Jami Alden - Built - Down And Dirty - TÅ‚um. nieoficjalne, Książki ( ebook )
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jami Alden
„Down And Dirty”
Tłumaczenie nieoficjalne: BLOMBUS
Korekta: LEIROS
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Taylor zarzuciła sobie poduszkę na głowę, ale szorstki, mechaniczny jęk przebił gruby
materiał. Uniosła poduszkę, skłonna zaryzykować przegrzanie się, gdyby dostała za to
dodatkową godzinę snu. Ale to było bezużyteczne. Dlaczego jej sąsiad zdecydował, że wszystkie
sobotnie poranki to świetny dzień na pobudkę o świcie, by pobawić się w ogrodnika?
Rzucając za siebie poduszkę, zatoczyła się do okna i podciągnęła rolety, cofając się, gdy jasne
promienie słońca dźgnęły w jej siatkówkę. No dobra, może nie był to zupełnie świt, ale była
blisko. Zmrużyła oczy patrząc w stronę domu sąsiada i faktycznie, facet bez koszuli zręcznie
władał kosiarką wzdłuż drugiej strony ogrodzenia, które dzieliło ich działki. Był pochylony,
zasłonięty przez czapkę z daszkiem, a jej rozdrażnienie na chwilę zanikło, gdy podziwiała
mięśnie poruszające się pod akrami gładkiej, brązowej skóry. Ogrodnik z “Gotowych na
wszystko” nie miał nic wspólnego z tym facetem.
Mimo to, po pracy do czwartej nad ranem przy kończeniu umowy na ogromne przedsięwzięcie,
nie była w nastroju, by tolerować hałaśliwego ogrodnika, nawet jeśli zapewniał dla jej oczu
słodycz najwyższej jakości. Zarzucając szlafrok na koszulkę i majteczki, Taylor wślizgnęła się w
parę kapci i poszła prosto w stronę drzwi wejściowych swojego sąsiada. Chociaż dom został
sprzedany kilka miesięcy temu, Taylor była zbyt zajęta swoją pracą, by poznać nowych
sąsiadów. W przeciwieństwie do większości domów przy jej zaułku, żadne zabawki nie
zaśmiecały tego pięknie zaprojektowanego przedniego ogródka, więc wątpiła, by ta rodzina się
wprowadziła. Przez chwilę podziwiała nieskazitelnie przystrzyżone żywopłoty i rabaty pełne
jasnych kwiatów, które rosły przy chodniczku. Jej własny ogród, pomyślała zmieszana,
potrzebował jedynie samochodu na klockach, by dopełnić ten mamcio-papcio-kociołek z
motywem białej tandety. Lecz zaledwie ujrzała swój własny dom w świetle dziennym od jakiś
sześciu miesięcy, więc ogrodnik czy projektant był poza jej zasięgiem. Hmm. Może wynajęłaby
bezkoszulkowe cudo pracujące w ogrodzie jej sąsiadów. Ale jedynie na dni powszednie, kiedy
Taylor nie próbowałaby rozpaczliwie zapaść się w wieczny sen.
Nacisnęła dzwonek, świadoma ciepłego porannego słońca, penetrującego cienką bawełnę jej
szlafroka. Prawdopodobnie powinna sie ubrać, ale jeśli postawi na swoim, po rozmowie z
sąsiadem podpełznie z powrotem pod kołdrę w błogiej ciszy. Cisza trwała kilka sekund.
Rozejrzała się wokoło. Jedynym samochodem stojącym na podjeździe była biała półciężarówka z
wielkim zielonym napisem na drzwiach ZEWNĘTRZNE PROJEKTOWANIE I WYSTRÓJ u
TIERNEY’A. Ale wtedy większość ludzi w sąsiedztwie parkowało w garażu, gdy siedzieli w
domu. Znowu nacisnęła dzwonek, po czym ostro zastukała.
-Mogę w czymś pomóc?
