Jewell Lisa - Po Imprezie, książki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Lisa JewellPO IMPREZIEDla Jaschy, Amelie i EvieUdane małżeństwo wymaga wielokrotnegozakochiwania się, zawsze w tej samej osobie.MIGNON MCLAUGHLINPodziękowaniaTym razem słowa podziękowania należą się przede wszystkim KateElton. Jestem ci bardzo wdzięczna, że poświęciłaś mnóstwo swojegocennego czasu z urlopu macierzyńskiego na czytanie w kółko moichwypocin, by to wszystko zgrabnie zebrać w całość. Dziękuję ci nawetza te osiemnaście stron notatek pisanych drobnym maczkiem (rozmiarczcionki 10, pojedyncze odstępy), które z przyjemnościąumoczyłabym w benzynie i podpaliła, gdy po raz pierwszy jezobaczyłam. Jestem ci wdzięczna za każdą poświęconą chwilę i twójwysiłek. Nigdy wcześniej tak ciężko nie pracowałam przy obróbceksiążki i bardzo się cieszę, że mnie do tego zmusiłaś.Dziękuję tym wszystkim, którzy mówili: „O, ciąg dalszyImprezy uRalpha.Nie mogę się doczekać!" Te słowa jednocześnie dodawały miskrzydeł i przerażały mnie, ale mimo wszystko to wielkie szczęściemieć świadomość, że ludzie nie zapominają i wciąż im zależy. Mamnadzieję, że nikogo nie zawiodłam.Dziękuję Jaschy, że po razDRUGIzupełnie nie przejmował się faktem,że piszę książkę o „kompletnie fikcyjnym związku, który w żadnymrazie nie przypomina tego, co wydarzyło się nam". Skoro od czasówVince & Joynie prze-czytałeś żadnej z moich książek, jestem prawie pewna, że i do tejnigdy nie sięgniesz.Dzięki tym wszystkim, którzy tradycyjnie już stoją za sceną —niesamowitej ekipie z Random House: Louise, Claire, Robowi,Oliverowi, Georginie, Louisie i wszystkim innym. DziękujęJonny'emu Gellerowi i wszystkim z Curtis Brown. Dziękuję wszelkimsprzedawcom książek, czytelnikom i bibliotekarzom, bez których towszystko nie miałoby większego sensu. I dzięki, jak zawsze, moimnajdroższym przyjaciołom za to, że zawsze, kiedy tego potrzebuję,jesteście w pogotowiu.PROLOGDWUNASTA ROCZNICApierwszego pocałunku Ralpha i Jem wypadaw chłodną, suchą środę na początku marca. Glicynia, która rośnieprzed oknem biura Jem, dopiero rozbudza sie z zimowego snu iwkrótce pokryje się kaskadami pachnących liliowych kwiatów, aprzysadzista hortensja przy drzwiach wejściowych nieśmiało zaczynasię zazieleniać, ale wszystko wskazuje na to, że przyczajona za rogiemwiosna jeszcze nie rozgościła się na dobre.Jem opuszcza biuro kwadrans po piętnastej i udaje się na spotkanie wBattersea. Zabiera ze sobą małą tekturową teczkę, telefon komórkowy,torebkę i bochenek ciemnego chleba. Przed opuszczeniem biurazwraca się do swojej asystentki, Mariel, która właśnie zaparza herbatęw małej kuchni.— Spadam na spotkanie z odludkiem — oznajmia Jem.— Och — jęczy Mariel. — Mój Boże. Powodzenia.— Dzięki. Będę go potrzebować. Wracam za godzinę. Marieluśmiecha się ze współczuciem, a Jem zamyka zasobą drzwi. Smutny paradoks wyprawy na Almanac Road w takznaczący dzień nie umyka jej uwadze. Piętnastominutowy marsz zbiura na Wandsworth Bridge Road wypełnia się bolesnąświadomością. Kiedy Jem staje przed domem numer trzydzieści jeden,jej oczy wędrują, jak zwykle, ku oknom w suterenie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mexxo.keep.pl