasz kłopoty?00:05:50:Ja ich nie chcę.00:05:55:Zdobyłem kontrakt na wołowinę dla rezerwatu.00:05:58:- Aż tylu musiało przyjechać z tš nowinš?|- Mam interes.00:06:01:- Do mnie?.|- Własnie'.00:06:05:Będę potrzebował wszystkich swoich pastwisk.00:06:08:Jeli skończyłe,|opuć mojš ziemię.00:06:11:Nie jest twoja?00:06:14:Do zimy będziesz się musiał z niej wynieć.00:06:16:- Co jeszcze?|- Ty i inne przybłędy.00:06:20:- Osadnicy.|- Mógłbym cię zaraz stšd wykurzyć, Ciebie i resztę.00:06:25:Słuchaj. Czasy usuwania ludzi'|z ich ziemi dawno już mineły.00:06:31:- Własnie buduja więzienia dla takich jak ty...|- Joe, wystarczy już.00:06:39:Kim jeste?00:06:43:Przyjacielem Starrett'a.00:06:47:Cóż, żeby póniej mi nie mówił,|że Cię nie ostrzegałem.00:06:51:W porzšdku.|A teraz wynocha z mojej ziemi.00:07:13:Nie długo będzie kolacja....00:07:19:Proszę pana, Ja...00:07:22:Niech pan zaczeka, proszę...00:07:27:Odłożę strzelbę..00:07:30:Prosze sprawdzić... nawet nie jest naładowana.00:07:34:- Nie ma naboi?|- Nie, Joey jest za mały by nosić broń.00:07:38:To jego strzelba.00:07:41:Chyba teraz wszystko jasne.00:07:44:Nazywam się Starrett, Joe Starrett,|a to jest Joey.00:07:50:Słyszał pan co moja żona powiedziała.|Zapraszam. jestem głodny.00:07:56:- Proszę mówić mi Shane.|- Ostatnio straszę ludzi.00:08:01:Witaj, Joe.00:08:06:Żyjemy skromnie,|ale moja żona wietnie gotuje!00:08:11:Nie długo będzie kolacja.|Tutaj możesz się umyć.00:08:19:Gdyby Cię to interesowało,tam rozcišga się ziemia Ryker'a.00:08:24:Myli że cały wiat|należy do niego.00:08:28:Ludzie starej daty nie rozumiejš,00:08:30:że przeganianie bydła.00:08:33:na przestrzeni wielu kilometrów|musi się kiedy skończyć.00:08:36:Do kresu tej wędrówki,|docierajš tylko szkielety.00:08:40:Co innego bydło hodowane na mięso|na zamkniętym terenie i dobrze odżywione.00:08:46:Do takiej hodowli,|jest potrzebna własna ziemia.00:08:51:Drobny osadnik może pozwolić sobie na kilka sztuk,|ale dzięki plonom ze zboża,00:08:55:ogrodowi|winiom i mleku, wychodzimy na swoje.00:09:02:Wychodzimy na swoje, prawda Marian?00:09:06:Oczywicie.00:09:13:Znowu ten Cielak.|Joey, Przegoń go !!!.00:09:20:Joey! Biegnij synu.00:09:26:Nie zapomnij zamknšć bramy.00:09:31:Joey!00:09:35:Do rodka !!!00:09:40:Nie spytałem sie dokšd jedziesz?.00:09:44:Trudno powiedzieć.|Tam gdzie nigdy nie byłem.00:09:54:- Mnie z mojej ziemi zabiorš w sosnowej jesionce.|- Jak to?00:10:00:Wczeniej będa musieli mnie|zastrzelić.00:10:04:- Nie mów tak!!.|- Ale to prawa.00:10:07:Kochasz to miejsce.|Zapucilimy tutaj korzenie.00:10:10:- Mimo to wolałabym, żeby tak nie mówił.|- To nasz pierwszy prawdziwy dom.00:10:14:- Co miałe na myli...?