Taylor podskoczyła, gdy głęboki głos mówcy wysłał prąd elektryczny po jej nogach. Odwróciła
się i stanęła naprzeciwko ogrodnika, jej oczy najpierw spoczęły na jego nagiej klacie, potem
podążyły pożądliwie przez muskularny obszar do przepysznie wyglądającej szyi i wreszcie
zatrzymały się na tak wspaniałej twarzy, aż Taylor przysięgła, że usłyszała śpiewające anioły,
gdy jego śmiesznie żywe, zielone oczy zwęziły się od uśmiechu. Zaschło jej w gardle, gdy
mierzyła najbardziej oszałamiającego, doskonałego faceta na świecie. Mentalnie westchnęła
2
wiedząc, że pod krótkimi, muśniętymi złotem, brązowymi włosami jego głowa była bez
wątpienia pełna projektów.
- Chciałam porozmawiać z właścicielami. – Gorąco skradało się wzdłuż jej szyi na twarz, gdy
jego intensywne spojrzenie ogarniało ją od pomalowanych na różowo paznokci, po nagich
nogach i cienkim bawełnianym szlafroczku – jedynej rzeczy stojącej na drodze jego szczerze
oceniającemu spojrzeniu, poza jej lekko niebieską, bawełnianą koszulką oraz majteczkami.
Oblizała wargi i uśmiechnęła się, jakby to było dla niej właściwie doskonałe, stać tak na ganku
sąsiada w szlafroczku, który bardziej odkrywał jej nogi niż zasłaniał.
Przekręcił głowę w bok lekko zdezorientowany. – Właściciele – powtórzyła, wypowiadając to
słowo jak w przypadku jego niezbyt dobrej znajomości angielskiego – Wiesz może, czy są w
domu?
Zmarszczył grube brwi, a jego usta zmieniły w zaintrygowany uśmieszek. – Ja jestem
właścicielem.
Taylor nie mogła ukryć zdziwienia. – Ty?
Jego uśmiech znikł przez jej niewiedzę. – Taa, wprowadziłem się jakieś pół roku temu. Jestem
Joe Tierney.
Mój Boże! Przez ten cały czas zakładała, że w sąsiedztwie mieszka bezdzietna para bądź, patrząc
na idealne kwietniki, homoseksualista. Nawet w najdzikszych wyobrażeniach nie pomyślała o stu
dziewięćdziesięciu centymetrowej spoconej męskiej doskonałości wprowadzającej się obok.
Znowu była rozkojarzona przez tą klatę - muskularną, z małymi kropelkami potu na miękkiej
linii włosków, które przechodziły w jego doskonale wyrzeźbiony kaloryfer. Nagle się
zorientowała, że stoi tam z wyciągniętą dłonią. To była wielka, wyglądająca na twardą, dłoń z
długimi palcami zdobionymi małymi bliznami. Żywy obraz ukazał się w jej głowie - ona
ściskająca jego dłoń i rzucająca go na ziemię, by się nim zająć.
Skąd jej to przyszło do głowy? Dzięki Bogu jej chłopak, Steven, wracał jutro do domu. Wyraźnie
brak snu - nie wspominając o seksie – przez ostatnie kilka miesięcy konspirował, by zwiększyć
jej poziom libido. Jedyne, co wiedziała to to, że jeżeli pozwoli temu ciachu się dotknąć, nie
mogłaby odpowiadać za konsekwencje.
Mimo tego, niegrzecznie byłoby nie uścisnąć mu dłoni. – Taylor Flynn – powiedziała i
zaoferowała wyłącznie koniuszki palców. Nawet to lekkie otarcie jej gładkich, perfekcyjnie
pomalowanych koniuszków palców z jego kolosalnymi wystarczyło, by poczuła wstrząs czystej
elektryczności w miejscu między nogami, które, nie kłamiąc, było nieaktywne przez kilka
miesięcy.
Cofnęła rękę tak szybko jak tylko mogła, trąc o udo od wysiłku, by zmusić się nie myśleć o
uległości.
- Co mogę dla ciebie zrobić? - zapytał, jego formalny ton przywrócił ją z powrotem do
rzeczywistości.
Dając z siebie wszystko, Taylor zamieniła swój wyraz twarzy na grzeczny, z proszącym
3
uśmiechem i wyzywającą słodyczą oraz przypochlebiającym się tonem, który nie raz namówił
początkującego CEO do przekazania znacznego procentu ze swojego przedsiębiorstwa na kapitał
firmy Taylor. Powiedziała – Zastanawiałam się, czy nie miałbyś może nic przeciwko, by
poczekać z tymi swoimi ogrodowymi pracami do przyzwoitej godziny.
Uśmiech mu pozostał, ale zmrużył oczy spoglądając na jasne poranne słońce – Jest dziesiąta.
Wymknął jej się uśmiech. – Cóż, możliwe, ale miałam ciężką noc i...
- Przepraszam, że musiałaś wyciągać się z łóżka po imprezowej nocy, ale mam dzisiaj dużo do
roboty.
- Pracowałam. – powiedziała, zmęczona frustracja przekształcała jej uśmiech w napięte, srogie
spojrzenie, - Do czwartej nad ranem. A jeśli nie możesz się zmusić do grzeczności i przestać
używać tej maszynerii, nie zawacham sie zadzwonić na policję.
Jego jedyną odpowiedzią było niegrzeczne parsknięcie.
- Mówię poważnie – pękła, orientując się, że powinna trzymać na wodzy nerwy, które stawały się
coraz słabsze przez jej morderczą pracę przez ostatnie miesiące. Ale jego bezczelność, połączona
z niepożądanymi seksualnymi iskrami, które strzelały między nimi, posyłała jej porywczość na
krawędź. - Złoże skargę na zakłócanie ciszy nocn...
- A oni powiedzą ci , że jest już po ósmej rano i, że według prawa Menlo Park, Kalifornia mogę
sobie hałasować. Wierz mi – Taylor, prawda? – nie możesz złożyć na nic skargi.
Ogarnęła ją wściekłość, paląca, nieokiełznana i tak intensywna, że poczuła ukłucie łez. Chciała
tylko trochę pospać. To zbyt wiele? Zamiast tego powiedziała, w swój najbardziej oschły sposób
- Domyślam się, że nie mogę wymagać jakichkolwiek manier, od człowieka takiego jak Ty. –
Odwróciła się i postawiła już pierwszy krok, gdy wymamrotał coś pod nosem. Coś, co brzmiało
jak – Potrzebujesz porządnego rżnięcia.
Mimo, że ten sam mały głosik ostrzegał ją, by nie zadzierała tylko wycofała się do domu, zanim
wpląta sie w wojnę z sąsiadem, odwróciła się . – Coś Ty powiedział?
Wciągnął dolną wargę i skrzyżował swoje ręce na klacie. Oczy mu się zwęziły, a jego usta
zacisnęły na chwilę, jakby zastanawiał się czy powiedzieć, czy nie. Uczciwośc wygrała –
Powiedziałem, że ktoś tu potrzebuje porządnego rżnięcia.
Taylor otworzyła buzię, by po chwili ją zamknąć jak umierający karp. Nie mogła uwierzyć, że
był tak bezczelny, by nie tylko o tym myśleć, ale i powiedzieć to na głos. – Nie wiem, co to ma
do rzeczy!
- Może gdybyś miała faceta, który zająłby się Tobą od czasu do czasu, nie byłabyś taka
zdenerwowana i może.. – kontynuował, pochylając się tak, by mogła go poczuć, cały ten słony
pot i czystą męską skórę, - Mógłby skosić ten katastrofalny trawnik i podnieść tym samym
walory sąsiedztwa.