|- Joey, Cicho bšd ! nie przeszkadzaj kiedy doroli rozmawiajš.00:10:19:Sęk w tym że nie mogę podołac sam całej pracy.00:10:23:Kiedy miałem pomocnika...00:10:27:Miałem|Ale bracia Ryker'owie trochę go obili,00:10:31:Więc odszedł obrzucajšc mnie wyzwiskami...00:10:33:Wybili mu zęby.00:10:36:Podać zapiekankę?00:10:39:Skoro nikt nie chce ostatniego kawałka,|Chyba nie mam wyboru.00:10:57:- Zadajemy szyku?|- Jak to, Pa?00:11:01:Odwiętne talerze, dodatkowe widelce...00:11:03:A dla mnie, Mamo?00:11:06:- O co chodzi, Marian?|- O nic.00:11:23:Bardzo wykwintna kolacja, Pani Starrett.00:11:28:Przepraszam.00:11:34:Dokšd pojechał pan Shane? nawet się nie pożegnał.00:11:38:Nigdzie nie pojechał, Joey.|Nie zostawiłby broni.00:11:43:Pójdę do niego.00:11:46:- Prosiłe go żeby został na noc?|- Zaraz to zrobię.00:11:54:A niech mnie.|Sama zobacz.00:12:48:Joe, od czego mamy konie?00:12:52:Marian, Walczę z tym pniem|od dwóch lat.00:12:57:Jeli teraz użyję koni,|przegram.00:13:00:Nic nie zastšpi|siły mięsni i wylanego potu.00:13:07:W porzšdku.00:14:41:Bang! Bang!00:14:45:Żałuję,|że nie mam naboi do tej broni.00:14:55:- Dzień dobry, Joey.|- Skšd pan wiedział że to ja?00:14:59:Krowa nie umiałaby podnieć zasówki.00:15:06:- Dlaczego tak wczenie wstałe?|- Wie pan że zostaje pan na niadanie?.00:15:10:Oh... Dziękuję.00:15:14:- Dokšd pan jedzie?|- A jak sšdzisz, Joey?00:15:21:Chciałbym żeby pan zostal.00:15:24:- Nauczył mnie strzelać?|- A o to chodzi?00:15:29:Tato też chciałby aby pan został.|mówił to mamie.00:15:34:Powiedział, że|sam umie sie obronić ,00:15:37:ale potrzebuje kogo do pomocy na gospodarce.00:15:40:Napewno nie wyjechałby pan|tylko dlatego, że jest to niebezpieczne.00:15:44:Joey!00:15:47:Joey, chod tutaj w tej chwili.00:15:49:Mam nadzieje że pan tutaj zostanie.|Już idę, mamo!00:15:54:Zamknij bramę, Joey.00:15:56:Co robisz na dworze w nocnej koszuli?|Id się ubrać.00:16:01:Shane, przejedziesz sie do sklepu Graftona po drut?00:16:07:- Pewnie.|- Zejd z łóżka!00:16:10:Odłożył go dla mnie.00:16:13:Przy okazji...|mógłby sobie kupić jakie robocze ubranie .00:16:19:- Co ci przywie Joey?|- Oranżadę!00:16:22:Wstydziłby się! Joey.00:16:24:Bšd ostrożny. Nie chcę by miał kłopoty.00:16:28:Nie zabiera pan rewolweru?00:16:31:Nie wiedziałem,|że w miecie jest dzika zwierzyna.00:16:35:Chod synu.00:16:48:Joey, wracaj!00:16:53:Bang!00:16:55:Bang!00:16:57:- Do czego strzelasz?|- Do gangu Ryker'a!00:17:01:- Z jakim skutkiem?|- Jednego nie trafiłem.00:17:04:Duża strata.00:17:07:Pa, mam pytanie|Czy Shane nauczy mnie strzelać?00:17:11:Ja mogę Cię nauczyć|w wolnym czasie.00:17:16:- Umiesz strzelać tak dobrze jak on??|- Nie widziałem go w akcji.00:17:21:Ale wštpie.00:17:24:Nie zabrał rewolweru.|Dlaczego, Pa?00:17:27:Pojechał na zakupy,|nie na rabunek.00:17:33:A tak naprawdę?00:17:38:- Ja też nie noszę broni.