Jego zapach naparł na nią jak fala, sprawiając, że sutki jej stwardniały pod gładką bawełną jej
koszulki i rozpraszając ją od faktu, że właśnie obraził jej życie seksualne. Potrząsnęła głową. Był
paskudnym, spoconym robolem – a nie typem faceta, który sprawiał, że twardniały jej sutki i
4
wilgotniały majteczki! Zbierając w sobie całą lodowatą dumę w końcu pękła. – Mam faceta –
bogatego, szczęśliwego faceta, który ma ważniejsze sprawy na głowie niż przystrzyżanie mojego
trawnika.
- Bez jaj. Twój trawnik nie był ruszany przez długi, długi czas. – Bez wątpienia można było
usłyszeć lubieżną nutkę w jego głosie.
Zamknęła oczy i westchnęła. – Najwyraźniej dobrze się bawisz, ale wiedz, że mój związek ze
Stevenem ma się dobrze. To, co jest między nami, jest ponad seksem...
- Bingo, dokładnie tak jak myślałem.- przerwał. – Ponad seksem znaczy bez seksu.
Taylor klapnęła ustami, zakłopotana, że ujawniła aż tyle. Nigdy nie dzieliła się intymnymi
szczegółami ze swojego życia seksualnego, nawet z najbliższymi przyjaciółmi. Co ją skłoniło do
rozmowy, takiej jak ta, z dopiero co poznanym facetem? – Nie wydaje mi się, by był to twój
interes - powiedziała nieprzekonująco – To nie trwa długo - zaledwie cztery miesiące, ale kto to
liczy? – Dużo podróżuje – powiedziała w odpowiedzi na jego uśmieszek, następnie mentalnie się
trzepnęła. Dlaczego się mu tłumaczy?
- Pozwól, że coś ci powiem Taylor, - pochylił się bliżej. Na tyle bliżej, by mogła ujrzeć te
śmiesznie długie rzęsy, otaczające jego wspaniałe zielone oczy. Na tyle bliżej, by mogła
zobaczyć jak jego zarost muśnięty jest złotem. Na tyle bliżej, by poczuć zapach szamponu
dochodzącego od jego wilgotnych włosów.
Oparła się pragnieniu, by językiem zlizać samotnie ociekającą po jego gardle kropelkę potu. – Co
takiego?
- Faceci nie obejdą sie bez seksu. Wiec wierz mi, jeśli nie dostaje tego od ciebie, pójdzie do
innej. – Odwrócił się i opuścił ją bełkoczącą coś. Była tak wkurwiona, że prawie nie zauważyła
jak dobrze prezentował się od tyłu.
Za rogiem Joe oglądał Taylor, wściekle spoglądającą na miejsce, które niedawno opuścił, jej
szczęka była tak ściśnięta, jakby próbowała powstrzymać tyradę wściekłości. Po kilku sekundach
odwróciła sie na pięcie i poszła ciężkim krokiem w stronę swojego trawnika, ukazując mu
doskonały widok gładkich ud. Oblizał usta, chcąc, by ten szlafroczek był o kilka cali krótszy, tak
by mógł podziwiać jej mocno umięśniony tyłek.
W przeciwieństwie do swojej sąsiadki, która najwyraźniej była nieświadoma jego aż do
dzisiejszego poranka, Joe był całkowicie świadomy istnienia Taylor już od pierwszego tygodnia
przeprowadzki, kiedy to ujrzał ją w przelocie wracającą w biegu o jakiejś wczesnej godzinie. Co
było ironiczne, rozważając dzisiejszy ranek, kiedy narzekała na pracę o cywilizowanej godzinie,
jaką była dziesiąta. Nawet z oddali, widział jaka była piękna, z czystymi, klasycznymi rysami i
kolorami nordyckiej bogini. I w przeciwieństwie do większości kobiet, które wyglądałyby na
spocone i rozczochrane po biegu, jej włosy były ciągle starannie ściśnięte w koński ogon, jej
policzki były lekko zaróżowione od wysiłku, ale ogólnie ona była schludna i... schludna. Tak
można ją określić.
Od tego czasu, uświadomił sobie, że patrzy na nią każdego ranka gdy wychodzi do pracy, zawsze
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]