|- Dobrze mu z rewolwerem.00:17:42:- Kto jedzie, Joe.|- Wiem. To Ernie Wright.00:17:51:Pokonałby go, Pa?|Pokonałby Shane?00:17:55:- Dosyć już tych pytań!|- Pokonałby?00:17:59:Oh, możliwe.00:18:02:Ale nie ma takiej potrzeby|Shane jest po naszej stronie.00:18:07:Witaj, Joe.00:18:09:Jak leci, Ernie?00:18:11:- Kiepsko.|- Co się stało?00:18:14:Zbieram manatki.|Nie odwołalnie.00:18:17:- Ale co się stalo?|- Plony szlag trafił. Ryker'owie.00:18:22:Przecieli druty i bydło stratowały zboże.|Zostały same kikuty.00:18:27:- Kiedy?|- W nocy.00:18:29:Wyjeżdżam stšd, i nie próbuj|mnie odwodzić.00:18:32:- Możesz jeszcze...|- Daruj sobie.00:18:36:- I tak za długo Ciebie słuchałem.|- W porzšdku, nikt Cię nie zatrzymuje.00:18:40:Nie zostawia się|domu i ziemi i...00:18:44:Oh, Ernie, ty...00:18:47:Jestem wykończony.|Nikt więcej nie będzie mnie nazywać00:18:52:od winiopasów.|Kto wie co może się jeszcze wydarzyć?00:18:55:Głowa do góry.00:18:58:Wieczorem zbierzemy się u mnie|i co wspólnie wymylimy.00:19:04:Sam nie wiem.00:19:06:Zawiadomię ludzi.|Gdyby mógł przekaż Shipstead'owi i Torrey'owi.00:19:11:Dobrze,|ale jeli mamy sie spotkać,00:19:15:to zdobšd sie na co więcej|niż tylko wygrażanie palcem.00:19:49:- Co dla pana?|- Ja po drut dla Joe Starrett.00:19:53:Mylałem,|że już go nie odbierze.00:19:57:- Pan tu nowy?|- Tak, pracuję dla pana Starrett'a.00:20:02:- Znajdš się jakies spodnie dla mnie?|- Farmerki?00:20:06:Ubieram wszystkich osadników.00:20:13:- Na zapleczu jest przymierzalnia.|- Dziękuję.00:20:20:Will.00:20:27:Hej, Will.00:20:35:Strasznie Cię suszy Chris?00:20:41:- Will! Kto obsługuje bar?|- Już idę.00:20:54:- No i? Mogš być?|- Wystarczajšco dobre..00:20:56:- Ile płacę?|- Policzmy...00:21:00:Spodnie, dolar. dwie koszule, 60 centów.00:21:06:Pasek...00:21:12:Razem dwa dolary i dwa centy.00:21:17:Co z tobš?|Zbladłe.00:21:21:Dawno|Nie kupowałem odzieży.00:21:24:Pienišdze tracš na wartoci.00:21:27:Nowy kmiot?00:21:32:Chyba wyczułem winie.00:21:34:- Jeszcze co?|- Jest oranżada?00:21:37:Oczywicie.|Szkoda, że mało kto jš pije.00:21:43:- Jest w barze.|- Dziękuję.00:21:59:Will! Nie chcę pić|w wińskim smrodzie.00:22:13:- Barman.|- Co podać?00:22:16:Jest oranżada?00:22:21:Wygoń go stšd.|Czy ja mam to zrobić?00:22:27:Odstšp mi go, Chris.00:22:35:Jaka ma być ta oranżada, kmiocie?00:22:38:Cytrynowa czy Truskawkowa?00:22:45:Do kogo ta mowa?00:22:48:Poza tobš|nikogo tu nie ma.00:22:55:Masz, żeby00:22:58:pachniał jak mężczyzna.00:23:01:Prawda, że ładniej pachnie, Grafton?|Chris odkaził wsiura.00:23:06:Spokojnie.00:23:10:Pytałem tylko o oranżadę,00:23:13:winie i pyry.00:23:17:U którego wsioka|pracujesz?00:23:21:A może wykroiłe sobie|cudzš ziemię?00:23:25:Dla Joe Starrett'...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]